Swoimi produktami raczył Niemców, żołnierzy Armii Czerwonej, a w latach PRL-u i całą Europę. Browar Piastowski produkował piwo, bez którego wrocławianie nie mogli się obejść. I choć kiedyś przed jego bramą ustawiały się kolejki chętnych, dziś nie ma nikogo, kto chciałby go ratować.
Browar powstał pod koniec XIX wieku, a wybudował go niemiecki przedsiębiorca Carl Scholtz. Mieścił się przy dzisiejszej ul. Jedności Narodowej we Wrocławiu, a przed fabryką stanęła też okazała willa dla jej właściciela.
- Wtedy były to obrzeża miasta, grunt był niedrogi, zatem Scholtz mógł pozwolić sobie na tak złożony obiekt - opowiada profesor Teresa Kulak, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Browar nie przez przypadek zbudowano nad brzegiem Odry, bo ważną rolę pełnił wtedy transport rzeczny. Dzięki niemu wrocławskie piwo trafiało na północ.
Zbożownia na skalę europejską
- Pierwsze budynki powstały w 1892 roku. Kompleks łączył wiele stylów, od neorenesansu, przez neogotyk, do secesji. Były inspirowane preferencjami ówczesnego cesarza Wilhelma II - mówi prof. Kulak. – Zespół budynków był emanacją kapitału Scholtza. Wyglądał dostojnie i solidnie - dodaje.
Innego zdania jest jednak Andrzej Wilk, przewodnik po Wrocławiu. - Wpływ Wilhelma II na wygląd budynków nie znajduje potwierdzenia w dokumentach. To raczej jedna z miejskich legend. Zresztą, cesarz wolał piaskowce, kamień… Cała bryła była masywna, ale nie odznaczała się wysmakowaniem - ocenia.
Jak mówi, kompleks wyglądem nie wyróżniał się spośród wielu regionalnych zakładów. Przyznaje jednak, że wśród zabudowań znajdowała się prawdziwa perła - piętrowa zbożownia.
- Przy browarze składowano jęczmień. Budynek był wyjątkiem na skalę europejską. Na dole był spichlerz, a konie z wozami wjeżdżały na piętro- wyjaśnia.
Wozownia i boksy dla zwierząt znajdowały się na górze. W tamtym czasie tego typu rozwiązanie było innowacją. - Nie przypominam sobie, żeby gdziekolwiek w cesarstwie zastosowano podobną technikę - dodaje.
Z rąk do rąk
Do 1939 roku browar przechodził z rąk do rąk. Wraz ze zmianą właściciela, zmieniała się również jego nazwa. - W 1910 roku Carl Scholtz sprzedał kompleks. Fabrykę przejął znany browarnik Schultzheiss i nazwał ją swoim imieniem - mówi Wilk.
Później browar przechodził kolejne transformacje.
- Zakład zmienił się w spółkę akcyjną i akcjonariusze walczyli o udziały - wyjaśnia przewodnik i przyznaje, że wraz z roszadami w zarządzie, zmieniali się również dostawcy surowców, a także sam asortyment.
- Proces fermentacji różnił się jednak nieznacznie. Piwo warzono w tradycyjny sposób przez wiele lat - mówi.
Browar na początku lat 40. produkował 150 tysięcy hektolitrów złotego trunku rocznie. - To było ważne, dolnośląskie przedsiębiorstwo. Nie jedyne tego typu, ale bardzo popularne - dodaje prof. Kulak.
Wojna mu niestraszna
Nawet podczas II wojny światowej browar nie przerywał produkcji, chociaż jego możliwości, głównie przez brak jęczmienia, były ograniczone. - Na mieszkańców nakładano ograniczenia. Można było kupić pół litra napoju w tygodniu - mówi prof. Kulak.
W tamtym okresie unowocześniono jednak kształt butelki. - Te o mniejszej pojemności były podobne do granatów. Wąska szyjka przypominała zawleczkę, a walec na dole wyglądał jak pocisk - opisuje prof. Kulak.
Produkcję piwa całkowicie wstrzymano dopiero na początku 1945 roku, podczas kilkumiesięcznego oblężenia miasta.
Piwo jak herbata
Szczęśliwie dla mieszkańców, późniejszy Browar Piastowski nie uległ zniszczeniom podczas Festung Breslau. - Zachowały się najważniejsze elementy, czyli kadzie fermentacyjne, zaplecze, skład jęczmienia i słodownia. Z wodą również nie było problemu, pozyskiwano ją głębinowo -opowiada prof. Kulak.
Wrocławianie przemianowali niemiecką nazwę na polski Browar Piastowski, a odnowieniem receptury zajęli się lwowscy browarnicy. Zamieszkali we Wrocławiu po przesiedleniach. - Oni byli ekspertami w swojej dziedzinie. Usprawnili linię produkcyjną, dodali kilka gatunków piwa. Niczym niewyróżniające się przed wojną piwo robiło furorę - wspomina Wilk.
„Złoty okres” złotego trunku
Kultowy wrocławski Full, popularny Piast, Dark Bier, Haase, Pils czy Porter… W czasach PRL-u Browar Piastowski proponował wiele gatunków piwa. Ich smak i tradycyjny sposób pozyskiwania doceniano w wielu konkursach.
- Przełom lat 60. i 70. to był „złoty okres” Piasta. Piwo zdobywało nagrody na różnych targach, a każdy medal pojawiał się na etykiecie. Tych wyróżnień, jak na lokalne warunki, było bardzo dużo- podkreśla Wilk.
W tym czasie zakład produkował 350 tysięcy hektolitrów piwa rocznie. - Wytwarzał dużo, ale i tak za mało, jak na potrzeby. Większość produktów eksportowano do NRD, a nawet dalej. Jakość była świetna, ceny dumpingowe, a na Zachodzie płacili markami albo dolarami. Interes opłacał się obydwu stronom - wspomina Kulak.
W sklepach piwa było jak na lekarstwo, ale smakosze zawsze wiedzieli, gdzie trunku jest pod dostatkiem. Przed bramą Piasta co dzień ustawiała się kolejka chętnych. Można było tam dostać piwo bezpośrednio z nalewaka. Przychodziło się z własną butelką, a nawet, gdy była większa potrzeba, z kanistrem.
Piwo z Zachodu niszczy Piasta
- Po 1989 roku browar odgrywał coraz mniejszą rolę. Napływ piwa z zagranicy powoli niszczył jego pozycję - tłumaczy prof. Kulak.
W 1991 roku Piast wszedł w skład spółki Zakłady Piwowarskie S. A. Po kilku latach większość udziałów kupił Ryszard Variselli. Za 55 proc. akcji zapłacił 9,5 mln dolarów.
- Biznesmen jest chyba pasjonatem piwa, w tym samym czasie kupił też udziały w Warce i odrestaurował „Piwnicę Świdnicką”. Wrocławski browar przekształcił w rozlewnię, ograniczając znacznie produkcję - mówi prof. Kulak.
Milioner szybko postanowił sprzedać browar. W 2001 roku jego kupnem zainteresował się duński koncern piwowarski. - Przejęcie zakładu było początkiem końca - twierdzi Wilk.
Koncern połączył browar z kilkoma innymi w Polsce. We Wrocławiu postawiono na produkcję charakterystycznego piwa Piast. Według smakoszy, zmiana sposobu produkcji była profanacją.
- Smakiem i zapachem nie przypominał już tego sprzed lat. Piwo zaczęto wytwarzać w naczyniach ze stali nierdzewnej, zamiast w kadziach fermentacyjnych. Skrócono proces fermentacji i całkowicie zmechanizowano produkcję, a gotowy alkohol rozlewano do zwykłych puszek - ubolewa Wilk.
Inwestor burzy, obiecuje lofty i znika
Po kilku latach międzynarodowy koncern zrezygnował ze swojego wrocławskiego oddziału. W 2007 roku budynki dawnego browaru kupiła amerykańska firma deweloperska i zaczęła wyburzanie kompleksu. Tłumaczono, że mają one małą wartość historyczną.
- Teraz na miejscu Piasta stoi jedynie willa pierwszego właściciela, dwa budynki pionu administracji i wspomniana zbożownia. Na razie zachowały się jeszcze fragmenty oryginalnego ogrodzenia- opowiada Wilk i wyjaśnia, że tych obiektów inwestor zburzyć po prostu nie mógł. - Są one wpisane na listę zabytków - tłumaczy.
Firma obiecywała stworzenie nowoczesnego osiedla, pojawiały się nawet projekty i wizualizacje loftów. Jednak rozległe plany szybko spaliły na panewce. - Trudno powiedzieć dlaczego od kilku lat obiekt stoi i niszczeje - zastanawia się prof. Kulak.
Od 2010 roku inwestor stara się sprzedać teren. Na razie nikt nie jest w stanie zapłacić żądanych 50 milionów złotych.
Autor: Maria Lester/ansa / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici