Ręki nie podaję, mówię "cześć". Obrazek z podlaskiej wsi w czasie epidemii

Machnacz nie żyje epidemią, ale i tu zmieniła ona codzienność
W Machnaczu koronawirus też zmienił życie

Wyobraźmy sobie, że w czasie ogólnonarodowej kwarantanny musimy pozostać w miejscowości właściwie odciętej od świata, gdzie nie ma żadnego sklepu, lekarza, urzędu. Większość z nas może to sobie jedynie wyobrazić, ale takie miejscowości w Polsce istnieją. Jak sobie radzą ich mieszkańcy? Reporter "Czarno na białym" Piotr Czaban odwiedził jedną z nich.

Zaledwie 21 mieszkańców: 11 kobiet i 10 mężczyzn. Panie przede wszystkim w wieku powyżej 60 lat, panowie - od 45 do 64 lat. Osób do 18. roku życia - dwie. Tyle dane GUS z ostatniego spisu powszechnego.

Internet niewiele więcej o Machnaczu mówi. Wieś w gminie Czarna Białostocka, powiecie białostockim, województwie podlaskim, w samym sercu Puszczy Knyszyńskiej. Stacja kolejowa z dwoma peronami ("jeden niżej, drugi wyżej" - piszą miłośnicy kolei), która w 2017 roku obsługiwała "0-9 pasażerów na dobę".

I jak podaje Państwowy Instytut Geologiczny - uroczyska, na których występują dwie spośród zaledwie kilku znanych w Polsce populacji Chamaedaphne calyculata (chamedafne północna), rośliny uważanej za relikt glacjalny.

- Tutaj mamy bagna, naturę. Tu jest czysto, tu jest super - mówi Jarosław Keller, mieszkaniec Machnacza.

- Tutaj wirus nie ma szans? - pytam.

- Wątpię – odpowiada pan Jarosław.

Machnacz nie żyje epidemią, ale i tu zmieniła ona codzienność
Machnacz nie żyje epidemią, ale i tu zmieniła ona codzienność
Źródło: Krzysztof Kundzicz, Wikipedia (CC BY-SA 3.0)

"Coś tam z tyłu głowy siedzi zawsze"

Ale i tutaj koronawirus zmienił codzienne życie, nawet jeśli na zewnątrz tego nie widać. Tam, gdzie są dzieci, pojawiły się kłopoty z lekcjami, bo nie ma komputerów. Tam, gdzie osoby starsze, konieczne są większe środki ostrożności w kontakcie nawet z pracownikami opieki społecznej.

- Zdrowie jak wiek. Wiek duży, zdrowie słabe - mówi Czesława Strug. - Mam opiekunkę z opieki społecznej. Przyjeżdża regularnie na dwie godziny. Codziennie. Opał przynosi, sprząta, zakupy robi - opowiada.

Tą opiekunką jest Agnieszka Zajko z Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Czarnej Białostockiej. Każdego dnia pomaga trzem swoim podopiecznym.

- Przede wszystkim muszę zwracać uwagę na obostrzenia higieniczne – tłumaczy. - Częsta higiena, mycie rąk. Mam rękawice, środki dezynfekujące. Zwracamy uwagę na siebie, ale też na higienę swoich podopiecznych - dodaje. Przyznaje, że obawa przed koronawirusem jest.

- Coś tam z tyłu głowy siedzi zawsze, ale to nasze środowisko jest hermetyczne – mówi Zajko. - Nasze przemieszczanie się ograniczyliśmy do minimum. Bez naszej pomocy egzystencja osób samotnych wyglądałaby raczej słabo - mówi.

O tym, że pomoc socjalna dociera do wszystkich potrzebujących mieszkańców gminy, zapewnia Agnieszka Dyda, dyrektor MGOPS w Czarnej Białostockiej. - Opiekunowie socjalni świadczą pomoc w środowiskach, w których nie ma możliwości zapewnienia takiej pomocy ze strony rodziny bądź innych osób – wyjaśnia Dyda.

Lekcje przez starego smartfona

Na obostrzenia związane z walką z koronawirusem mieszkańcy Machnacza raczej nie narzekają. Dla większości życie wydaje się biec zwykłym rytmem.

-  Do sklepu w Czarnej Białostockiej muszę jechać rowerem, żeby kupić podstawowe produkty - opowiada Jarosław Keller, sąsiad pani Czesławy. Kontaktu z innymi ludźmi, jak mówi, nie unika: - Jestem towarzyski, ale w tych czasach ręki nie podaję. Mówię "cześć".

Problem mają za to dzieci z sąsiedztwa. Dwoje z nich to uczniowie szkoły podstawowej. Teraz, gdy muszą zostać w domu, nauczyciele codziennie wysyłają im e-mailem zadania do wykonania. Tyle że w domu nie ma komputera. Lekcje trzeba odrabiać korzystając ze starych smartfonów.

Pani Czesławy akurat ten problem nie dotyczy. W przyszłość patrzy z optymizmem. 

- Jestem dobrze nastawiona, bo mi się wydaje, że wszystko jest dobrze. Polacy dbają i dostosowują się do tego. Niech tak będzie dalej - mówi z uśmiechem kobieta.

Czytaj także: