Ścieżka rowerowa kończąca się na środku jezdni, prowadząca donikąd i prowizoryczne roweropasy na wąskiej drodze. A w samym rynku? Zakaz jazdy rowerem. Z takimi przeszkodami muszą zmierzyć się cykliści we Wrocławiu.
Zamiast pomagać, utrudniają życie. Prowadzą donikąd, a sami rowerzyści muszą jeździć po chodnikach czyli - łamać prawo. Mimo że we Wrocławiu ciągle powstają nowe ścieżki, a magistrat chwali się, że w sumie jest aż 200 km tras, to rowerzyści biją na alarm. - Ścieżki są bezmyślnie prowadzone, kończą się w najbardziej newralgicznych miejscach, a do samego centrum nie da się dojechać zgodnie z przepisami - przekonuje się Radosław Lesisz z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej.
Niebezpiecznie w centrum
Dwupasmowa ulica Kazimierza Wielkiego, mnóstwo samochodów. Wzdłuż drogi wyznaczony pas dla rowerów. Prowadzi od skrzyżowania z ul. Ruską, obok Muzeum Miejskiego. Dokąd?
- Pas, po którym jedziemy, kończy się - opowiada Lesisz, który wspólnie z reporterem TVN 24 pokazuje rowerowe absurdy w stolicy Dolnego Śląska. - To sytuacja niebezpieczna i dla rowerzystów, i dla kierowców. Wcześniej znaki nie informowały nas o tym, że pas się urywa - dodaje.
Według Lesisza, droga dla jednośladów powinna ciągnąć się dalej za skrzyżowanie.
Antyrowerowa inwestycja
Kolejnym absurdalnym rozwiązaniem jakie wskazują cykliści są pasy przy nowowyremontowanej drodze na pl. Orląt Lwowskich. Nowa inwestycja, nowy asfalt i udogodnienia dla samochodów. A dla rowerów?
- Sytuacja co najmniej dziwna. Przejeżdżając drogę musimy włączyć się do ruchu, zaraz za skrzyżowaniem, na dwóch bardzo wąskich pasach dla samochodów. W godzinach szczytu to jest bardzo duży wyczyn - komentuje Lesisz.
Na podobne utrudnienia napotykają rowerzyści jadący z drugiej strony przy tym samym skrzyżowaniu. Od ul. Nabycińskiej w stronę pl. Orląt Lwowskich prowadzi pas dla rowerów. Na skrzyżowaniu przed światłami wyznaczona jest śluza, czyli miejsce na jezdni dla rowerzystów.
- To dobre rozwiązanie, bo rowerzyści są dobrze widoczni, a oprócz tego mogą wystartować na światłach przed samochodami. Ale na tym jazda rowerem się kończy. Za nami jest pas, który się urywa. Chcąc jechać dalej musimy się przeciskać po wąskiej jezdni. To nowa inwestycja i bardzo antyrowerowa - kwituje Lesisz.
W głąb osiedla zamiast do rynku
We Wrocławiu istnienie ścieżki wcale nie oznacza, że jest to ułatwienie dla rowerzysty. Najlepszym tego przykładem jest ta na ul. Grabiszyńśkiej. Jak wskazuje Lesisz, najpierw, żeby dostać się na ścieżkę, trzeba zjechać z jezdni, przeprowadzić rower przez pasy na drugą stronę ulicy. Po 150 metrach trzeba wrócić na przeciwną stronę i tam jechać kolejną ścieżką. Jakby tego było mało, ścieżka nie prowadzi tam, gdzie powinna.
- Ścieżka prowadzi w głąb osiedla zamiast do centrum – zauważa Tomasz Mildyn, reporter TVN24, który osobiście przekonał się, czy łatwo jeździ się rowerem po Wrocławiu.
- Rowerzysta musi zjechać na jezdnię i włączyć się do ruchu, co na zatłoczonej przez samochody ulicy nie jest łatwe - tłumaczy Lesisz. - Ścieżki urywają się w dalekiej odległości od centrum, a potem nie ma nic. Stąd tłumy rowerzystów jeżdżące po chodnikach – dodaje i zapewnia, że tego typu absurdów mógłby wymieniać jeszcze więcej.
Miasto chwali się ścieżkami
Problemu z wytyczaniem ścieżek rowerowych nie widzą przedstawiciele miasta. Wrocław na swojej oficjalnej stronie internetowej chwali się, że tras dla dwóch kółek jest ponad 200 km.
- Przy liczbie około 1000 km dróg miejskich to jest całkiem sporo. Od kilku lat pracujemy nad rozwiązaniami dzięki, którym rowerzyści mają w mieście lepiej. Robimy to, co jest możliwe. Nie ogranicza nas wyobraźnia, a jedynie finanse - zapewnia Katarzyna Kasprzak z Wydziału Inżynierii Miejskiej. - Tylko w tym roku na inwestycje związane z rowerami wydamy 1,5 mln zł. To dużo - dodaje.
Autor: balu/roody / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław | M.Cepin