Mają specjalistyczną wiedzę, sprzęt i są chętni do pracy. Kilkudziesięciu medyków jest gotowych, by pojechać na Podlasie do strefy objętej stanem wyjątkowym i udzielić pomocy migrantom. Na wjazd do strefy potrzebują zgody od ministra spraw wewnętrznych i administracji, a tej na razie brak. Ale medycy nie zamierzają czekać z założonymi rękami. W czwartek zaczynają dyżury w pobliżu strefy. Poprosiły ich o to organizacje pomocowe.
#MedycyNaGranicy to grupa 42 osób z wykształceniem medycznym, która deklaruje, że chce własnym sumptem i dzięki pomocy darczyńców udzielić pomocy medycznej migrantom znajdującym się na polsko-białoruskiej granicy. Grupa zebrała się spontanicznie, a na jej czele stoi Jakub Sieczko, lekarz anestezjolog. Jak mówi, wszystko zaczęło się od jednej wiadomości od wolontariusza z organizacji pomocowej działającej w pobliżu granicy. To była prośba o kontakt do lokalnych medyków, którzy mogliby swoją wiedzą wesprzeć aktywistów.
Jakub Sieczko: Zacząłem o tym rozmawiać ze znajomymi z branży. Okazało się, że coraz więcej osób po prostu jest oburzonych tym w jakim stanie są migranci. Zaczęliśmy debatować o tym, co my możemy zrobić. Akcja zaczęła się rozrastać z dnia na dzień.
Jaki mają plan? Oferują, że w ciągu kilku godzin w strefie objętej stanem wyjątkowym mogą podstawić karetkę z trzyosobowym zespołem medyków, który udzieli pomocy potrzebującym. I tak codziennie, co najmniej do końca października.
Jakub Sieczko: Mamy już ułożony grafik. Nawet dzisiaj trzy osoby czekają w gotowości. Brakuje nam tylko zgody ministra na wjazd do strefy.
Dlaczego chcą pojechać na granicę?
Grupa medyków, która chce pomagać na granicy polsko-białoruskiej to specjaliści z różnych części Polski: Warszawy, Gdańska, Lublina, Wrocławia, Krakowa i wielu innych miast. Wśród nich są: Paweł, Marta, Anna i Grzegorz.
Paweł Podkościelny, lekarz specjalista medycyny ratunkowej: - Nie mieści mi się w głowie, że w XXI wieku w naszym kraju ludzie umierają w lesie. W przypadkach hipotermii, odwodnienia, udarów, urazów i wycieńczenia organizmu, liczy się często każda minuta. Nasze wsparcie odciąży lokalne zespoły ratownictwa, które teraz tam działają – zdejmiemy z nich część pracy. Pracuję od ponad dwudziestu lat. Mierzę się z różnymi ludzkimi dramatami, jednak sytuacja ze wschodniej granicy mnie przeraża. Nie mogę być wobec niej obojętny. *
Marta Falecka, specjalistka pielęgniarstwa anestezjologicznego i intensywnej opieki: - Obserwuję sytuację na polskiej granicy i nie potrafię siedzieć bezczynnie. Nie znam się na akcjach charytatywnych, zbiórkach, aktywizmie. Jestem pielęgniarką, mogę dać siebie – swój czas i ręce, które potrafią pracować. Myślę o ludziach, którzy przedzierają się przez las. O tym, że się boją. Wierzę, że na nasz widok poczują się bezpiecznie, że zdążymy im pomóc, zanim będzie za późno. Jako naród podkreślamy często, jakim bohaterstwem i solidarnością wykazywaliśmy się w naszej historii. A ta historia dzieje się teraz. *
Anna Borkowska, lekarka, specjalistka anestezjologii i intensywnej terapii: - Chcę wziąć udział w tej akcji, ponieważ zostałam wyszkolona, aby ratować życie i zdrowie ludzi, również w sytuacjach kryzysowych. Jesteśmy medykami, to nasz zawód. Uważam to za wielką odpowiedzialność. *
Grzegorz Choroszkiewicz, ratownik medyczny: - Zawsze chciałem być ratownikiem medycznym, można to chyba nazwać powołaniem. Studia mnie ukształtowały. Nauczyłem się, że nie ma znaczenia, jakie poglądy ma ratownik, a jakie pacjent, w co wierzy, co robił w życiu. W karetce wszyscy jesteśmy równi. Chcę pojechać na granicę, bo ludzie, którzy tam są, muszą znów poczuć się ludźmi. *
Związane ręce
24 września #MedycyNaGranicy złożyli wniosek do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, w którym proszą o zgodę na umożliwienie wjazdu do strefy objętej stanem wyjątkowym. Odpowiedź z jednego z departamentów ministerstwa przyszła cztery dni później.
Jakub Sieczko: - Przedstawiciel ministerstwa nie odniósł się do naszego wniosku bezpośrednio, a poinformował tylko, że sytuacja jest taka, że pomocy medycznej udzielają osoby zatrudnione w straży granicznej oraz lokalny system ratownictwa państwowego. My właśnie chcielibyśmy odciążyć fizycznie i psychicznie służby, które tam działają. Jesteśmy otwarci na współpracę nie tylko z organizacjami pomocowymi, ale też strażą graniczną. Deklarujemy też, że będziemy przestrzegać prawa.
Medycy na razie mają związane ręce w kwestii wyjazdu do strefy, ale to nie oznacza, że biernie czekają aż coś się zmieni.
Jakub Sieczko: - Przeszkoliliśmy wolontariuszy w kwestii właściwego wzywania pomocy. Pewne kwestie nie są oczywiste dla osób bez wykształcenia medycznego, Mówimy im na co zwracać uwagę, jakie pytania zadawać, czy jak rozmawiać z dyspozytornią medyczną. Uczymy jak określać i podawać lokalizację poszkodowanych, co też jest trudne, bo to osoby przecież są w lesie. To nasze działania, które możemy podjąć teraz, ale to mało jak na ten dramat humanitarny, który tam się rozgrywa.
Codziennie jeden z medyków pełni też telefonicznie całodobowy dyżur. Takie zdalne konsultacje mają być pomocne dla wolontariuszy, którzy spotykają migrantów.
Jakub Sieczko: - Ludzie do nas dzwonią. Zwykle to kilka telefonów na dobę. Mieliśmy już informacje o 8-letnim chłopcu wychłodzonym, który tracił przytomność, o osobie ze złamaną nogą, o mężczyźnie z podejrzeniem zawału serca. To jest bardzo trudne również emocjonalnie. Mamy zgłoszenie o jakiejś osobie, wiemy jaka pomoc powinna zostać udzielona, a jednocześnie na odległość bardzo niewiele możemy zrobić. Niestety ta zdalna pomoc często przypomina głuchy telefon. Zwłaszcza, gdy wolontariusze otrzymują prośbę o pomoc od kogoś ze strefy.
Medycy, którzy chcą działać na granicy, rozważają też podstawienie ambulansu w pobliżu strefy.
Jakub Sieczko: Rozmawiamy z organizacjami o tym, czy liczba osób, które znajdują się poza strefą, a potrzebują pomocy jest na tyle duża, że przydałby się nasz ambulans z zespołem. We wtorek skontaktowała się z nami jedna z takich organizacji. Ich zdaniem sytuacja jest na tyle trudna, że nasza pomoc, nawet poza strefą stanu wyjątkowego, bardzo by się przydała.
Dlatego w czwartek o godzinie 8 #MedycyNaGranicy rozpoczną pierwszy dyżur w pobliżu polsko-białoruskiej granicy. Trzyosobowy zespół (kierowca-ratownik, lekarka, ratownik medyczny) przez całą dobę będzie odpowiadać na zgłoszenia aktywistów o osobach potrzebujących pomocy.
Jakub Sieczko: Zostaniemy tam przez 40 dni. Nasza baza będzie znajdować się na południowy wschód od Białegostoku. Według naszych informacji to tam poszkodowanych jest najwięcej. Wciąż nie mamy zgody ministerstwa na wjazd do strefy stanu wyjątkowego, ale będziemy tuż przy niej.
Mają poparcie 25 wybitnych lekarzy i lekarek
Pierwszy wniosek do MSWiA spotkał się z odmową. #MedycyNaGranicy poprosili o wsparcie prymasa Polski. W odpowiedzi na list, który skierowali do hierarchy otrzymali pismo, które jak mówią, odbierają jako poparcie swoich działań. Teraz liczą, że prymas zaangażuje się w sprawę jako mediator między medykami a ministerstwem. Na razie informacji o ewentualnych konkretnych działaniach brak.
Jakub Sieczko: - Dajemy władzom państwowym czas, żeby przemyślały swoją strategię zdrowotną dotyczącą tego kryzysu, bo ta obecna nie jest wystarczająca. Ludzie cierpią i umierają. My chcemy się zająć gaszeniem pożaru, czyli odpowiedzią na bieżący kryzys. Jako wolontariusze możemy zostać na granicy do końca października, być może połowy listopada.
W poniedziałek inicjatywę 42 medyków poparło też 25 wybitnych lekarzy i lekarek, którzy wystosowali do szefa MSWiA apel o dopuszczenie #MedykówNaGranicy do strefy stanu wyjątkowego.
Jakub Sieczko: - To dla nas szczególnie ważne, bo wielu spośród sygnatariuszy apelu to nasi nauczyciele akademiccy. Apel podpisali między innymi byli i obecni rektorzy uczelni medycznych, prezesi międzynarodowych i polskich towarzystw naukowych, kierownicy klinik i instytutów. Oni wszyscy wiedzą, że nasze działanie jest apolityczne.
"Świetna inicjatywa..."
W środę, podczas konferencji, dziennikarze zapytali ppor. Annę Michalską ze straży granicznej, jak ocenia inicjatywę #MedycyNaGranicy i czy uważa, że powinni oni otrzymać zgodę na wjazd do strefy. - Świetna inicjatywa, ci medycy powinni trafić do szpitali w Białymstoku i tych, które są poza strefą, a z których my często korzystamy, gdy wzywamy pomoc do migrantów. Myślę, że to jest dobre miejsce, żeby tam właśnie te osoby zaczęły działać, w tych szpitalach, gdzie przywozimy tych nielegalnych migrantów - powiedziała ppor. Michalska.
Rzeczniczka zapewniła również, że funkcjonariusze straży granicznej wzywają miejscowe pogotowie do migrantów, gdy tylko jest taka potrzeba. Wskazała również, że w takich przypadkach, te karetki nie muszą mieć żadnej zgody MSWiA i wjeżdżają na teren strefy automatycznie.
* Wypowiedzi pochodzą z oficjalnej strony #MedycyNaGranicy
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Twitter- Medycy na Granicy