Niemieccy ekonomiści w napływie imigrantów z Rumunii i Bułgarii widzą szansę ożywienia tamtejszego rynku pracy. Natomiast koalicyjna bawarska CSU twierdzi, że są oni zagrożeniem dla niemieckiego systemu opieki społecznej.
W grudniu 2013 roku w Niemczech poziom bezrobocia wynosił 6,7 proc., co oznacza, że bez pracy było 2 mln 873 tys. osób w wieku produkcyjnym. Na tle krajów Unii Europejskiej to dobry wynik - zauważa "Deutsche Welle". - Stosunkowo pomyślna sytuacja na rynku pracy dowodzi wysokiego stopnia innowacyjności niemieckiej gospodarki - twierdzi profesor Gerhard Bosch z Uniwersytetu Duisburg-Essen w wywiadzie dla "Deutsche Welle". "DW" zauważa, że eksperci Federalnej Agencji Pracy w Norymberdze na ten rok prognozują dalszy spadek bezrobocia.
Inny pogląd na ten temat mają analitycy Instytutu Gospodarki Niemieckiej. - Z aktualnych badań nastrojów w zarządach dużych organizacji gospodarczych wynika, że na przełomie starego i nowego roku przeważał optymizm - mówi szef Instytutu Michael Hüther. I dodaje: - Nie oznacza to jednak automatycznie, że ten optymizm przełoży się na wzrost miejsc pracy. W tej chwili w Niemczech panuje rekordowe zatrudnienie. Liczba pracujących wynosi 42 mln osób i bez napływu obcej siły roboczej niewiele tu się zmieni - twierdzi Hüther.
Imigranci tak, czy nie?
Jak imigranci z Rumunii i Bułgarii, którzy od stycznia mają dostęp do niemieckiego rynku pracy, wpłyną na ten stan? "Deutsche Welle" podkreśla, że Federalna Agencja Pracy nie obawia się napływu imigrantów z Bułgarii i Rumunii. Powołuje się ona na doświadczenia z minionych lat, który pokazały, że pochodzący z tych krajów robotnicy sezonowi okazali się zjawiskiem korzystnym w niemieckim rolnictwie i w takich branżach, jak służba zdrowia i gastronomia. Profesor Herbert Brücker z Instytutu Badań Rynku Pracy i Szkolenia Zawodowego w Norymberdze zauważa, że "zdecydowana większość Rumunów i Bułgarów, przybywających do Niemiec, to typowi przedstawiciele imigracji zarobkowej a nie osoby, które można podejrzewać o pasożytnictwo społeczne".
Podobnie uważa prezes Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK) dr Martin Wansleben. Według niego dyskusja - zainicjowana przez CSU - o rzekomych zagrożeniach dla rynku pracy m. in. odebraniu przez Rumunów i Bułgarów miejsc pracy Niemcom oraz chęci życia z zasiłku, jest szkodliwa. - Wskutek niekorzystnych zmian demograficznych Niemcy będą potrzebowały w latach następnych do 1,3 mln wykwalifikowanych pracowników z zagranicy. Ich napływ umożliwi utrzymanie wysokiego poziomu życia w RFN i ustabilizuje nasz system opieki społecznej - podkreśla szef DIHK. - Imigranci są nam pilnie potrzebni i należy uczynić wszystko, żeby chcieli szukać pracy w naszym kraju - dodaje.
"Deutsche Welle" zauważa, że stopa bezrobocia wśród ponad 150 tys. Rumunów i Bułgarów przebywających obecnie w Niemczech jest niższa niż wśród przedstawiciele innych narodowości. Dane te podważają zatem twierdzenia, iż większość z nich żyje na koszt niemieckich podatników.
Autor: mn/klim/ / Źródło: Deutsche Welle
Źródło zdjęcia głównego: shuterstock