Wojewoda podlaski oraz wojewódzki lekarz weterynarii apelują do komercyjnych hodowców kur i indyków w regionie o zgłaszanie się do weterynarzy w sprawie wprowadzonego obowiązku szczepień drobiu przeciwko rzekomemu pomorowi drobiu. Na Podlasiu pojawiły się cztery ogniska tej - nienotowanej w Polsce od 1974 roku - choroby.
Dwa w Topilcu i jedno we wsi Bojary w gminie Turośń Kościelna. Oraz jedno w Bohdanie w gminie Dobrzyniewo Duże. W tych miejscowościach w województwie podlaskim odnotowano w lipcu ogniska rzekomego pomoru drobiu. To wywoływana wysoce zjadliwym paramyksowirusem typu I choroba, której nie było w Polsce od 49 lat.
W lipcu wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski wydał rozporządzenie o wyznaczeniu stref wokół ognisk choroby: tzw. obszaru zapowietrzonego oraz obszaru zagrożonego. 10 sierpnia ukazało się kolejne rozporządzenie - o obowiązku zaszczepienia kur i indyków do hodowli, piskląt.
Szczepienia będą dotyczyć ogółem ok. 1,2 mln sztuk drobiu
W poniedziałek (14 sierpnia) wojewoda - razem w podlaskim wojewódzkim lekarzem Weterynarii Andrzejem Czerniawskim – apelował do hodowców, aby zgłaszali się do szczepień. Czerniawski poinformował, że szczepienia będą dotyczyć ok. 200 stad kur, a ogółem ok. 1,2 mln sztuk drobiu - kur i indyków w komercyjnych hodowlach, bo dla tych gatunków istnieją szczepionki przeciwko rzekomemu pomorowi drobiu.
Podlaski wojewódzki lekarz weterynarii mówił, że szczepienia już się rozpoczęły.
- Apeluję do hodowców, żeby zgłosili się do lekarzy weterynarii, którzy zajmują się leczeniem, profilaktyką chorób drobiu i oni wskażą odpowiednie preparaty - preparatów jest na rynku kilkanaście - mówił.
W tuszkach mrożonych wirus utrzymuje się około 300 dni
Podkreślał też, że służbom weterynaryjnym zależy na uodpornieniu drobiu, bo wirus, który powoduje rzekomy pomór drobiu, jest bardzo zjadliwy.
ZOBACZ TEŻ: 3,5 tysiąca martwych kormoranów. Co się stało?
- Utrzymuje się w tuszkach mrożonych około 300 dni, w puchu i w kurniku - 255 dni, w lodówce - 538, więc widzimy, jaka jest przeżywalność tego wirusa - zaznaczał.
Przekonywał przy tym, że szczepionki są skuteczne.
- Zależy nam na tym też, żeby uodpornić drób, żeby zakłady wylęgowe, gdzie wykluwają się pisklęta, także dokonywały tych szczepień, ale jaja muszą pochodzić ze stad reprodukcyjnych również szczepionych, czyli zacieśniamy krąg, żeby nie dopuścić później do wniknięcia tego wirusa w gospodarstwie - mówił Czerniawski.
Ponad 2,8 tysiąca kontroli
Podał także, że powiatowy lekarz weterynarii w Białymstoku przeprowadził dotąd 2815 kontroli w gospodarstwach niekomercyjnych i 27 kontroli komercyjnych na terenie wyznaczonego wcześniej w związku z chorobą obszaru zapowietrzonego.
- Liczymy na to, że po 30 dniach od dezynfekcji końcowej - czyli około połowy sierpnia - będziemy mogli znieść te wszystkie obszary i wrócimy do normy - dodał Andrzej Czerniawski.
Wirus może jeszcze znajdować się "w różnych środowiskach" w regionie
Wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski przypomniał, że ostatni przypadek choroby odnotowano 21 lipca.
- Te dotychczasowe działania służb weterynaryjnych i innych organów, samorządów, przynoszą nam na razie efekty. Kolejnych ognisk nie stwierdziły służby weterynaryjne ani nie zostały też zgłoszone - mówił wojewoda.
Paszkowski dodał, że wirus może się jeszcze znajdować "w różnych środowiskach" w regionie, dlatego konieczność szczepień. Przypomniał, że obowiązek dotyczy całego regionu, także tych posiadaczy drobiu, którzy chcą do swoich małych stad, przydomowych, wprowadzić nowe sztuki do hodowli - te sztuki muszą pochodzić z zaszczepionych hodowli, także jajka, z których ma być pozyskany drób do hodowli muszą być od zaszczepionych sztuk.
- Mam nadzieję, że i dzięki temu działaniu, i też działaniom służb weterynaryjnych kolejnych ognisk nie będzie - mówił wojewoda.
Podkreślał jednak, że należy zachować czujność.
- Wielu hodowców szczepi stada, ale teraz szczepienia są obowiązkowe, aby wyeliminować pojawianie się wirusa - zaznaczył.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock