Pokolenia rolników z południowej Wielkopolski żyły i uprawiały ziemię nad złożami węgla brunatnego. Teraz pojawiły się plany budowy kopalni odkrywkowej. Geolodzy alarmują: jeśli kopalnia powstanie, obszar porównywalny do powierzchni Warszawy może zostać dotkliwie osuszony. - Odkrywka jest jak nowotwór dla tej ziemi. Rak z przerzutami – mówi jeden z rolników. Inwestor przekonuje, że ostatecznej decyzji jeszcze nie podjął.
Mieszkańcy jednego z najcenniejszych rolniczo terenów w Polsce sprzeciwiają się kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. Może ona powstać w południowej Wielkopolsce. Zniszczony zostanie nie tylko teren, na którym powstanie odkrywka. Jak mówią geolodzy, w rezultacie 22 wioski na terenie gmin Krobia, Poniec oraz Miejska Górka mogą być tak osuszone, że praktycznie przestaną istnieć. Jest to obszar, na którym mieszka niemal 30 tys. ludzi. Ziemia, która od pokoleń karmi nie tylko mieszkańców tych terenów, może zostać wysuszona. Geolodzy ostrzegają, że wokół kopalni niemal nic nie urośnie.
Inwestor, firma PAK Górnictwo, wykonał już 127 odwiertów badawczych. Na ich podstawie ustalono, jak duże są to złoża oraz na jakiej głębokości się znajdują. To ma pozwolić PAK zdecydować, czy kopalnia będzie opłacalna.
Gdy w grudniu 2014 roku ministerstwo środowiska, które wydaje koncesję na odwierty badawcze oraz wydobywanie węgla, zatwierdziło tę dokumentację, rolnicy poczuli się zagrożeni. W styczniu wyjechali traktorami na krajową "5". Ich protest przyćmiła jednak fala protestów, górników lekarzy i rolników.
Postanowiłam pojechać do południowej Wielkopolski, spotkać się z jej mieszkańcami i zapytać, dlaczego nie chcą u siebie kopalni.
"Nasza ziemia przestanie nas żywić"
Odpowiedź wydaje się być prosta: boją się. Po pierwsze tego, że ziemia, która żywi ich i całą okolicę, zostanie osuszona. Wydobywanie węgla oznacza odpompowanie znacznej ilości wody. W innym przypadku maszyny kopałyby złoża w mokrej brei. Według najczarniejszych prognoz geologów z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu obniżenie wód gruntowych o co najmniej metr może nastąpić nawet na obszarze 530 km kwadratowych. Oznacza to, że na terenie porównywalnym z powierzchnią Warszawy, nie urosną niemal żadne rośliny.
- Jeśli ziemia będzie wysuszona, to co tutaj urośnie? Produkcja rolna będzie powoli zamierać. A przecież tutaj wszyscy żyją z rolnictwa… - martwi się Tadeusz Biernaczyk, rolnik z Bogdanek.
- Tu będzie pustynia. Pustynia albo nieużytek. Co ma robić rolnik na terenie, gdzie rosną pojedyncze roślinki? – pyta jego żona.
Razem prowadzą wielkie gospodarstwo rolne o powierzchni 230 ha. Hodują świnie, krowy, uprawiają pola… Twierdzą, że kopalnianą rzeczywistość mogą sobie wyobrazić. Ale, jak mówią, będzie to "zły obraz". - Droga donikąd - martwi się pan Tadeusz.
"Jak miałbym robić coś innego niż praca na roli?"
Biernaczyk gospodarstwo odziedziczył po ojcu. Podobnie jak Jacek Kwaśniewski. - Mam 51 lat, uprawy ziemi nauczyłem się od ojca. Nie wyobrażam sobie, żebym miał teraz szukać sobie nowego miejsca na ziemi, że miałbym robić coś innego niż pracować na roli – przekonuje.
Jest to bowiem ich druga obawa: wyprowadzka z terenów, które nie tylko uprawiają, ale również szanują. To tutaj w większości się wychowali. Tutaj uczyli się swojego fachu. Znają się, mówią sobie codziennie "dzień dobry". Nawet na protestach pytają się wzajemnie, co słychać. Wiedzą, gdy sąsiad kupi nowy ciągnik. Wiedzą, kiedy jego buraki stratują zwierzęta.
- Jesteśmy przywiązani do tych ziem, do korzeni, pracowali tutaj nasi dziadkowie i ojcowie i nie dopuścimy, żeby to zaprzepaścić. My nie tylko utrzymujemy się z rolnictwa, to jest nasza pasja. Tak – wyjaśnia Łukasz Rojda, młody rolnik z Miejskiej Górki.
- Ktoś z butami wchodzi na ziemie, które mamy od pokoleń. A nasze społeczeństwo jest ze sobą zżyte - wtóruje mu Mariusz Płucinik, gospodarz z tej samej gminy.
"Tato, dlaczego nie walczyłeś, żeby kopalni tutaj nie było?"
Pan Łukasz wraz z Marcinem są przedstawicielami młodszego pokolenia. Jak sami mówią, wprowadzają nową jakość do rolnictwa. Na ich podwórkach stoją nowoczesne maszyny, a na domach przymocowane mają panele fotowoltaiczne. To im niedawno gospodarstwa przekazali rodzice. Ale już teraz martwią się, czy ich dzieci będą miały możliwość zestarzeć się w miejscu, w którym się urodziły.
- Wychowujemy tu dzieci, żeby w przyszłości objęły nasze gospodarstwa. Dlatego walczę z kopalnią. Żeby syn nie wypomniał mi za parę lat: tato, dlaczego nie walczyłeś, żeby jej tutaj nie było? – mówi Rojda.
Podobne obawy ma pan Tadeusz. Bo o siebie, jak mówi, martwi się mniej. Zanim kopalnia powstanie, on przejdzie na rolniczą emeryturę. Jaka przyszłość czeka jednak jego syna, pyta sam siebie. – Młode pokolenie… oni są bez szans – zamartwia się.
- Czy pani chciałaby mieszkać w martwym mieście? W mieście ludzi martwych? – pyta mnie jego żona. – Pokolenia naszych wnuków nie mają tutaj czego szukać – podsumowuje.
"Nowe drogi nas nie wyżywią"
PAK przekonuje, że będzie wręcz odwrotnie. Jeśli kopalnia powstanie, gminy będą miały wysokie wpływy z podatków. Oznaczać ma to nową infrastrukturę, większe możliwości rozwoju i pracę dla mieszkańców.
- Na początku będzie tu ładnie, może PAK zainwestuje w te tereny. Ale co z tego, skoro zacznie zamierać życie biologiczne? No i co będziemy robić w tym skażonym terenie, gdzie roślinki pojedyncze stoją? To nie ma sensu, to nie ma przyszłości. Nikt nie będzie chciał tu z młodych zostać – odpowiada inwestorowi Grażyna Biernaczyk.
Jej zdanie podzielają wszyscy mieszkańcy, z którymi rozmawiałam. - Będziemy mieć nowe przedszkola, które nas nie nakarmią, szerokie drogi, które nas nie nakarmią i sale gimnastyczne, które nas nie nakarmią. Nie będzie tylko żyznych gleb, które nas dotychczas karmiły – mówi z żalem Płucinik.
- Jakieś profity na początku gmina by pozyskiwała, ale z biegiem czasu kopalnia odsuwałaby się z naszego terenu. Inwestor poszedłby w innym kierunku i z biegiem czasu zostałby tu zrujnowany, opustoszały teren – tak współpracę z potencjalnym inwestorem wyobraża sobie Rojda.
- Inwestor oferuje rozwój? Jaki to rozwój? Upadek rolnictwa? Wywłaszczenia? Trudno wyobrazić sobie, że z takiego "rozwoju" będziemy zadowoleni – wyjaśnia Kwaśniewski.
Eksperci: bezrobocie, susza, degradacja środowiska
Wcześniejsze publikacje nie bazują na konkretnych danych. Są to opracowania cechujące się dużym poziomem ogólności Michał Czekański, PAK Górnictwo, o szacunkach geologów
Odpowiedź wydaje się być prosta: boją się. Po pierwsze tego, że ziemia, która żywi ich i całą okolicę, zostanie osuszona. Wydobywanie węgla oznacza odpompowanie znacznej ilości wody. W innym przypadku maszyny kopałyby złoża w mokrej brei. Według najczarniejszych prognoz geologów z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu obniżenie wód gruntowych o co najmniej metr może nastąpić nawet na obszarze 530 km kwadratowych. Oznacza to, że na terenie porównywalnym z powierzchnią Warszawy, nie urosną niemal żadne rośliny.
- Jeśli ziemia będzie wysuszona, to co tutaj urośnie? Produkcja rolna będzie powoli zamierać. A przecież tutaj wszyscy żyją z rolnictwa… - martwi się Tadeusz Biernaczyk, rolnik z Bogdanek.
- Tu będzie pustynia. Pustynia albo nieużytek. Co ma robić rolnik na terenie, gdzie rosną pojedyncze roślinki? – pyta jego żona.
Razem prowadzą wielkie gospodarstwo rolne o powierzchni 230 ha. Hodują świnie, krowy, uprawiają pola… Twierdzą, że kopalnianą rzeczywistość mogą sobie wyobrazić. Ale, jak mówią, będzie to "zły obraz". - Droga donikąd - martwi się pan Tadeusz.
"Jak miałbym robić coś innego niż praca na roli?"
Biernaczyk gospodarstwo odziedziczył po ojcu. Podobnie jak Jacek Kwaśniewski. - Mam 51 lat, uprawy ziemi nauczyłem się od ojca. Nie wyobrażam sobie, żebym miał teraz szukać sobie nowego miejsca na ziemi, że miałbym robić coś innego niż pracować na roli – przekonuje.
Jest to bowiem ich druga obawa: wyprowadzka z terenów, które nie tylko uprawiają, ale również szanują. To tutaj w większości się wychowali. Tutaj uczyli się swojego fachu. Znają się, mówią sobie codziennie "dzień dobry". Nawet na protestach pytają się wzajemnie, co słychać. Wiedzą, gdy sąsiad kupi nowy ciągnik. Wiedzą, kiedy jego buraki stratują zwierzęta.
- Jesteśmy przywiązani do tych ziem, do korzeni, pracowali tutaj nasi dziadkowie i ojcowie i nie dopuścimy, żeby to zaprzepaścić. My nie tylko utrzymujemy się z rolnictwa, to jest nasza pasja. Tak – wyjaśnia Łukasz Rojda, młody rolnik z Miejskiej Górki.
- Ktoś z butami wchodzi na ziemie, które mamy od pokoleń. A nasze społeczeństwo jest ze sobą zżyte - wtóruje mu Mariusz Płucinik, gospodarz z tej samej gminy.
"Tato, dlaczego nie walczyłeś, żeby kopalni tutaj nie było?"
Pan Łukasz wraz z Marcinem są przedstawicielami młodszego pokolenia. Jak sami mówią, wprowadzają nową jakość do rolnictwa. Na ich podwórkach stoją nowoczesne maszyny, a na domach przymocowane mają panele fotowoltaiczne. To im niedawno gospodarstwa przekazali rodzice. Ale już teraz martwią się, czy ich dzieci będą miały możliwość zestarzeć się w miejscu, w którym się urodziły.
- Wychowujemy tu dzieci, żeby w przyszłości objęły nasze gospodarstwa. Dlatego walczę z kopalnią. Żeby syn nie wypomniał mi za parę lat: tato, dlaczego nie walczyłeś, żeby jej tutaj nie było? – mówi Rojda.
Podobne obawy ma pan Tadeusz. Bo o siebie, jak mówi, martwi się mniej. Zanim kopalnia powstanie, on przejdzie na rolniczą emeryturę. Jaka przyszłość czeka jednak jego syna, pyta sam siebie. – Młode pokolenie… oni są bez szans – zamartwia się.
- Czy pani chciałaby mieszkać w martwym mieście? W mieście ludzi martwych? – pyta mnie jego żona. – Pokolenia naszych wnuków nie mają tutaj czego szukać – podsumowuje.
"Nowe drogi nas nie wyżywią"
PAK przekonuje, że będzie wręcz odwrotnie. Jeśli kopalnia powstanie, gminy będą miały wysokie wpływy z podatków. Oznaczać ma to nową infrastrukturę, większe możliwości rozwoju i pracę dla mieszkańców.
- Na początku będzie tu ładnie, może PAK zainwestuje w te tereny. Ale co z tego, skoro zacznie zamierać życie biologiczne? No i co będziemy robić w tym skażonym terenie, gdzie roślinki pojedyncze stoją? To nie ma sensu, to nie ma przyszłości. Nikt nie będzie chciał tu z młodych zostać – odpowiada inwestorowi Grażyna Biernaczyk.
Jej zdanie podzielają wszyscy mieszkańcy, z którymi rozmawiałam. - Będziemy mieć nowe przedszkola, które nas nie nakarmią, szerokie drogi, które nas nie nakarmią i sale gimnastyczne, które nas nie nakarmią. Nie będzie tylko żyznych gleb, które nas dotychczas karmiły – mówi z żalem Płucinik.
- Jakieś profity na początku gmina by pozyskiwała, ale z biegiem czasu kopalnia odsuwałaby się z naszego terenu. Inwestor poszedłby w innym kierunku i z biegiem czasu zostałby tu zrujnowany, opustoszały teren – tak współpracę z potencjalnym inwestorem wyobraża sobie Rojda.
- Inwestor oferuje rozwój? Jaki to rozwój? Upadek rolnictwa? Wywłaszczenia? Trudno wyobrazić sobie, że z takiego "rozwoju" będziemy zadowoleni – wyjaśnia Kwaśniewski.
Eksperci: bezrobocie, susza, degradacja środowiska
Wcześniejsze publikacje nie bazują na konkretnych danych. Są to opracowania cechujące się dużym poziomem ogólności Michał Czekański, PAK Górnictwo, o szacunkach geologów
Pan Łukasz wraz z Marcinem są przedstawicielami młodszego pokolenia. Jak sami mówią, wprowadzają nową jakość do rolnictwa. Na ich podwórkach stoją nowoczesne maszyny, a na domach przymocowane mają panele fotowoltaiczne. To im niedawno gospodarstwa przekazali rodzice. Ale już teraz martwią się, czy ich dzieci będą miały możliwość zestarzeć się w miejscu, w którym się urodziły.
- Wychowujemy tu dzieci, żeby w przyszłości objęły nasze gospodarstwa. Dlatego walczę z kopalnią. Żeby syn nie wypomniał mi za parę lat: tato, dlaczego nie walczyłeś, żeby jej tutaj nie było? – mówi Rojda.
Podobne obawy ma pan Tadeusz. Bo o siebie, jak mówi, martwi się mniej. Zanim kopalnia powstanie, on przejdzie na rolniczą emeryturę. Jaka przyszłość czeka jednak jego syna, pyta sam siebie. – Młode pokolenie… oni są bez szans – zamartwia się.
- Czy pani chciałaby mieszkać w martwym mieście? W mieście ludzi martwych? – pyta mnie jego żona. – Pokolenia naszych wnuków nie mają tutaj czego szukać – podsumowuje.
"Nowe drogi nas nie wyżywią"
PAK przekonuje, że będzie wręcz odwrotnie. Jeśli kopalnia powstanie, gminy będą miały wysokie wpływy z podatków. Oznaczać ma to nową infrastrukturę, większe możliwości rozwoju i pracę dla mieszkańców.
- Na początku będzie tu ładnie, może PAK zainwestuje w te tereny. Ale co z tego, skoro zacznie zamierać życie biologiczne? No i co będziemy robić w tym skażonym terenie, gdzie roślinki pojedyncze stoją? To nie ma sensu, to nie ma przyszłości. Nikt nie będzie chciał tu z młodych zostać – odpowiada inwestorowi Grażyna Biernaczyk.
Jej zdanie podzielają wszyscy mieszkańcy, z którymi rozmawiałam. - Będziemy mieć nowe przedszkola, które nas nie nakarmią, szerokie drogi, które nas nie nakarmią i sale gimnastyczne, które nas nie nakarmią. Nie będzie tylko żyznych gleb, które nas dotychczas karmiły – mówi z żalem Płucinik.
- Jakieś profity na początku gmina by pozyskiwała, ale z biegiem czasu kopalnia odsuwałaby się z naszego terenu. Inwestor poszedłby w innym kierunku i z biegiem czasu zostałby tu zrujnowany, opustoszały teren – tak współpracę z potencjalnym inwestorem wyobraża sobie Rojda.
- Inwestor oferuje rozwój? Jaki to rozwój? Upadek rolnictwa? Wywłaszczenia? Trudno wyobrazić sobie, że z takiego "rozwoju" będziemy zadowoleni – wyjaśnia Kwaśniewski.
Eksperci: bezrobocie, susza, degradacja środowiska
Wcześniejsze publikacje nie bazują na konkretnych danych. Są to opracowania cechujące się dużym poziomem ogólności Michał Czekański, PAK Górnictwo, o szacunkach geologów
Wspomniane skażenie i "zamieranie życie biologiczne" to nie bzdury wyssane z palca. Płucinik mówi: "kopalnia to nowotwór. Rak z przerzutami", bo o skutkach odkrywki czytał w wielu naukowych publikacjach. Był w Koninie, gdzie PAK również wydobywa węgiel brunatny. – Wystarczy porozmawiać z tymi mieszkańcami, spytać, jakie oni mają o tym zdanie. Nie ma przychylnych – twierdzi Rojda.
Wspomniane publikacje naukowe wielu geologów z całej Polski nie zostawiają na potencjalnej kopalni w tym rejonie suchej nitki. "Pojawi się bezrobocie w regionie obecnie kwitnącym gospodarczo. Nie łudźmy się, że wysiedleni rolnicy dostaną pracę w kopalni. W kopalni dostaną pracę wykwalifikowani górnicy pochodzący z zamykanych kopalń zespołu Konina" - twierdzi w swojej publikacji z grudnia 2013 roku profesor geologii Michał Mierzejewski w Uniwersytetu Wrocławskiego.
"Układ krążenia wód podziemnych (…) zostanie całkowicie zniszczony" co skutkować będzie problemami przy "poszukiwaniu źródeł zaopatrzenia w wodę do picia i na potrzeby gospodarze" – ogłosił prof. Jan Przybyłek, geolog z UAM.
Natomiast Roman Chlebowski, profesor geologii z Uniwersytetu Warszawskiego, powstanie kopalni ocenia jako "zdecydowanie negatywne dla środowiska przyrodniczego jak i dla ludności, natomiast może być korzystne tylko dla inwestora".
Nie będzie masła gostyńskiego?
Złoża są co prawda udokumentowane, ale teraz czeka nas długa droga, aby stwierdzić, czy wydobywanie węgla brunatnego będzie opłacalne oraz w jakim zakresie taka kopalnia będzie ingerować w środowisko Michał Czekański, PAK Górnictwo
Ale, jak przekonują i mieszkańcy, z którymi rozmawiałam, i profesorowie geologii, odkrywki zlokalizowanej właśnie na terenach o wysokiej kulturze rolnej obawiać powinniśmy się wszyscy.
"Istnieje uzasadniona obawa, że w wyniku decyzji o budowie wielkoprzestrzennej kopalni nastąpi bezpowrotna utrata walorów przestrzeni, co oznaczać będzie trwałe strukturalne przeobrażenie tak cennej rolniczej przestrzeni produkcyjnej zachodniej Polski" – przekonywali na zorganizowanej specjalnie konferencji geolodzy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza. W praktyce może to oznaczać likwidację wielkich, znanych przedsiębiorstw, które z powodzeniem działają tam od lat. Bo jeśli kopalnia powstanie, mówią mieszkańcy, Polacy będą musieli zmienić swoje przyzwyczajenia żywieniowe. Ketchup już nie będzie z Pudliszek, z naszego stołu zniknie masło gostyńskie, które stąd zamawia nawet angielska królowa.
- Plany kopalni zagrażają w takim samym stopniu rolnikom, jak i przedsiębiorcom, którzy działają na tym terenie – mówi Leszek Wenderski, przewodniczący Stowarzyszenia Przedsiębiorczość dla Ekologii. Zrzesza ono właśnie lokalne przedsiębiorstwa przetwórcze, które w sumie zatrudniają ponad 8 tys. ludzi.
- Kopalnia odkrywkowa to degradacja tych ziem, a rolnictwo jest powiązane z przedsiębiorstwami… Handel, przetwórstwo, rolnictwo – to wszystko tworzy układ naczyń powiązanych. Wystarczy wykluczyć jedno ognisko to koło się nie zamyka i region upada finansowo, ekonomicznie społecznie – prognozuje natomiast Adam Legutko, rzecznik stowarzyszenia.
"Bezpieczeństwo energetyczne kraju" zwycięży?
Moi rozmówcy nie tylko boją się o przyszłość. Mają również żal do tych, którzy, jak twierdzą, mogli temu zapobiec już na początku.
Pięć lat temu, przed wbiciem pierwszego wiertła w wielkopolską ziemię, burmistrzowie Krobi i Miejskiej Górki wydali pozytywne opinie na temat tych odwiertów. Dziś tłumaczą, że działali w interesie Skarbu Państwa, do którego złoża należą. Mówią, że zależało im, aby państwo wiedziało, jakie zasoby pod ziemią posiada.
Ale, jak twierdzą, kopalni nie chcą i nigdy nie chcieli. Na dowód tego pokazują plany zagospodarowania przestrzennego, w których kopalnia musi zostać uwzględniona. A nie jest. Takie plany uchwala co prawda gmina, ale w każdej chwili zmienić je może Parlament. Argumentem za zmianą planów zagospodarowania przestrzennego może być "bezpieczeństwo energetyczne kraju", o którym często wspomina inwestor.
Inwestor: kopalnia najwcześniej za kilkanaście lat
Sam inwestor twierdzi, że na tym etapie jest zbyt wcześnie, aby definitywnie określać, że kopalnia w ogóle powstanie.
- Złoża są co prawda udokumentowane, ale teraz czeka nas długa droga, aby stwierdzić, czy wydobywanie węgla brunatnego będzie opłacalne oraz w jakim zakresie taka kopalnia będzie ingerować w środowisko. Musimy przeprowadzić analizy techniczne i ekonomiczne powstania ewentualnej odkrywki. Dopiero wtedy zdecydujemy, czy będziemy starać się w ministerstwie środowiska o koncesję na wydobywanie węgla – informuje Michał Czekański z PAK Górnictwo.
Według niego, jeśli kopalnia miałaby powstać, to i tak dopiero za kilkanaście lat.
Natomiast szacunki geologów, które wskazują, że teren zostanie doszczętnie zniszczony, ocenia jako "mało wiarygodne".
– Wcześniej nikt na tym terenie nie prowadził tak szczegółowych badań jakie my przeprowadziliśmy. Wcześniejsze publikacje nie bazują na konkretnych danych. Są to opracowania cechujące się dużym poziomem ogólności. Dlatego też nie są dokładne. Dopiero szczegółowe analizy złoża pozwolą na określenie rzeczywistego stopnia oddziaływania eksploatacji na otoczenie – twierdzi.
Jednocześnie wyjaśnia, że jako spółka chcą walczyć z "mitami, jakie krążą na temat kopalni odkrywkowej". Ewentualna kopalnia według PAK może przyczynić
Potentat w branży energetycznej
PAK Górnictwo wchodzi w skład korporacji ZE PAK, która działa na rynku energetycznym. Spółka wydobywa m. in. węgiel brunatny z okolic Konina. Jest również właścicielem elektrowni Pątnów. W 2011 roku uzyskała od ministerstwa środowiska koncesję na odwierty badawcze na terenie "Krobia-Poniec-Oczkowice". Po wykonaniu 127 takich otworów wiertniczych sporządzili dokumentację opisującą jakość oraz wielkość tych złóż. Aby otworzyć kopalnię w tym rejonie, inwestor musi ubiegać się o kolejną koncesję, tym razem na wydobycie. Jak informuje ministerstwo środowiska, na razie taki wniosek nie wpłynął.
Szacuje się, że na terenie tych trzech gmin w południowej Wielkopolsce znajduje się ponad 1 mld ton węgla brunatnego. Jest to więcej, niż przed rozpoczęciem wydobycia węgla w Koninie.
Autor: Maria Lester / Źródło: tvn24.pl