Policjanci z Jeleniej Góry (woj. dolnośląskie) zatrzymali 23-letniego Karola D. Mężczyzna w sobotni wieczór miał wjechać w kobietę przechodzącą poboczem jednej z ulic w Karpaczu. Ranna kobieta będzie musiała mieć amputowane obie nogi.
Obecnie z podejrzewanym o spowodowanie zdarzenia i ucieczkę z miejsca wypadku prowadzone są czynności policyjne.
- Policjanci zatrzymali 23-letniego mężczyznę podejrzanego o spowodowanie sobotniego wypadku w Ścięgnach. Funkcjonariusze otrzymali informację, że mężczyzna może ukrywa się u swojego kolegi. Kiedy dotarli na miejsce, nikt nie chciał ich wpuścić do środka. Okazało się, że mężczyzna próbował uciec przez okno. Wyskoczył z pierwszego piętra ale został zatrzymany przez policjantów. Wyjaśniamy wszystkie okoliczności tego zdarzenia. Za spowodowanie wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia grozić mu może nawet do 12 lat więzienia - powiedziała rzeczniczka karpackiej policji podinsp. Edyta Bagrowska.
Karola D. funkcjonariusze szukali z psami tropiącymi. Przeszukano mieszkanie mężczyzny. - Wiemy, że znaleziono tam narkotyki, a tą sprawą zajmuje się prokuratura. Wiemy, że zatrzymano brata poszukiwanego, ale śledczy nie łączą obu tych spraw - informowała wcześniej reporterka TVN24 Olga Bierut.
Poważny stan rannej
Nie wiadomo, czy mężczyzna w chwili wypadku był pod wpływem narkotyków. Wiadomo jednak, że miał siedzieć za kierownicą samochodu, wjechać w kobietę, która wraz z grupą ludzi szła poboczem, nie udzielić jej pomocy, porzucić samochód i uciec z miejsca wypadku.
Ranna 68-latka została przetransportowana śmigłowcem do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Jak informuje Monika Kowalska, rzecznik USK, pacjentka będzie musiała mieć amputowane obie nogi.
"Grzeczny chłopak" nie miał prawa jazdy?
Według sąsiadów 23-latka ten nie miał prawa jazdy. - Auto gdzieś kupił, chciał zrobić prawko. Głupio zrobił - mówi pan Witek. Tej informacji na razie nie potwierdza policja.
Według mieszkańców rodzinnej miejscowości mężczyzny to "bardzo grzeczny chłopak", "w porządku sąsiad", który "nikogo nie bił". - Musiał być w jakimś stresie, wsiadł w samochód i pojechał. Powinien się zatrzymać i udzielić pomocy. Z miejsca wypadku się przecież nie ucieka - uważa pan Maciej.
Do wypadku doszło w Karpaczu:
Autor: tam/sk,tr / Źródło: TVN24 Wrocław