Manhattan, sedesowce albo bunkrowce - 6 budynków w centrum Wrocławia doczekało się wielu przezwisk. Od początku przyciągały spojrzenia i rozbudzały dyskusje. Niektórzy twierdzili, że we Wrocławiu stanęły przypadkiem.
Podczas wojennego oblężenia Wrocławia teren dzisiejszego placu Grunwaldzkiego całkowicie zmienił swoje oblicze. Z alei łączącej Most Grunwaldzki z Mostem Szczytnickim zostały ruiny. Zabudowania były burzone przez Niemców, którzy w centrum miasta chcieli stworzyć pas startowy dla samolotów. W latach 60. XX wieku, gdy stolica Dolnego Śląska uporała się z powojennymi porządkami, przyszedł czas na stworzenie nowej zabudowy tego rejonu.
- Lokalizacja od początku była specyficzna. Powojenny Wrocław zmienił swoją symboliczną orientację. Dla nowych władz kierunek zachodni stracił na znaczeniu, dlatego włodarze chcieli wykreować okazały wjazd od strony nowej stolicy – wyjaśnia Michał Duda z Muzeum Architektury we Wrocławiu.
Apartamentowce sprzed lat
W 1963 roku architektka Jadwiga Grabowska-Hawrylak dostała zlecenie na zaprojektowanie kompleksu budynków przy placu Grunwaldzkim. Prace trwały 5 lat, a w tym czasie powstało kilka wersji. Wszystkie miały wspólne założenie, by łączyć funkcję mieszkaniową z usługową.
Budynki miały mieć po 11 kondygnacji. Później zdecydowano się na ich podwyższenie, by jeszcze bardziej podkreślić ich wielkomiejski charakter. - Pomysł był taki, żeby w budynkach zmieściło się dużo małych mieszkań, w typie apartamentów. Założenie było takie, że mieszkania będą drugim domem wykładowców akademickich, w trakcie ich intensywnej pracy na uczelni. Jednak w tamtych czasach był to pomysł utopijny – przyznaje Duda.
Francuzi uratowali Manhattan
Prace rozpoczęto pod koniec lat 60. Początkowo miała to być inwestycja miejska, wspomagana z dotacji centralnych. Jednak ostatecznie państwo pieniędzy na budowę nie przyznało, a projekt przejęła spółdzielnia.
Przed inwestorami zaczęły piętrzyć się trudności, które podnosiły koszty budowy. Teren trzeba było opalować. Planowano wbicie w grunt 180 pali, później okazało się, że potrzeba ich znacznie więcej, by udźwignąć wysokie budynki. Także montaż nowoczesnych, szwedzkich wind znacząco podniósł cenę inwestycji. Z tego powodu szukano sposobów na cięcie kosztów.
Według jednej z miejskich legend gotowa była już decyzja o wstrzymaniu budowy i rozebraniu tego, co powstało. W tym czasie Wrocław wizytował Edward Gierek z delegacją francuską. Zagraniczni goście mieli być zachwyceni powstającymi obiektami i to właśnie miało budynki uratować.
Białe elewacje i szafki na pieczywo
- W tamtym czasie architektura cierpiała na chorobę pod nazwą "dyktat ekonomii". To właśnie z jej powodu architekci byli zmuszeni do stosowania rozwiązań typowych i elementów prefabrykowanych, zmniejszających cenę budowy. Pani Jadwiga wykorzystała technologię prefabrykacji, za to poszczególne klocki ukształtowała w zupełnie nietypowy sposób – mówi pracownik muzeum.
W życie nie udało się wprowadzić jednak wielu założeń projektowych. Szara, betonowa elewacja wieżowców miała być barwiona na biało. Jednak beton barwiony znacząco przekraczał budżet. Powstały natomiast duże, okrągłe otwory. Między nimi, a oknami miały być ustawione donice na rośliny. Pnąca się zieleń miała tworzyć na budynku „drugą” elewację. Jednak roślin nikt nigdy tu nie posadził.
- Udało się natomiast zrealizować kilka pomysłów, które dziś nie mieszczą się w architektonicznych standardach – podkreśla Duda. Na dachach znajdowały się tarasy, a w nadbudówkach stworzono pomieszczenia, które miały być otwarte dla wszystkich mieszkańców. - Jeśli ktoś chciał zorganizować urodziny lub wesele, mógł je tu urządzić. Było to pomyślane jako przestrzeń wspólna. Jednak spółdzielnia niezbyt ochoczo udostępniała te pomieszczenia – tłumaczy Duda.
Na parterach wieżowców lokatorzy mieli do dyspozycji szafki na pieczywo i mleko, a także wózkownie i rowerownie.
Tropikalne mity i okrągłe okna
- Mało mamy we Wrocławiu skupisk nowej, dobrej architektury. (…) Przeważa natomiast budownictwo sztampowe, bez wyrazu, powtarzane latami bez większych zmian i realizowane wcale nie według najlepszych wzorów – oceniała Gazeta Robotnicza w 1972 roku.
Na tle tej przeciętnej miejskiej zabudowy wyróżniały się powstające na placu Grunwaldzkim wieżowce. Według dziennika budynki te przykuwały uwagę przechodniów „nie tylko swą wysokością, ale przede wszystkim oryginalną architekturą”. To właśnie z jej powodu wśród mieszkańców miasta mnożyły się plotki.
Niektórzy twierdzili, że projekt powstał dla jednego z miast w tropikach. Argumentem zwolenników tej teorii były zaciemnione, przez betonowe elementy, okna, które miały chronić mieszkańców słonecznych państw przed upałem. Inni dowodzili, że okna wieżowców miały być okrągłe i wybrzuszone. Takich pomysłów jednak autorka wieżowców nie miała.
Bunt przeciw nudzie
Betonowe owale dały im miano "sedesowców". - Niestandardowa forma Manhattanu wynika z przekory i buntu wobec szarej rzeczywistości tamtych czasów. Chodziło o to, by prostymi środkami stworzyć budynki, które nie będą nudną architekturą i będą miały w sobie pierwiastek rzeźbiarski. Realizacja tego projektu była bolesnym zderzeniem założeń architekta wizjonera z zastaną epoką – twierdzi pracownik muzeum.
Za swój projekt Hawrylak-Grabowska została, jako pierwsza kobieta w Polsce, wyróżniona Honorową Nagrodą SARP, jedną z najbardziej prestiżowych krajowych nagród architektonicznych.
Oczekiwanie na remont
Dziś wieżowce wymagają generalnego remontu. Prace miały się rozpocząć w drugiej połowie 2013 roku. Rok wcześniej stworzono wizualizacje przedstawiające jak perła architektury PRL-u będzie wyglądać po rewitalizacji. Szara, zniszczona elewacja stanie się biała, a wokół obiektów handlowych pojawią się pasy zieleni. Wymieniona zostanie też estakada, na której dziś znajdują się lokale usługowe. Takie były plany, jednak na razie inwestycja nie ruszyła.
W zamian, we wrześniu ubiegłego roku, inspektor nadzoru budowlanego ostrzegł przed możliwą katastrofą budowlaną i czasowo zamknął parking pod budynkami. Spółdzielnia mieszkaniowa próbuje pozyskać fundusze na remont.
Obiekt nie jest wpisany do rejestru zabytków, ale na stałe wpisał się w krajobraz Wrocławia. To jeden z architektonicznych symboli stolicy Dolnego Śląska.
Wrocławski Manhattan można podziwiać na placu Grunwaldzkim:
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici