Migranci chcieli dostać się do Polski. Żołnierz "bronił się wszystkimi możliwymi sposobami"

Żołnierze na granicy z Białorusią (zdjęcie ilustracyjne)
Grupa migrantów chciała dostać się do Polski. Rzecznik WZZ Podlasie o sprawie
Źródło: TVN24
Prokuratura Okręgowa w Olsztynie wszczęła śledztwo w sprawie incydentu, do którego doszło 10 lipca na granicy z Białorusią. Prokuratorzy sprawdzają, czy nie doszło do ewentualnego przekroczenia uprawnień przez polskiego żołnierza, który miał strzelać z gumowych kul do Afgańczyka i uderzyć go w głowę kolbą pistoletu. Zawiadomienie w sprawie złożył też ranny żołnierz.

Informację o śledztwie przekazało radio RMF FM. Wcześniej o tym, że "żołnierz otworzył ogień, a później bił kolbą" informował Onet.

O incydencie, do którego doszło w ubiegły czwartek wieczorem, mówił rzecznik Wojskowego Zgrupowania Zadaniowego Podlasie na poniedziałkowym briefingu. Jak mówił, na odcinku granicy w okolicy Michałowa grupa migrantów zaatakowała polskich żołnierzy rzucając w nich kamieniami. Dwóch migrantów przekroczyło nielegalnie granicę. Jeden z nich, jak relacjonował major Błażej Łukaszewski, zaatakował żołnierza, którego "życie i zdrowie było zagrożone". - Agresywny migrant został zatrzymany przez Straż Graniczną, a żołnierzowi natychmiast udzielono pomocy medycznej i przetransportowano do szpitala - powiedział rzecznik WZZ Podlasie. Dodał, że zaatakowany żołnierz "bronił się wszystkimi możliwymi sposobami".

- Żołnierze, broniąc się tam na granicy polsko-białoruskiej, między innymi używali broni gładkolufowej. Bronili się przed agresywną grupą migrantów - powiedział tvn24.pl Łukaszewski.

Zastępca Prokuratora Rejonowego Białystok-Północ w rozmowie z tvn24.pl, przekazał, że czynności przed podjęciem decyzji o wszczęciu śledztwa były prowadzone w piątek (11 lipca). - Wydział Żandarmerii Wojskowej w Białymstoku pod nadzorem działu do spraw wojskowych Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ prowadził w piątek czynności w trybie 308 dotyczące przekroczenia uprawnień przez polskiego żołnierza (paragraf 231 paragraf 1) z artykułem 157 paragraf 1 (dotyczy średniego i lekkiego uszczerbku na zdrowiu) - potwierdził zastępca prokuratora z wydziału do spraw wojskowych pułkownik Radosław Wiszenko. Dodał, że postępowanie jest prowadzone w sprawie i akta trafiły do Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. Jej rzecznik Daniel Brodowski potwierdził w rozmowie z TVN24, że śledczy otrzymali taką sprawę. - Dotyczy ewentualnego przekroczenia uprawnień przez żołnierza, który miał uderzyć migranta kolbą broni w głowę - dowiedział się reporter TVN24 Mateusz Grzymkowski. Wiadomo, że śledczy mają zabezpieczone nagrania pochodzące od innych służb.

Dziennikarz tvn24.pl ustalił, że nie chodzi o oddanie samych strzałów z broni gładkolufowej przez żołnierza, tylko o uderzenie leżącego na ziemi mężczyzny kolbą od pistoletu w głowę. - Jest nagranie z tego zdarzenia, strzela się z broni gładkolufowej, a nie uderza, tak? - powiedziała nam osoba zbliżona do sprawy.

Zawiadomienie po ataku na żołnierza

Z kolei do śledczych z Białegostoku trafiło zawiadomienie od żołnierza, który został ranny w trakcie zatrzymania migrantów. - Jeden w trakcie zatrzymania uderzył żołnierza łokciem w oko. Żołnierz trafił do szpitala. Nic poważnego mu się nie stało - mówił nam 11 lipca major Łukaszewski.

Do sprawy w mediach społecznościowych odniósł się Władysław Kosiniak-Kamysz, minister obrony narodowej. "Żołnierze strzegący wschodniej granicy robią wszystko, codziennie narażając życie i zdrowie, by chronić Polskę przed nielegalnymi migrantami. Tak też było 10 lipca niedaleko Michałowa. Pod gradem kamieni i agresji obrońcy granic zrobili wszystko, by zatrzymać najeźdźców. Zrobili to skutecznie" - stwierdził na portalu X.

Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę

Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Alaksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu niemal 31 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.

Czytaj też: Operacja "Śluza" - skąd latały samoloty do Mińska? Oto, co wynika z analizy tysięcy rejsów

Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.

Organizacje pomocowe o sytuacji na granicy

Organizacje niosące pomoc humanitarną na granicy polsko-białoruskiej twierdzą, że pomimo zmiany rządów w Polsce wobec migrantów nadal łamane jest prawo. Przekonują, że mają udokumentowane przypadki wyrzucania za granicę z Białorusią osób, które wyraźnie i w obecności wolontariuszy prosiły o ochronę międzynarodową. W czasie jednej z konferencji prasowych zaprezentowano drastyczny film udostępniony przez Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne, na którym widać przeciąganie bezwładnego ciała kobiety przez bramkę w płocie granicznym i porzucanie jej po drugiej stronie.

Organizacje pomocowe domagają się od rządu przywrócenia praworządności na pograniczu polsko-białoruskim, prowadzenia polityki ochrony granic z poszanowaniem prawa międzynarodowego oraz krajowego gwarantującego dostęp do procedury ubiegania się o ochronę międzynarodową i przestrzeganie zasady non-refoulement, wszczynania przewidzianych prawem postępowań administracyjnych wobec osób przekraczających granicę, natychmiastowego zatrzymania przemocy na granicy wobec osób w drodze i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych przemocy.

"Wiemy o osobach w ciężkim stanie zdrowia wyrzucanych z ambulansów wojskowych, a także wywożonych wprost ze szpitali. Za druty i płot graniczny trafiają mężczyźni, kobiety z dziećmi oraz małoletni bez opieki. Wywózkom cały czas towarzyszy przemoc ze strony polskich służb: używanie gazu łzawiącego, bicie, rozbieranie do naga, kopanie, rzucanie na ziemię, skuwanie kajdankami, niszczenie telefonów i dokumentów, odbieranie plecaków z prowiantem oraz czystą wodą. Ludzie opowiadają nam, że groźbą lub przemocą fizyczną są zmuszani do podpisywania oświadczeń, że nie chcą się ubiegać o ochronę międzynarodową w Polsce, a następnie wywożeni są za płot" - czytamy we wspólnym oświadczeniu organizacji.

Czytaj więcej w tvn24.pl: Kryzys na granicy polsko-białoruskiej

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: