Dom handlowy braci Barasch był największym i najbardziej ekskluzywnym ze wszystkich wrocławskich sklepów. Klientów witał półkami uginającymi się od towarów i restauracją na czterystu gości. Tutaj też działały najstarsze w mieście ruchome schody, a po wojnie powstał pierwszy spółdzielczy dom towarowy.
Dom handlowy braci Barasch został otwarty z wielką pompą w 1904 roku. Na otwarcie bracia zamówili specjalny operowy spektakl i zaprosili na niego sześciuset gości. Lokalizacja dodawała sklepowi splendoru, bo Baraschowie wykupili działkę prestiżową – naprzeciwko Ratusza i w pobliżu kościoła św. Marii Magdaleny.
- To był piękny secesyjny budynek – wspomina Jerzy Kraśniewski, prezes Społem PSS "Feniks".
Nie był to pierwszy sklep braci Artura i Georga Baraschów. - Udziałowcy mieli wiele domów towarowych na terenie całych Niemiec, ale ten wrocławski miał być zwieńczeniem ich handlowego imperium – dodaje.
Błyskawiczna budowa
Ten największy wtedy wrocławski dom towarowy piął się w górę przez dwa lata. – Dziś taki budynek nie mógłby powstać w tym tempie – uważa Kraśniewski.
Przy budowie wykorzystano najnowocześniejsze technologie. Od strony Kurzego Targu stanęły nowatorskie na skalę europejską szklane ściany, uruchomiono windy, system oddymiania i wentylacji.
Dom towarowy pokrył zielony dach, na którym ustawiono podświetlany, niebieski globus. 6,5-metrowa stalowa konstrukcja wspierana była przez cztery sfinksy. Na powierzchni kuli mieniły się w słońcu pozłacane kontury kontynentów. Wznoszący się nad Rynkiem globus miał podkreślać potęgę domu handlowego i jego właścicieli.
- Krążą legendy o tym, że kula widoczna była aż ze Śnieżki. Oczywiście to nieprawda. Jednak dało się ją zauważyć z różnych punktów miasta – twierdzi Kraśniewski.
„Świątynia komercji” z lustrzanymi ścianami
Dom handlowy braci Barasch był sklepem dla bardzo zamożnej klienteli, stąd jego luksusowy wystrój. Na klientach największe wrażenie miały robić właśnie wnętrza: lustrzane ściany, sztukaterie, obrazy, drewniane parkiety i wystawy pełne towarów.
- Wnętrza pełne przepychu miały podkreślać ekskluzywność tego miejsca – dodaje Kraśniewski.
Pewnie z tych powodów sklep braci Barasch określany był przez ówczesną prasę mianem „świątyni komercji” i „pałacu towarów”.
Na parterze znajdowały się stoiska z ubraniami i galanterią oraz ogród zimowy. Na piętrach pierwszym i drugim oprócz ubrań sprzedawano złoto, dywany i zegary. Na trzecim znajdowały się produkty spożywcze i wyposażenie wnętrz. Tutaj i piętro wyżej działała restauracja na czterysta osób. Na czwartym piętrze oprócz restauracji mieścił się sklep z zabawkami i biura. Wyżej magazynowano towary.
- Dom towarowy pełnił wiele funkcji, bo w tym czasie nie chodziło wyłącznie o handel – podkreśla Kraśniewski.
Dziś jak przed wojną
Do lat 20. XX wieku, czyli do rozpoczęcia światowego kryzysu ekonomicznego, interes Baraschów funkcjonował bardzo dobrze. - Jednak czasy wielkiego kryzysu i otwarcie konkurencyjnych domów handlowych wymusiły zmiany – opowiada prezes "Feniksa".
W 1929 roku właściciele zdecydowali się na przebudowę budynku. Wszystko to, by sprostać zmieniającej się modzie. Tym razem postawiono na modernizm. Okazało się też, że zastosowane wcześniej rozwiązania nie sprawdzają się: przeszklone witryny przy dużym nasłonecznieniu sprawiały, że w sklepie nie można było wytrzymać. Zlikwidowano wejścia od strony Kurzego Targu, przebudowano klatki schodowe, zamontowano dodatkowe windy i zmieniono układ pomieszczeń.
Przebudowa z lat 30. nadała budynkowi dzisiejszego kształtu. Podczas remontu zamontowano też ruchome schody, które woziły klientów z parteru na piętro. Jeszcze długo po wojnie były to jedyne takie schody we Wrocławiu.
- Działały tu do lat 70. Z racji swojego wieku skrzypiały i zgrzytały, ale były olbrzymią atrakcją. Szczególnie dla dzieci – wspomina Kraśniewski, który sam jako dziecko nimi jeździł.
Gdzie podziała się kula?
Właśnie w trakcie prac remontowych z dachu zniknęła olbrzymia kula. Gazety donosiły, że globus został uszkodzony przez uderzenie pioruna. W rzeczywistości przyczyna mogła być bardziej prozaiczna.
- Prawdopodobnie kulę zdemontowano ze względów praktycznych. Jej utrzymanie i konserwacja były drogie i niebezpieczne. Niezaprzeczalnie ozdoba była efektowna, ale musiała sprawiać problemy skoro zdecydowano się na jej usunięcie – uważa Kraśniewski.
Bracia pozbawieni majątku
Budynek utracił swój secesyjny charakter, ale handel nadal rozwijał się prężnie. Baraschom nie przeszkadzało nawet to, że ich dzieło straciło miano największego we Wrocławiu. Wszystko przez dom towarowy Wertheim czyli dzisiejszą Renomę. Po dojściu hitlerowców do władzy rozpoczęły się represje wobec Żydów, także bogatych kupców żydowskiego pochodzenia, jakimi byli bracia Baraschowie. Właściciele sklepu zostali wywłaszczeni i opuścili Niemcy.
Sklep jednak działał dalej, nawet w trakcie wojny. - Tylko w trakcie oblężenia miasta dom towarowy przestał działać – przypomina Kraśniewski.
Właściwie w niezmienionym kształcie budynek przetrwał wojnę. Nieznacznie zniszczony został dach, ale szybko go naprawiono.
- Po wojnie kilka podwrocławskich stodół użyczyło dachówek do załatania dachu. Remont zdążyła wykonać jeszcze ekipa niemieckich dekarzy – opowiada Kraśniewski.
Pierwszy w stolicy Dolnego Śląska
7 sierpnia 1946 roku władze zdecydowały o przekazaniu budynku, po dawnym sklepie braci Barasch, Powszechnej Spółdzielni Spożywców. Był to pierwszy spółdzielczy dom handlowy, który zaczął działać w powojennym Wrocławiu. Na sześciu piętrach, oprócz sklepów, funkcjonowały biura i przychodnia lekarska. Na najwyższych kondygnacjach stworzono magazyny.
Wewnątrz niewiele się zmieniło: windami wciąż dowodzili windziarze, pozostały poniemieckie meble wystawowe i drewniane przedwojenne podłogi, które konserwowano ropą. - Dla mnie jako dziecka było tam wtedy ciemno i ponuro – wspomina Kraśniewski.
Feniks z konkursu
Sytuację zmienił remont przeprowadzony na początku lat 60. Dzięki niemu budynek zyskał centralną wentylację, klimatyzację, nowe stropy i oświetlenie.
- Remont był kapitalny, ale na zewnątrz nic się nie zmieniło – podkreśla Kraśniewski.
Sklep nie był już tak elitarny jak na początku XX wieku. Po materiały, dywany i garmażerkę przychodziły tłumy wrocławian.
W 1965 roku rozpisano konkurs na nazwę domu handlowego. Zaproponowano nazwę "Feniks" i ta spodobała się najbardziej. Wtedy też pojawił się projekt czerwonego neonu, który szybko zawisł na froncie budynku. Dziś po neonie nie ma śladu, ale ma wrócić na swoje miejsce. - Teraz opracowujemy neon taki jak z dawnych lat, ale wykonany w nowoczesnej technologii – zapowiada prezes.
Remont trwa, kula w zawieszeniu
Od 2002 roku w "Feniksie" wciąż trwa remont. Właśnie kończy się ostatni etap prac, czyli remont parteru. Dom towarowy ma przypominać sklep sprzed stu dziewięciu lat. Ma być więcej światła, a na swoje miejsce może powróci globus.
- Chcielibyśmy powrotu kuli. Wszystko jest gotowe, ale brakuje decyzji urzędniczej. Nie wszystkim podoba się nowoczesne wizja tego ozdobnika i stąd kontrowersje – twierdzi Kraśniewski.
Autor: Tamara Barriga/par / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wratislaviae Amici