Sąd Okręgowy w Białymstoku przyznał po 100 tysięcy złotych każdej z czterech córek 48-letniego żołnierza Armii Krajowej, który w kwietniu 1949 roku - po dwóch dniach przesłuchań - zmarł w areszcie Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim. Zatrzymano go w związku z jego działalnością niepodległościową, gdy - po dłuższym czasie ukrywania się - pojawiał się w Wielkanoc w domu, by odwiedzić rodzinę.
O zadośćuczynienie za śmierć ojca wystąpiła początkowo jedna z córek. Trzy kolejne włączyły się do procesu w trakcie.
Do śmierci żołnierza AK, później Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, doszło 19 kwietnia 1949 roku w areszcie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bielsku Podlaskim.
Córki chciały 10 mln zł zadośćuczynienia i 800 tys. zł odszkodowania
Mężczyzna miał wtedy 48 lat, był żonaty i miał siedmioro małych dzieci. Najbliżsi do dziś (żyją cztery córki) nie wiedzą, gdzie został pochowany. Rodzina nie miała możliwości uczestnictwa w pochówku.
Wniosek początkowo dotyczył 10 mln zł zadośćuczynienia, ale został rozszerzony o kwotę nieco ponad 800 tys. zł odszkodowania za utracone dochody (zarobki z pracy w gospodarstwie, a później z emerytury).
W piątek strony wygłosiły mowy końcowe, a potem sąd ogłosił wyrok. Pełnomocnik bliskich zmarłego w swoim końcowym wystąpieniu poparł wniosek w całości. Prokuratura co do zasady uznała zasadność roszczenia o zadośćuczynienie (choć nie w takiej kwocie), ale chciała odrzucenia wniosku o odszkodowanie.
Białostocki sąd okręgowy przyznał każdej z córek zmarłego od Skarbu Państwa po 100 tys. zł zadośćuczynienia z ustawowymi odsetkami od dnia uprawomocnienia się orzeczenia do dnia zapłaty. W pozostałym zakresie wniosek oddalił.
Żołnierz prowadził działalność niepodległościową od 1944 roku
- Co do zasady roszczenie jest jak najbardziej słuszne - mówiła w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Izabela Komarzewska.
Przywoływała dane z archiwów IPN dotyczące - prowadzonej od 1944 roku - niepodległościowej działalności ojca wnioskodawczyń.
Podkreślała, że to właśnie w związku z tą działalnością został on zatrzymany przez funkcjonariuszy UB, gdy - ukrywając się od dłuższego czasu - w Wielkanoc 1949 roku pojawił się w domu, by odwiedzić rodzinę.
Sędzia podkreślała, że przesłuchania były brutalne. Niewykluczone, iż doszło też do tortur. Wyjaśniała, że prawo do zadośćuczynienia w oparciu o tzw. ustawę lutową z 1991 roku (czyli przepisy o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego) dotyczą właśnie osób represjonowanych. A w przypadku ich śmierci - ich bliskim.
Wyjaśniała, że na podstawie tych przepisów nie ma jednak możliwości wyliczenia szkody majątkowej (wysokości utraconego zarobku czy emerytury) po śmierci represjonowanego, jak miało to miejsce w tej sprawie.
- Bardzo trudno jest wyrazić krzywdę ludzką w pieniądzach, z racji niewspółmierności oceny dolegliwości represji - mówiła sędzia Komarzewska, odnosząc się do wniosku o zadośćuczynienie.
Sąd: kwota zadośćuczynienia godziwa
Choć sędzia przyznała, że rozmiar represji w tym przypadku był dotkliwy (stosowano przemoc, być może tortury), to kwotę 10 mln zł określiła jednak mianem "wygórowanej".
Mówiła też, że zadośćuczynienie, które ma charakter kompensacyjny, nie może być ani symboliczne, ale też nie może stanowić nieuzasadnionego, nadmiernego wzbogacenia i ma być utrzymane w "rozsądnych granicach odpowiadających warunkom i przeciętnej stopie życiowej". - Musi przedstawiać jakąś ekonomicznie odczuwalną wartość, która ma zatrzeć lub złagodzić odczucie krzywdy - powiedziała.
Przyznaną kwotę zadośćuczynienia uznała za "godziwą".
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratora na publikacji orzeczenia nie było. Nie wiadomo, czy będzie składał apelację. Natomiast pełnomocnik córek zmarłego nie wykluczył zaskarżenia wyroku.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24