Przed wrocławskim sądem rozpoczął się proces taksówkarza oskarżonego o usiłowanie zabójstwa rowerzysty. Po kolizji Artur Ch. ścigał go po chodniku, parku, a na końcu go potrącił i po nim przejechał. Jak sam twierdzi, nigdy nie chciał zrobić rowerzyście krzywdy.
Pod koniec kwietnia 2019 roku kierowca taksówki Artur Ch. i rowerzysta Yurii H. zderzyli się na jednej z ulic w południowej części Wrocławia. Doszło do wymiany zdań, po czym obywatel Ukrainy odjechał w kierunku pobliskiego parku. Taksówkarz ruszył za nim. Z ustaleń prokuratury wynika, że taksówkarz najpierw potrącił, a potem przejechał po rowerzyście.
W szpitalu okazało się, że pacjent ma zmiażdżoną klatkę piersiową, złamane żebra i odmę opłucną, co doprowadziło do ostrej niewydolności oddechowej. Śledczy uznali to za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu.
"Nie jestem przestępcą"
Artur Ch. usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa rowerzysty, do którego od początku się nie przyznawał. Twierdził, że chciał tylko "zatrzymać sprawcę, który dokonał szkód na jego pojeździe".
- Nigdy nie byłem karany, nie jestem przestępcą. Żałuję tego, co się stało, mam żonę i pięcioro dzieci na utrzymaniu. Nie mam łatwego życia. Po prostu to było potrącenie rowerzysty - łkał w sądzie przed posiedzeniem aresztowym, które miało miejsce niedługo po wypadku.
- Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Ja naprawdę nie miałem żadnego zamiaru nikogo zabijać. To był wypadek - zapewniał. Taksówkarz został wówczas tymczasowo aresztowany. Kilka miesięcy później, po wpłaceniu kaucji, Artur Ch. wyszedł na wolność. W grudniu 2019 roku przeciwko niemu skierowano do sądu akt oskarżenia. Jednym z głównych dowodów służących śledczym było nagranie z kamerki samochodowej zamontowanej w taksówce. Widać na nim całe zajście, od początku do końca.
Siedział na ogonie
W czwartek rozpoczął się proces taksówkarza. On sam odmówił składania zeznań przed sądem, ale sędzia odczytał wyjaśnienia mężczyzny złożone w trakcie śledztwa.
- Po około 50 metrach dogoniłem tego rowerzystę, krzycząc do niego, żeby się zatrzymał. Minimalnie dojeżdżałem do roweru, ocierając tablicami o jego tylne koło, chciałem doprowadzić do uszkodzenia roweru lub przebicia opony, aby rowerzysta się zatrzymał i uniemożliwić mu ucieczkę. Jechałem za nim w odległości kilku centymetrów przez jakiś odcinek drogi. W pewnym momencie rowerzysta się przewrócił na moją prawą stronę, po czym straciłem go z pola widzenia - czytał sędzia Marcin Sosiński.
To był moment, kiedy obywatel Ukrainy wpadł pod samochód i utknął. Niedługo później, z pomocą świadka zdarzenia, wydostał się na zewnątrz.
Na rozprawie Artur Ch. kilkukrotnie podkreślał, że nie chciał zrobić rowerzyście krzywdy. Poprosił o wybaczenie i pojednanie.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław