Dziurawe drogi, rozpadające się krawężniki, krzywe chodniki. Od ponad roku Krzysztof Kaźmierczak, mieszkaniec Nowej Rudy, z aparatem fotograficznym poluje na polskie absurdy drogowe – Ludzie przywykli, że mieszkamy w Dziurlandii, nie w Polsce, ale trzeba to myślenie zmienić i ja je zmieniam – tłumaczy.
Kaźmierczak od ponad roku prowadzi bloga dziurlandia.pl. Umieszcza tam zdjęcia dziurawych dróg z okolic dolnośląskiego Kłodzka. Takich, jak ul. Bożkowska w Nowej Rudzie, która kilka razy w roku jest łatana przez drogowców. Efekty jednak, jak twierdzi pan Krzysztof, są mizerne.
- Jeżeli ktoś z urzędników ma wątpliwości, co do bezpieczeństwa na tej drodze, to zapraszam na wizję lokalną. Przygotuję nawet wózek dziecięcy, żeby pokazać, jak wygląda praktyka z korzystania z takich tras. Wąska, pozbawiona pobocza, dziurawa. Bardzo niebezpieczna – ostrzega.
Remont nie zawsze pomaga
Kolekcja zdjęć pana Krzysztofa z każdym miesiącem jest coraz większa.
- Najbardziej dziurawa droga w Polsce? Moim zdaniem to trasa Wolibórz – Dzikowiec. Setki łat, wybojów, a trasa ma tylko dwa kilometry długości – opowiada. Jak dodaje, dzięki jego zdjęciom udaje się czasami zmusić urzędników do działania. Osobną sprawą jest jednak jakość tych działań.
- Powiat dał w końcu 39 tys. zł na remont tej drogi. I co? Chyba zabrakło masy asfaltowej albo limit przypadający na jedną dziurę wynosi po prostu dwie łopaty. Jak na nasze dziury to zdecydowanie za mało, bo po remoncie droga wygląda tak, jak wyglądała wcześniej - denerwuje się.
Nie ma pieniędzy
Najczęściej jednak interwencje pana Krzysztofa kończą się na zrobieniu zdjęć i wysłaniu pisma do urzędników.
- Staramy się remontować te nasze drogi, ale możemy zrobić tylko tyle, na ile starczy nam funduszy – tłumaczy Stanisław Sijka, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Kłodzku i podaje liczby.
Na 700 kilometrów powiatowych tras, samorządowi rocznie udaje się naprawić 10 kilometrów. W tym roku udało się wyremontować 6,5 kilometra nowej trasy z Zieleńca do Dusznik Zdroju, 3 kilometry z Lewina Kłodzkiego pod czeską granicę i odremontowaną ulicę Kościuszki w Stroniu Śląskim, zniszczoną podczas powodzi. Budżet przeznaczony na te remonty to około 4,5 mln. Drugie 4,5 mln idzie na łatanie dziur.
– To na pewno za mało, patrząc na skalę potrzeb. Może za 50 lat uda nam się w takim tempie wszystko zrobić. Tylko wtedy trzeba będzie naprawiać to, od czego zaczęliśmy – przyznaje Sijka.
Na brak pieniędzy narzekają drogowcy na całym Dolnym Śląsku.
- Zaczniemy od zagadki. Ile małych fiatów musi przejechać drogą, żeby zniszczyć ją w taki sam sposób, jak zrobi to przeładowany tir? – pyta Krzysztof Kiniorski z Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei i natychmiast odpowiada: – 36 tysięcy. Brakuje edukacji firmom spedycyjnym, brakuje finansów, jest problem w przepisach, które karzą w przetargach wybierać nie najlepszą firmę, a tę najtańszą. Psuje nam drogi pogoda, która na zmianę to zamraża wodę w szczelinach, to ją roztapia. A na koniec mamy w tych trasach ciągle jeszcze przecież spuściznę centralnego planowania. Jak przez 50 lat nie byliśmy u dentysty, żeby wyleczyć żeby, to nie ma siły, dziury będą – przekonuje.
Nie poddaje się
Pan Krzysztof nie poddaje się jednak i zachęca na swojej stronie także innych do działania: robienia zdjęć zniszczonych dróg i wysyłania do urzędników pism. - Polacy nauczyli się jeździć slalomem między dziurami, rowy omijają, jak zawodowi rajdowcy. Ale przecież nie o to chodzi. Trzeba zmienić to myślenie, trzeba patrzeć urzędnikom na ręce i pilnować, jak naprawia się za nasze pieniądze drogi – apeluje.
Autor: bieru/par/k / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: dziurlandia.pl | Krzysztof Kaźmierczak