15-letni Karol i 17-letni Arek nie żyją. 16-letni Damian jest w szpitalu. 15-letni Wojtek już w domu. Tak jak 18-letni Damian. Wszyscy jechali samochodem, który rozbił się na drzewie. - Wybryk. Nikt nigdy nie widział, żeby rozbijali się autem po wsi - mówią pogrążeni w żałobie mieszkańcy Szalejowa Dolnego (dolnośląskie). Trwa śledztwo prokuratury.
Wąska, asfaltowa uliczka, maksymalnie 2,5 metra szerokości. Zaczyna się obok przedszkola, potem jest kościół, a dalej w górę już tylko drzewa. Jeszcze dalej pola - na lewo i prawo. I znów drzewa. Kilkanaście dosłownie. To właśnie tam 18 października, w piątkowy wieczór, pięciu kolegów rozbiło się 20-letnim daewoo na przydrożnym dębie.
Właściwie to jechali z przeciwnej strony, od góry. Przed długim zakrętem mieli około 100 metrów prostej. Było gdzie się rozpędzić.
Z policyjnego, powypadkowego raportu wynika, że warunki do jazdy były dobre. Lekkie zachmurzenie, bez opadów, temperatura około 10 stopni Celsjusza.
- Samochód wypadł z drogi na jej łuku i uderzył niemalże czołowo w drzewo. Była to nadmierna szybkość, nieopanowanie pojazdu. Przyjmując do tego młody wiek kierowcy i być może brak doświadczenia w kierowaniu samochodem, wszystko to się złożyło na okoliczności tego wypadku - mówi tvn24.pl Jan Sałacki, szef Prokuratury Rejonowej w Kłodzku, która nadzoruje śledztwo.
Jak dodaje, technicy pracujący na miejscu nie znaleźli żadnych śladów hamowania.
Niebieska łuna
- Najpierw jeden wóz, potem drugi i kolejne. Myślałam, że coś się pali, bo tyle straży pożarnej jedzie -wspomina tragiczny wieczór jedna z mieszkanek wsi.
Inna myślała, że był jakiś poważny wypadek na krajowej "ósemce", która biegnie tuż obok Szalejowa Dolnego. "Bo tam często takie rzeczy, a u nich to spokojnie".
- W pewnym momencie na górze za drzewami wszystko świeciło na niebiesko. Pięć karetek było, policja, straż - mówi mężczyzna z lokalnej "starszyzny", który poszedł zobaczyć, co się stało.
A tam, pod tym dębem, widok był nie do zniesienia.
Za kierownicą daewoo siedział 15-letni Karol. To właśnie od jego strony nastąpiło uderzenie "czołowo-boczne", jak wynika z protokołu oględzin. Elementy silnika, karoserii, fotel kierowcy - wszystko znalazło się w tyle samochodu. Nastolatek zginął na miejscu.
Za Karolem, na tylnej kanapie, siedział 17-letni Arek, który - podobnie jak młodszy kolega, z uwagi na miejsce w samochodzie - najbardziej ucierpiał w wypadku. Ratownicy wyciągnęli go z auta, podjęli akcję reanimacyjną. Ale wielonarządowe obrażenia były zbyt poważne. Również dla niego nie było szans na ratunek.
Po prawej stronie samochodu, z przodu, fotel pasażera zajmował Damian. 16-latek doznał poważnych złamań, w tym - jak słyszymy od mieszkańców Szalejowa - pęknięcia miednicy. Najpierw trafił do lokalnego szpitala, a potem śmigłowcem LPR do Wrocławia, gdzie nadal przebywa. Cały czas utrzymywany jest w śpiączce farmakologicznej. Jego stan nadal określany jest jako ciężki.
Za nim, w samochodzie, siedział 15-letni Wojtek. W szpitalu wycięto mu śledzionę. Już w domu dochodzi do zdrowia.
Jak słyszymy od osoby z bliskiego otoczenia rodziny jednego z chłopaków, wszyscy czterej nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa.
Tylko siedzący na środku tylnej kanapy 18-letni Damian miał. Tylko on nie stracił przytomności po uderzeniu w drzewo. I to właśnie on powiadomił rodziców o wypadku.
Światło świec
Po kilkunastu dniach od wypadku, znów nad i między drzewami widać światło. Ale białe. Od ponad dwustu zniczy. Jedne się wypalają, inne dalej tlą, a mieszkańcy przynoszą wciąż nowe. Jest też krzyż z dwóch połamanych, możliwe że przez samochód, gałęzi, prowizorycznie związanych sznurkiem. Na nim ktoś zawiesił pomarańczową kamizelkę bezpieczeństwa z odblaskami. Są też kwiaty, obdrapana kora na drzewie i części samochodowe – połamane plastiki, rozbite reflektory. Jakby ktoś celowo zostawił je na miejscu.
Mieszkańcy Szalejowa pogrążeni są w żałobie.
- Bo to bardzo dobre chłopaki były. Grzeczne. Nie grandzili, alkoholu nie pili. Nie wiem, co się stało, że jeździli tym samochodem - mówi mi jeden z miejscowych rolników.
- Lepszych chłopaków w Szalejowie nie było. Dobrze się uczyli, mieli ciekawe zainteresowania. Rowerami dużo jeździli. Nie sprawiali kłopotów - przekonuje kobieta, która przedstawia się jako przyjaciółka mamy zmarłego 15-latka.
Karol był ich oczkiem w głowie. Ojciec, u którego za młodu się nie przelewało, chciał innego losu dla syna. Nie żałował pieniędzy. Ale 15-latek pozostawał normalny, otwarty, przyjacielski. Udzielał się w kościele.
Arek z kolei dużo czasu spędzał na gospodarce. Pomagał ojcu, który wychowywał go samotnie. Trzymali się razem, blisko. Tata codziennie przychodzi na grób syna, który za nieco ponad miesiąc miał mieć 18. urodziny. Zaproszenia już zostały porozsyłane.
Pogrzeby odbyły się dzień po dniu. Chłopcy pochowani zostali na przykościelnym cmentarzu. Ledwie kilkaset metrów od miejsca, w którym zginęli.
- Jeszcze nigdy nie widziałam takiego pogrzebu. Ludzie byli wszędzie, nie mieścili się na cmentarzu. Autokary dowoziły ze szkół znajomych, tak byli chłopaki lubiani. Na pogrzebie Karola nawet ksiądz się popłakał - przyznaje znajoma rodziców 15-latka.
15-latek za kółkiem
Kłodzka prokuratura wszczęła postępowanie w kierunku wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Jej szef nie ukrywa, że w toku postępowania śledczy skupią się na sprawdzeniu, w jakich okolicznościach 15-letni Karol wszedł w posiadanie auta. Czy sam zabrał kluczyki bez wiedzy swojego ojca, czy też ojciec był świadom, że jego syn wsiądzie za kółko?
- Ten samochód był kilkukrotnie w ciągu kilkunastu miesięcy sprzedawany różnym osobom. Natomiast ojciec 15-latka otrzymał go kilka dni przed wypadkiem - mówi Prokurator Rejonowy w Kłodzku Jan Sałacki.
Czy mężczyzna kupił go bez umowy, czy na razie dostał auto na testy? Czy miało być dla niego, czy dla syna? Tego na razie nie wiadomo. Żadna umowa nie została sporządzona. Wiadomo, że samochód został przekazany z tablicami rejestracyjnymi z Ząbkowic Śląskich. Wiadomo także, że w momencie uderzenia w drzewo przykręcone były niemieckie "blachy". Kto zmienił tablice i w jakim celu?
Wszystkie te pytania na razie pozostają bez odpowiedzi. Szukać ich będą śledczy. Kluczowe zapewne okażą się zeznania trzech nastolatków, którzy przeżyli wypadek, a także ojca 15-letniego Karola. Prokurator Sałacki na razie nie chce ujawnić, kto został przesłuchany w sprawie i jakie złożył wyjaśnienia. Jeśli okaże się, że nastolatek otrzymał od rodzica przyzwolenie na jazdę, wówczas może on zostać pociągnięty do odpowiedzialności.
Biegli z zakresu mechaniki samochodowej też będą mieli pracę do wykonania. W miarę możliwości sprawdzą czy samochód, którym jechali nastolatkowie był sprawny.
Śledczy czekają też na wyniki badań m.in. krwi pobranej od 15-letniego kierowcy w celu zbadania czy jechał pod wpływem alkoholu, bądź środków psychoaktywnych. Ci, którzy przeżyli, byli trzeźwi. Mieszkańcy Szalejowa Dolnego "dają sobie poucinać ręce", że Karol również był.
- Jak żyję, to takiej tragedii jeszcze tu nie mieliśmy - przyznaje ze łzami w oczach starszy pan po siedemdziesiątce spotkany nieopodal sklepu. - Żadne śledztwo życia tym chłopakom nie zwróci - dodaje.
Tragiczny wypadek miał miejsce w Szalejowie Dolnym:
Autor: Igor Białousz/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | M. Siemaszko