Na kary od 1,5 roku do pięciu lat więzienia skazał w czwartek Sąd Okręgowy we Wrocławiu siedem osób oskarżonych po śmierci 25-letniego obywatela Ukrainy we Wrocławskim Ośrodku Pomocy Osobom Nietrzeźwym.
Na ławie oskarżonych zasiedli czterej byli policjanci, trzej opiekunowie, lekarz i kierownik zmiany Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym we Wrocławiu. - Oskarżonych Rafała P., Konrada S., Franciszka K., Nikolę M., Konrada K., i Marka P. uznaje za winnych tego, że w pomieszczeniu Wrocławskiego Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym przy ulicy Sokolniczej działając wspólnie i w porozumieniu znęcali się fizycznie nad Dmytrem N., którego przywieziono do ośrodka - ogłosił sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu Marcin Myczkowski . Najsurowsze kary, pięć lat więzienia, sąd orzekł wobec dwóch byłych już policjantów. Pozostała dwójka byłych funkcjonariuszy, lekarka oraz dwóch pracowników Wrocławskim Ośrodku Pomocy Osobom Nietrzeźwym została skazana na kary od 1,5 roku więzienia do czterech lat. Lekarka usłyszała wyrok trzech lat więzienia. Dwie pracownice izby wytrzeźwień zostały uniewinnione.
Wobec byłych funkcjonariuszy policji orzekł również zakazy wykonywanie tego zawodu przez od czterech do 10 lat. Skazani opiekunowie z izby wytrzeźwień nie będą mogli pracować w tym charakterze przez osiem lat i przez trzy lata, a lekarka przez pięć lat.
Skazani mają też zapłacić każdemu z rodziców i narzeczonej Dmytra N. po 200 tys. zł.
Rodzina uważa, że wyrok jest niewystarczający
- Jest to wyrok, który w moim przekonaniu, jeśli będzie utrzymany w mocy to może wyznaczać nowe standardy w Polsce, oceny sytuacji przemocy policyjnej. To jest bardzo odważny wyrok. Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby któryś sąd tak odważnie kwalifikował to, co widzieliśmy i to, co wydarzyło się w tej sprawie również z punktu prawa międzynarodowego. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego wyroku – mówi mec. Krzysztof Budnik, pełnomocnik rodziny.
Ojciec Dmytra N. po ogłoszeniu wyroku w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że jego syn został zamordowany i "to powinny być wyroki 25 lat więzienia". Z wyrokiem nie zgadza się również narzeczona zmarłego 25-latka.
W trakcie jazdy zasnął
Dmytro N. 30 lipca 2021 roku bawił się razem z kolegami na grillu. Mężczyźni pili alkohol. Wieczorem 25-latek wracał z imprezy autobusem linii N. W trakcie jazdy zasnął i dojechał do końcowego przystanku Petrusewicza. Z mężczyzną nie można było nawiązać kontaktu, w związku z czym kierowca wezwał do niego karetkę. Ratownicy jednak nie widzieli podstaw, żeby przewozić 25-latka do szpitala. Na miejsce wezwano policję.
Mężczyzna został zabrany do Wrocławskiego Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym. Policja twierdziła, że w czasie interwencji zachowywał się agresywnie. Prokuratura potwierdziła, że obywatel Ukrainy zmarł jeszcze tego samego dnia, w którym trafił do izby wytrzeźwień. Z biegiem czasu na światło dzienne zaczęły wychodzić materiały przeczące wersji policjantów.
CZYTAJ TEŻ: Dmytro zmarł w izbie wytrzeźwień. Prokuratura chce kar bezwzględnego pozbawienia wolności
Nagrania z kamer monitoringu w autobusie
Na nagraniach z kamer monitoringu autobusu Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego we Wrocławiu, którym podróżował 25-latek widać, że co najmniej przez kilka godzin mężczyzna był spokojny. Co więcej, prawie w ogóle nie było z nim kontaktu.
O jego zachowaniu mówił nam między innymi nieżyjący już ówczesny prezes MPK Wrocław Krzysztof Balawejder: - Z informacji, jakie uzyskałem od kierowcy, a także po szczegółowej analizie monitoringu, mogę jasno powiedzieć, że pasażer przez całą podróż zachowywał się spokojnie. Zarówno przez całą podróż, jak i potem w trakcie bardzo długiej, przeszło półtoragodzinnej interwencji pracowników pogotowia ratunkowego.
Najpierw śledztwo w tej sprawie prowadziła jedna z wrocławskich prokuratur. Później postępowanie trafiło do Świdnicy. Ostatecznie badaniem sprawy zajęła się Prokuratura Okręgowa w Szczecinie. Według prokuratury "trzech funkcjonariuszy policji oraz dwóch opiekunów – ratowników medycznych w pomieszczeniu Wrocławskiego Ośrodka Pomocy Osobom Nietrzeźwym we Wrocławiu przekroczyło swoje uprawnienia w zakresie stosowania środków przymusu bezpośredniego". Według śledczych działali wspólnie i w porozumieniu.
Akt oskarżenia
Biegli oraz prokuratorzy precyzyjnie wskazali i opisali, na czym polegała przemoc stosowana wobec 25-letniego Dmytra N., która w konsekwencji doprowadziła do gwałtownego uduszenia: dociskanie głowy, górnej części ciała oraz nóg pokrzywdzonego do materaca łóżka, dociskanie kolanem górnej części ciała i dolnej części pleców pokrzywdzonego, siadanie na leżącym pokrzywdzonym i dociskanie go całym ciężarem do materaca, uderzanie ręką i pięścią w okolice lędźwi oraz głowy lub obręczy barkowej, uciskanie rękoma szyi pokrzywdzonego, biciu pałką typu tonfa w okolice dolnej części pleców.
Według prokuratury utrudniło to pokrzywdzonemu swobodne oddychanie i w rezultacie doprowadziło do jego śmierci w wyniku gwałtownego uduszenia.
Inny policjant, jako świadek zdarzenia, „nie podjął żadnych działań uniemożliwiających stosowanie wobec pokrzywdzonego przemocy fizycznej”. Lekarka, która 30 lipca 2021 r. pełniła dyżur w ośrodku, "zaniechała sprawowania właściwego nadzoru nad pokrzywdzonym i nie podjęła decyzji o zaprzestaniu stosowania wobec niego przymusu bezpośredniego przez funkcjonariuszy policji i opiekunów, czym nieumyślnie spowodowała jego śmierć w wyniku gwałtownego uduszenia".
Zdaniem prokuratora Huberta Kołtuniaka z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Dmytro N. był "ofiarą celowo atakowaną, a nie napastnikiem". "Każdy z pięciu oskarżonych, którym zarzucono pobicie i znęcanie się nad Dmytro N., zrealizował część znamion składających się na opis czynu zabronionego, zaś ich suma stanowiła pełną realizację przestępstwa, którego konsekwencją była śmierć pokrzywdzonego" - tłumaczy.
Próby tuszowania śmierci
Dwie pracownice ośrodka – osoba wykonująca obowiązki opiekunki depozytariusza i kierownik zmiany, gdy wezwani do izby wytrzeźwień ratownicy medyczni uznali czynności ratunkowe za bezskuteczne, "podżegały ich do utrudnienia postępowania karnego związanego z nieumyślnym spowodowaniem śmierci poszkodowanego, a także do poświadczenia nieprawdy w karcie zlecenia wyjazdu zespołu ratownictwa medycznego i karcie medycznych czynności ratunkowych" – podała prokuratura.
Kobiety miały nakłaniać ratowników, aby zabrali ciało pokrzywdzonego do karetki i stwierdzili zgon dopiero w niej lub po przewiezieniu zmarłego na izbę przyjęć lub szpitalny oddział ratunkowy, "a także do potwierdzenia w karcie zlecenia wyjazdu i karcie medycznych czynności ratunkowych nieprawdy w części dotyczącej opisu podjętych działań i godziny odstąpienia od medycznych czynności ratunkowych, jak też czasu nastąpienia zgonu".
Sąd uniewinnił kobiety od postawionych im zarzutów, wskazując m.in. na wykluczające się wersje opisujące zdarzenia z ich udziałem.
Źródło: tvn24.pl/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Myczkowski/PAP