- To wszystko jest nieprzyzwoite - mówią radni miejscy z Zabrza, którzy jedenaście lat temu przyznali prestiżową nagrodę za etyczne podejście do dzieci siostrze Bernadetcie. Na gali trzymała statuetkę, a wieczorami wieszaki, drewniane łyżki, linijki, którymi okładała swoich podopiecznych. - Kiedy się dowiedzieliśmy, postanowiliśmy odebrać jej nagrodę. Uznała to za ludzką niewdzięczność - opowiadają.
Kiedy siostra Bernadetta trzymała w ręce brązową figurkę św. Kamila pochylającego się nad potrzebującymi, mówiła wiele.
- To wszystko po to, by dalej można było nieść umiłowanie i serce dla dzieci, młodzieży, dbając o ich resocjalizację, wychowanie moralne, religijne, a także uzdrowienie relacji wychowanków z rodzicami i bliskimi - przytaczają jej słowa ci, którzy jedenaście lat temu przyglądali się uroczystości.
Osobistości było wiele, jak co roku każdy chciał przyjrzeć się tym, którzy zostali uhonorowani prestiżową statuetką.
"Z sercem na dłoni i miłością podejdą do dzieci"
- Siostra mówiła jeszcze, że ma nadzieję, iż to wyróżnienie poszerzy krąg tych, którzy z sercem na dłoni i miłością podejdą do dzieci i młodzieży odrzuconej z rodzinnego gniazda - przypomina Anna Solecka-Bacia, radna z Zabrza.
Bo nagrodę im św. Kamila wymyślili właśnie miejscy radni. Ułożyli regulamin i postanowili raz do roku dawać statuetkę ludziom za tzw. walory etyczne. A komu konkretnie? - Wybiera ich specjalna kapituła, powołana spośród laureatów nagrody we wcześniejszych latach - mówi radna. Statuetkę dostali więc między innymi strażacy z Zabrza, przedstawiciele Politechniki Śląskiej, prof. Irena Norska-Borówka, prof. Bogumiła Szymczyk czy prof. Marian Zembala.
No i siostra Bernadetta, która od lat prowadziła Ośrodek Wychowawczy Sióstr Boromeuszek w Zabrzu. Jeszcze siostra Bernadetta - o tym, że za kilka lat w sądowych aktach uhonorowana będzie figurować jako Agnieszka F., nikt przecież wtedy nie wiedział.
Jak Bernadetta stała się Agnieszką F.
- Nikt nie wiedział, więc w laudacji dla siostry przeczytano wtedy, że statuetkę dostaje za opiekę nad dziećmi, za pomoc i miłosierdzie, życzliwość, poświęcenie dla wychowanków - opowiada Anna Solecka-Bacia. - A ona dziękowała. A w tym samym czasie takie rzeczy działy się w tym ośrodku - dodaje.
O tym, o czym nikt wtedy nie wiedział, kilka lat później opowiedział prokurator. W aktach sądowych można przeczytać, że ułatwiała swoim wychowankom doprowadzanie do czynu zabronionego, do poddania się małoletniego chłopca innym czynnościom seksualnym. Nakłaniała chłopców do bicia się, a dokładnie zlecała: "bicie rękami po całym ciele, wymierzanie klapsów, mających na celu ukaranie pokrzywdzonego". Ale nie tylko zlecała, sędzia napisał w uzasadnieniu wyroku, że biła dzieci wieszakiem, drewnianą łyżką, kijem od miotły, linijką, szarpała, wyzywała słowami "gnoju", "chamie", "ty, z rodziny patologicznej", "ułomie", "zboczeńcu", "pedale".
Nikt o tym nie wiedział
- Nikt wtedy o tym nie wiedział - podkreśla Anna Solecka-Bacia.
Ale się dowiedział. Pierwszy wyrok w sprawie siostry Bernadetty zapadł w 2010 roku. Usłyszała, że jest winna przemocy psychicznej i fizycznej wobec wychowanków oraz podżegania do aktów pedofilskich na czterech nieletnich wychowankach i nakłanianie starszych wychowanków do przemocy fizycznej wobec młodszych chłopców.
Wyrok? Dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Rok później sąd apelacyjny zaostrzył karę i orzekł bezwzględne pozbawienie wolności. Uzasadnienie wyroku jest utajnione.
Siostra Bernadetta miała się zgłosić do więzienia we Wrocławiu. Ale nigdy tego nie zrobiła. Przygotowała za to dokumenty, które miały poświadczyć, że jest schorowana i że czynnie działa na rzecz Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza, że do więzienia nie może pójść. Uzasadniała to także swoim podeszłym wiekiem (ma 59 lat - red.).
O odbieraniu nie było mowy
- Ona składała swoje dokumenty, a ja się zaczęłam zastanawiać. Jak to jest - ktoś jest uhonorowany naszą nagrodą, za etykę, a doprowadzał do takich strasznych rzeczy. Oburzające jest, że ktoś, kto podjął się opieki nad dziećmi, okazał się takim dla nich zdrajcą i sprzeniewierzył się świętym zasadom zakonu - grzmi Anna Solecka-Bacia. - Nagroda św. Kamila jest bardzo ważną, etyczną wizytówką miasta. Jeśli więc zdarzy się taka osoba, która zachowuje się niegodnie i nieetycznie, powinna być możliwość odebrania tej nagrody i to w sposób publiczny - mówi radna.
Problem w tym, że możliwości takiej nie było. Radni nie przewidzieli, że dadzą nagrodę komuś, komu będą chcieli ją zabrać. Nie sformułowali więc żadnego podpunktu, co w takiej sytuacji zrobić.
- Powiedziałam więc na radzie, że powinniśmy wyrazić ubolewanie i rozważyć modyfikację regulaminu przyznawanej nagrody. No bo przecież to wszystko jest nieprzyzwoite - opowiada. A radni przyznali jej rację. Zaczęli więc myśleć, jak to zrobić i jak opisać w regulaminie taką sytuację.
"Ludzka niesprawiedliwość, niewdzięczność"
I kiedy powołali grupę, która miała regulamin znowelizować, do burmistrza zapukały dwie siostry boromeuszki.
- Oburzone siostry boromeuszki - zaznacza radna. Przyniosły list, zaadresowany do przewodniczącego rady miasta, list pełen oburzenia: że jak to, one tak się poświęcają, a tu taka niesprawiedliwość ludzka, niewdzięczność. - Były bardzo rozgoryczone. I razem z listem przyniosły statuetkę św. Kamila. Żebyśmy nie zdążyli sami jej odebrać - opowiada Anna Solecka-Bacia.
O siostrach boromeuszkach i wydarzeniach w zabrzańskim ośrodku zrobiło się głośno po publikacji w "Dużym Formacie", w którym dziennikarka opisywała praktyki siostry Bernadetty. Kilka tygodni później na jaw wyszła też sprawa 21-letniego bezdomnego mężczyzny, który przyznał się do wielu gwałtów, m.in. na dwóch nastolatkach. Jak się okazało, był wychowankiem sióstr boromeuszek z Zabrza. Według "Gazety Wyborczej" miał być tam molestowany.
Autor: Olga Bierut/i/zp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia | Adam Jones, Ph.D.