Dolnoślązak, który w niedzielne przedpołudnie wjechał swoim autem do wody zmarł na skutek utonięcia. Z sekcji zwłok wynika, że bezpośrednio przed wypadkiem miał atak padaczki.
Do tragicznego wypadku doszło w niedzielę nad brzegiem żwirowni w miejscowości Spalona. - 61-letni mężczyzna przyjechał z żoną na spotkanie ze znajomymi. Kobieta wysiadła, on pojechał zaparkować nad samą wodą - relacjonuje Liliana Łukasiewicz z prokuratury okręgowej w Legnicy.
Zamiast się zatrzymać, jego auto wjechało wprost do zbiornika wodnego. Płetwonurkowie wyciągnęli mężczyznę na brzeg. Jednak nie udało się go uratować.
Atak epilepsji tuż przed wypadkiem
Strażacy podejrzewali, że przyczyną zachowania 61-letniego mieszkańca Legnicy było zasłabnięcie. Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Teraz jednak wszystko wskazuje, że był to nieszczęśliwy wypadek. - Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci było utonięcie. Ustalono, że chwilę przed wypadkiem dostał ataku epilepsji - informuje Łukasiewicz.
Do wypadku doszło w Spalonej:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław