Pani Małgorzata straciła dziecko i zdrowie. Przez trzy lata próbowała dojść sprawiedliwości, ale sprawa jej lekarza utknęła, a akta zaginęły. Odnalazły się na drugim końcu Polski i wiele wskazuje na to, że nie był to przypadek.
- To był 38-39 tydzień ciąży. Zrobione USG. Dziecko było donoszone, ja pamiętam że on wtedy powiedział - bo to utkwiło mi w głowie - "płód dojrzały, gotowy do rozwiązania". I kazano mi czekać - Małgorzata Ossmann-Bitner z bólem wraca do wydarzeń sprzed 5 lat.
- Moje dziecko umarło, a ja walczyłam o życie - dodaje.
Przez dwa tygodnie pani Małgorzata była w śpiączce. Przeszła 6 operacji i nie może już mieć dzieci. Wszystko dlatego, że lekarz prowadzący ciążę, profesor Andrzej K., prezes dolnośląskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, kazał jej czekać, aż 5 dni na rozwiązanie.
- Do dziś nie rozumiem dlaczego - żali się przed kamerą "Blisko Ludzi" pani Małgorzata. - Ja się tak źle czułam, a nikt nie reagował. Profesor powiedział do mojego męża, już po południu, że ja histeryzuję. Ale tak naprawdę nikt mnie nie zbadał - mówi ze łzami w oczach.
Prokurator kłamała? "Można tak powiedzieć"
Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa Wrocław - Śródmieście. Profesorowi Andrzejowi K. i jego koledze, który miał wówczas dyżur, postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.
Od tamtej pory minęły trzy lata. Prof. K. nie poczuwa się do odpowiedzialności. Ale najbardziej bulwersujące jest to, że wrocławska prokuratura nie zrobiła w tej sprawie nic więcej. Co więcej, nie można wykluczyć, że próbowano ją zatuszować.
Okazuje się bowiem, że powodem zastoju w śledztwie był brak akt. Prokurator rejonowa tłumaczyła to przetrzymywaniem dokumentów przez biegłych. Teraz okazuje się jednak, że te nigdy do nich nie dotarły. - Z naszej wiedzy wynika, iż akta nie zostały wysłane - potwierdza przed kamerą Marek Ratajczyk z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu. I dodaje: - Nie można wykluczyć, że potwierdzająca to korespondencja została sfabrykowana.
Czy to znaczy, że prokurator prowadząca śledztwo kłamała? - Można tak powiedzieć. Wprowadzała w błąd prokuraturę okręgową i apelacyjną - odpowiada Ratajczyk.
Prokurator okręgowy wystąpił do prokuratora apelacyjnego z wnioskiem o odwołanie kierownika działu śledztw Prokuratury ejonowej Wrocław-Śródmieście. Został również złożony wniosek o przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego.
Sprawa we Wrocławiu, akta w Białymstoku
Pani Małgorzata próbowała sama szukać dokumentów. Te odnalazły się jednak dopiero, gdy sprawą zainteresowali się dziennikarze. I to nie we Wrocławiu, lecz w Białymstoku. Nie wiadomo, dlaczego tam trafiły.
- Wygląda to tak, jakby ktoś miał te akta schowane. I gdy zrobiła się afera, włożył je w paczuszkę i wysłał - twierdzi Marcin Rybak, dziennikarz "Gazety Wrocławskiej", który również zajmował się sprawą pani Małgorzaty.
Czy sprawa była tuszowana? - Istnieje takie podejrzenie - przyznaje prokurator Ratajczyk. I właśnie dlatego złożono wniosek o wyłączenie wrocławskiej prokuratury z tego postępowania.
W sierpniu, w Krakowie zebrał się sąd lekarski, który miał przyjrzeć się sprawie prof. K. Lekarz się nie pojawił. - Profesor przedstawił usprawiedliwienie w postaci zwolnienia lekarskiego - mówiła przed kamerą poszkodowana. I dodaje: - W tym samym czasie jednak pracował. Ten człowiek nie wykazuje żadnej skruchy, żadnego współczucia...
Autor: akow/dr/roody / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24