Na jednej z wałbrzyskich ulic mężczyzna został postrzelony prosto w twarz. Zatrzymano kilka osób, ale śledczy mają problem - żadna z nich nie chce rozmawiać. Podobnie jak świadkowie zdarzenia, którzy twierdzą, że boją się o swoje życie.
Słoneczna niedziela, godzina 12. Wałbrzyskie Nowe Miasto - uznawane za jedną z najniebezpieczniejszych dzielnic - jest spokojne. Większość domowników w swoich mieszkaniach, czas płynie leniwie. Ciszę przerwało zamieszanie i strzał.
- Słychać było głośny huk - przyznają świadkowie. I to w zasadzie tyle, co mają do powiedzenia. Boją się, "chcą żyć".
I trudno im się dziwić. Jak ustalili śledczy, z broni palnej do mężczyzny oddany został tylko jeden strzał. Prosto w twarz, z niewielkiej odległości. Chwilę później na miejscu nie było już nikogo.
Zatrzymani z "przeszłością kryminalną"
- W zdarzeniu brało udział co najmniej kilka osób. Mężczyzna, raniony w wyniku użycia broni, w szpitalu przeszedł zabieg, który się powiódł. Co do dalszego stanu jego zdrowia, czas pokaże - mówi Marcin Witkowski, prokurator rejonowy w Wałbrzychu. 38-latka całą dobę pilnuje w szpitalu policja.
Postrzelony mężczyzna nie czekał na karetkę. Ktoś zwiózł go szpitala i tam zostawił. W całym zdarzeniu on ucierpiał zdecydowanie najbardziej, ale nie był jedynym poszkodowanym. Tych osób było więcej, natomiast ich obrażenia nie zostały spowodowane bronią palną. Dla dobra prowadzonego śledztwa prokuratura nie chce zdradzać szczegółów.
- Zatrzymanych zostało kilka osób. Na razie nie będziemy mówić w jakim charakterze ani jaki był ich udział w samym zdarzeniu. Część z nich ma przeszłość kryminalną i jest znana policji - przyznaje Witkowski.
Kto pociągnął za spust?
TVN24 ustaliła nieoficjalnie, że były to porachunki między kibicami. To by potwierdzało, dlaczego ani sami zatrzymani, ani świadkowie nie chcą rozmawiać z policją. Ci pierwsi milczą z założenia. Drudzy boją się o życie swoje i swoich bliskich. Jak mówił naszemu reporterowi jeden z okolicznych mieszkańców, "półświatek mieszka naprzeciwko".
Przed śledczymi zatem trudne zadanie. Witkowski jednak deklaruje: - Będziemy badać, jaki był udział w sprawie poszczególnych osób. Naszym zadaniem jest zgromadzenie dowodów, aby wykazać, kto pociągnął za spust i dlaczego to zrobił - kończy.
Do zdarzenia doszło w Wałbrzychu, na ulicy Orzeszkowej:
Autor: ib//ec/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: dziennik.walbrzych.pl | Jacek Zych