20-letni mężczyzna został oblany łatwopalną cieczą i podpalony w lesie koło Przemkowa na Dolnym Śląsku. Obrażenia były na tyle poważne, że niespełna dwa tygodnie później zmarł w szpitalu. Zarzut zabójstwa usłyszał jego znajomy Marcin M. Śledczy starają się wyjaśnić, jak doszło do zdarzenia, ale jednocześnie przyznają, że śledztwo nie należy do najłatwiejszych.
25 sierpnia w lesie niedaleko Przemkowa spotkało się trzech znajomych mężczyzn. Prokuratura jak na razie nie zdradza, co było celem tego spotkania. Wiadomo, że zakończyło się ono tragicznie.
Służby ratunkowe otrzymały zgłoszenie dotyczące dwóch poparzonych. Kiedy na miejscu pojawiło się pogotowie, okazało się, że obrażenia 20-latka były bardzo poważne. Trafił do szpitala na oparzeniówkę.
Jego 36-letni kolega doznał lekkich oparzeń. Została mu udzielona pomoc medyczna. Ale Marcina M. nie wypuszczono do domu. Zatrzymano go do wyjaśnienia sprawy i wkrótce usłyszał zarzut ciężkiego uszkodzenia ciała 20-latka. Z ustaleń śledczych wynika, że to on oblał kolegę łatwopalną substancją, a następnie podpalił.
Inny zarzut - nieudzielenia pomocy - usłyszał 40-letni Edward P., który, jak podaje prokuratura, również był na miejscu zdarzenia.
Zmiana zarzutu
Lekarze długo walczyli o życie młodego mężczyzny, ale obrażenia okazały się zbyt poważne. 5 września 20-latek zmarł w szpitalu.
- W toku śledztwa udało się uzyskać dowody wskazujące na to, że Marcin M. działał w zamiarze pozbawienia życia. Prokurator zmienił więc zarzut z ciężkiego uszkodzenia ciała na dokonanie zabójstwa, a następnie skierował do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny na okres trzech miesięcy. Sąd uwzględnił ten wniosek - mówi Lidia Tkaczyszyn, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Jak zaznacza Tkaczyszyn, śledczy nie mają łatwego zadania przy wyjaśnianiu tej sprawy. - Materiał dowodowy jest trudny w ocenie ze względu na rozbieżność wersji przytaczanych przez podejrzanych - twierdzi rzeczniczka.
Śledztwo trwa
O co zatem poszło? Wiadomo, że nieopodal miejsca, gdzie doszło do podpalenia, posadzone były rośliny - najprawdopodobniej konopie indyjskie. Czy to one okazały się kością niezgody i doprowadziły do konfliktu między znajomymi?
- Sprawdzamy relacje, jakie łączyły wszystkich uczestniczących w tym zdarzeniu. Badamy, co było przed nim, a także w jego trakcie - odpowiada enigmatycznie Lidia Tkaczyszyn, tłumacząc, że na tym etapie śledztwa jest jeszcze za wcześnie na przytaczanie niezweryfikowanych wyjaśnień Marcina M. i Edwarda P.
Sprawa ta została objęta nadzorem przez Prokuratora Okręgowego w Legnicy.
Teraz śledczy czekają na dwie, jak słyszymy kluczowe, opinie biegłych - z zakresu pożarnictwa i medycyny sądowej. Po ich otrzymaniu możliwe będzie porównanie nowych dowodów z wyjaśnieniami podejrzanych.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock