Robert Korczowski był od dziecka kibicem Manchesteru United. Miejsce na trybunach gdańskiego stadionu i obejrzenie na żywo finału Ligi Europy było dla niego spełnieniem marzeń. 35-latek nie zdążył podzielić się swoim szczęściem z bliskimi. W drodze powrotnej zginął w wypadku samochodowym. Był mężem i ojcem wpatrzonym w trzyletnią córeczkę. A także kapitanem Burzy Bystrzyca – ukochanego klubu, którego barwy reprezentował przez całe życie.
Robert wybrał się na mecz do Gdańska wraz ze swoim przyjacielem Michałem. I choć Czerwone Diabły przegrały po rzutach karnych batalię o tytuł z Villarreal, to sam fakt kibicowania na stadionie drużynie, którą wspiera się przez całe życie, musiał być niemałym przeżyciem.
Nieszczęśliwy wypadek
Po meczu panowie wsiedli do skody i wyruszyli w kierunku Bystrzycy Oławskiej, do domu. Michał prowadził, Robert usiadł na fotelu pasażera. Wracali w środku nocy ze środy na czwartek. Około godziny 3 na 301. kilometrze autostrady A1, na wysokości miejscowości Głogowiec, doszło do niespodziewanego zdarzenia - na drogę, prosto pod rozpędzony samochód - wbiegło dzikie zwierzę.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że łoś stał na pasie zieleni oddzielającym pasy ruchu i wyskoczył przed maskę jadącego samochodu. Wszystko wskazuje na to, że zwierzę nie dało możliwości podjęcia przez kierowcę jakichkolwiek działań obronnych – mówiła kilka godzin po zdarzeniu starszy sierżant Aneta Kotynia z policji w Koluszkach.
Siła uderzenia dosłownie rozpruła dach skody od strony pasażera. Poobijany Michał zdołał opuścić auto o własnych siłach. Wyciągnął ze środka nieprzytomnego kolegę i starał się reanimować go do przyjazdu na miejsce służb ratunkowych. Sam dzwonił na numer alarmowy.
Niestety Robert nie dawał już oznak życia. Zginął na miejscu. W lutym skończył 35 lat.
Solidny obrońca
- To był mój przyjaciel od dziecka. Wychowaliśmy się razem, studiowaliśmy razem, mieszkaliśmy razem we Wrocławiu. Jedna z najbliższych dla mnie osób. Jakbym był kibicem Manchesteru, to pewnie bym z nimi pojechał na ten mecz. Michał załatwił bilety, zrobił prezent Robertowi, który chciał pierwszy raz na żywo zobaczyć mecz United. Zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Wszyscy jesteśmy w szoku – opowiada Marcin Bojakowski, wieloletni przyjaciel Roberta Korczowskiego, jak i również kompan z linii obrony Burzy Bystrzyca.
Koledzy z drużyny występującej obecnie w A-klasie wspominają go jako jednego z najlepszych piłkarzy w klubie. W Burzy grał od zawsze – począwszy od trampkarzy, przez wszystkie szczeble doszedł do seniorów.
"Charakteryzował się spokojem, nieustępliwością, świetnym przeglądem pola, żelaznymi płucami i tym, że nigdy nie odstawiał nogi. Świetnie grał głową i miał niesamowity zmysł taktyczny, potrafił się świetnie ustawiać na boisku" – chwalą go koledzy z drużyny.
Cechy te dostrzegali również wysłannicy klubów z wyższych lig. Robert pozostawał jednak wierny barwom swojego macierzystego zespołu.
- Miał nawet propozycję pójścia do trzeciej ligi, gdzie mógł normalnie zarabiać pieniądze za granie. Nie chciał. Wolał został w Burzy – przyznaje Bojakowski.
"Koras", bo taką miał ksywę, występował na pozycji środkowego obrońcy. "Ambitny, nigdy nie odpuszczał, bardzo waleczny. Kochał piłkę nożną. Jako kapitan drużyny odpowiadał za cały zespół i motywował w trudnych chwilach na boisku i w szatni" – tak wspominają go koledzy z boiska.
Zbiórka dla rodziny
Jak słyszymy, Robert pracowity był nie tylko na boisku. Prowadził własny warzywniak. Pracował ciężko, po kilkanaście godzin dziennie - na giełdę jeździł o 3 rano, w sklepie sprzedawał do 17. Do tego oddany mąż Kasi i ojciec wpatrzony w trzyletnią Zuzię. "Miał wiele planów i pomysłów. Ciągle dążył do osiągnięcia stawianych przed sobą celów" – wspomina jeden z jego kolegów.
- Robert pół roku temu spełnił inne marzenie. Razem z rodziną wprowadził się do nowego domu. Jak prawie każdy w Polsce wziął na to kredyt. Chcemy się postarać, aby tego domu rodzinie Roberta nie zabrali. Dlatego uruchomiliśmy zbiórkę, aby wspomóc jego żonę i dziecko – mówi Marcin Bojakowski.
Pieniądze można wpłacać w sieci, na portalu zrzutka.pl. Sporą kwotę - blisko 6 tysięcy złotych - udało się zebrać również wśród zawodników, ludzi związanych z klubem oraz kibiców, którzy w niedzielę przyszli dopingować Burzę Bystrzycę w starciu z Polonią Wrocław. Na meczu pojawiło wiele osób. Symbolicznie odpalono race ku pamięci zmarłego piłkarza.
Jak zwierzę dostało się na jezdnię?
Policja pod nadzorem prokuratury wyjaśnia okoliczności wypadku, w wyniku którego zginął Robert Korczowski. Jednym z badanych wątków jest, jak łoś znalazł się na autostradzie. Maciej Zalewski z Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Łodzi informował w rozmowie z tvn24.pl, że do wypadku doszło na odcinku oddanym w 2016 roku.
- Jest on zabezpieczony przed wtargnięciem dzikich zwierząt. W zależności od tego, czy siatka jest przy terenach leśnych, czy nie, wysokość ogrodzenia ma od 220 do 240 centymetrów. Nie wiemy, w którym miejscu łoś dostał się na teren A1. Być może zrobił to na jednym z węzłów, a być może udało mu się sforsować ogrodzenie. To są jednak tylko hipotezy, które teraz będzie wyjaśniać prokuratura – przekazał rzecznik.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że kilometr od miejsca tragedii znaleziono miejsce, gdzie siatka jest wygięta. Niewykluczone, że to właśnie tamtędy dzikie zwierzę dostało się na ogrodzony teren autostrady.
Żadne śledztwo życia Robertowi nie zwróci. Ale ludzie związani z klubem chcą kultywować pamięć po swoim kompanie. Numer 9, z którym przez lata grał Korczowski, został już zastrzeżony do odwołania przez zarząd klubu. Co roku ma się odbywać memoriał poświęcony Korasowi. Być może odsłonięta zostanie również tablica pamiątkowa z jego nazwiskiem.
I na koniec – pamiątkowe zdjęcie. Dokładnie 10 lat temu Manchester United grał w finale Ligi Mistrzów z zespołem FC Barcelona. Tamtego dnia w Bystrzycy organizowane było wspólne oglądanie meczu na dużym ekranie. Trzej przyjaciele kibicowali swoim drużynom. Od prawej: Robert; Marcin, w powyższym tekście wspominający swojego druha, oraz Michał, z którym Koras obejrzał w Gdańsku finał Ligi Europy.
Źródło: tvn24.pl Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne