- Nawet kilkadziesiąt ton szczątków kur mogło zostać zakopanych na fermie w Sokołowicach pod Oleśnicą - twierdzi Krzysztof Rutkowski, który zwołał w tej sprawie konferencję prasową. Sprawę bada już policja, a sanepid sprawdza, czy doszło do skażenia terenu i wody.
Pracownicy Rutkowskiego wykopali zwierzęce szczątki nieopodal fermy drobiu pod Oleśnicą. Na miejsce wezwał ich jej właściciel, Andrzej Filipski.
- Kupiłem fermę ponad rok temu. W listopadzie zacząłem remont, chciałem zbudować nowe kurniki - tłumaczy.
Trop: woda w studni
Wiosną na bóle brzucha i nudności zaczęli uskarżać się jego robotnicy.
- Smród, jaki wydobywał się z fundamentów budynku, był nie do zniesienia - twierdzi Rutkowski, który we wtorek przyjechał na plac budowy. - Po przebadaniu wody ze studni okazało się, że zawiera ona duże ilości bakterii coli - 120 jednostek na 100 ml - co jest znacznym przekroczeniem norm. Woda nie nadaje się do picia - dodaje.
Według Rutkowskiego skażoną już wcześniej wodę mogły pić też kury, więc zatrute mogły być też jajka, które trafiały do sklepów.
Zamiast na policję, po detektywa
Filipski nie zawiadomił policji, ale od razu zwrócił się do biura Rutkowskiego.
- Bałem się, że sam sobie nie poradzę - tłumaczy właściciel fermy.
Rutkowski twierdzi, że szczątki zakopano zanim Filipski nabył fermę. - Wśród kości znaleziono też śmieci i odpady z 2010 roku - podkreśla detektyw i dodaje, że były właściciel też nie przyznaje się do zakopania szczątków.
Sprawdzają, czy doszło do skażenia
Sprawą zajęły się już policja i sanepid.
- Od rana pobieramy próbki, przekopaliśmy teren w okolicach fermy - poinformowała we wtorek Aleksandra Pieprzycka z oleśnickiej policji. - Teraz trzeba poczekać na wyniki, a te znane będą najwcześniej za kilka dni. Wtedy okaże się, co to są za szczątki, jak długo leżały zakopane pod ziemią i przede wszystkim, czy doszło do skażenia terenu i wody - dodaje.
Autor: balu/ansa/bieru/par / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | Mirosław Skrobotowicz