Młoda klacz tułała się po polach w okolicach Lutyni (woj. dolnośląskie). Pozwoliła do siebie podejść, ale nie chciała iść. Pomogła dopiero obecność drugiego konia. Teraz klacz pozostaje pod opieką Fundacji Molosy Adopcje, a jej wolontariusze szukają właściciela zwierzęcia.
- Kontaktowaliśmy się z policją, powiatowym lekarzem weterynarii i urzędem gminy. Niestety, nikt nie zgłaszał zaginięcia konia w tamtym rejonie - mówi Elżbieta Kozłowska, prezes Fundacji Molosy Adopcje, która zajęła się klaczą.
Bezskuteczne okazały się rozmowy z właścicielami okolicznych stajni. - Okazało się, że nikt takiego konia nie zna - denerwuje się szefowa fundacji.
Nie chciała iść, uciekła, pomogła dopiero obecność innego konia
Klacz po raz pierwszy zauważono wieczorem 20 lipca. Pozwoliła do siebie podejść, ale nie dała się prowadzić. Koń nie był agresywny, ale stawał dęba i nie umiał iść na uwiązie. W końcu klacz wyrwała się i uciekła. Pojawiła się następnego dnia. Prawdopodobnie przyciągnęły ją inne konie. - Podążyła za podstawionym koniem w kierunku zaprzyjaźnionej stajni - relacjonuje Kozłowska.
Nie wiadomo skąd się wzięła
Klacz jest zadbana. Trwa sprawdzanie, czy ma wszczepiony chip. - Trudno powiedzieć skąd się wzięła. Może pochodzić z nielegalnego krycia - informuje prezes. I dodaje, że chciałaby, by koń wrócił do swojego właściciela. Ten jednak będzie musiał udowodnić, że zwierzę rzeczywiście jest jego własnością.
Poza tym przed tym, jak koń wróci do domu fundacja będzie chciała sprawdzić panujące tam warunki. - Po to żeby znowu nie uciekł - przyznaje Kozłowska. Sprawa została także zgłoszona do Polskiego Związku Hodowców Koni.
Właściciel konia lub osoby, która mogą wiedzieć do kogo zwierzę należy, proszone są o kontakt telefoniczny pod numerem: 790 879 037.
Młodą klacz znaleziono w okolicach Lutyni:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Molosy Adopcje