Kupił od wojska działkę. Gdy zabrał się do uprzątania podwórka natrafił na studzienkę z kablami. Nikt się do nich nie przyznawał, więc gospodarz postanowił przeciąć przewody i czekać, "kto przyleci z awanturą". Już po dwóch godzinach zjawiła się u niego policja, zarzucając sabotaż. Nie dowierzał, gdy okazało się, że odciął łączność także wojsku oraz sądowi rejonowemu. Co na to służby? Badają sprawę.
Działka przy skrzyżowaniu ulic Ozimskiej i Plebiscytowej w Opolu została sprzedana ponad rok temu przez Wojskową Agencję Mieszkaniową. Kupił ją Mariusz Kołodziej, który wyremontował stojący na niej budynek. Niedawno zdecydował się na posprzątanie podwórka, wtedy natknął się na betonową studzienkę z kablami.
- Skontaktowałem się z poprzednim właścicielem, czyli Wojskową Agencją Mieszkaniową, aby dowiedzieć się, co to właściwie jest i do kogo należy. To ważne, bo nad studzienką miała przebiegać droga dojazdowa. Bałem się, że ciężki samochód może się nad nią zarwać - mówi w rozmowie z portalem tvn24.pl Mariusz Kołodziej, właściciel działki.
Kable niczyje?
Pismo z zapytaniem o przynależność studzienki mężczyzna wysłał do WAM-u w kwietniu. Odpowiedź otrzymał, jak twierdzi, po 4 miesiącach. Przyjął do wiadomości, że przewody nie są własnością wojska, postanowił je przeciąć i zobaczyć, co się wydarzy.
- Nie mam żadnej służebności gruntowej na swoim terenie. Stwierdziłem, że kable biegną tu nielegalnie albo ktoś je położył i zupełnie o nich zapomniał. Uznałem, że należy wyjaśnić tę sprawę - tłumaczy Kołodziej.
Kable przeciął w środę rano. Jak wynika z jego relacji, po dwóch godzinach na jego działce pojawił się Naczelnik Wydziału Łączności i Informatyki Komendy Wojewódzkiej w Opolu, który stwierdził, że pan Mariusz dokonał sabotażu.
- Po przecięciu kabli okazało się, że jeden z nich służył do zarządzania patrolami i radiowozami w Opolu, ale komenda wojewódzka nie ma jego dokumentacji. Później pojawiła się jeszcze żandarmeria wojskowa, choć wojsko przecież wcześniej zapewniało mnie, że kable nie są ich - kontynuuje Kołodziej.
Właściciel terenu nie wyraża zgody na naprawę przewodów, ponieważ potrzebuje oficjalnej decyzji, że kable należą do wojska. Pan Mariusz chce mieć pewność, że w razie jakiś problemów, będzie wiedział jaką instytucję o tym zawiadomić.
Policja uruchomiła łączność alternatywną
Rzecznik opolskiej policji zapewnia TVN24, że problemy z łącznością najmniej odczuła komenda wojewódzka, która braki szybko zastąpiła tzw. łącznością alternatywną. Z kolei Wojskowa Komenda uzupełnień nadal nie może korzystać z telefonów stacjonarnych.
Wojsko: wiedział, co robi
- Zostaliśmy odcięci od świata - mówi w rozmowie z TVN24 mjr Arkady Smoliński z Wojskowej Komendy Uzupełnień w Opolu. Dodaje, że trwało to dwie godziny, ale jednocześnie przyznaje, że nadal są problemy z łącznością.
- Mamy problemy z połączeniami. Teraz stacjonarne telefony przekierowane są na nasze komórki - informuje wojskowy.
Według niego, betonowa studzienka była oznakowana i opatrzona napisem: policja. - Ten mężczyzna wiedział, co robi, nie mógł nagle po roku znaleźć studzienki, chyba wiedział, że kupuje teren wojskowy - stwierdza w rozmowie z TVN24 mjr Arkady Smoliński.
Sprawą zajmuje się też żandarmeria wojskowa, która wyjaśnia, kto i dlaczego uszkodził łączność.
W sądzie też głucho
Z problemami z łącznością musiał sobie poradzić także Sąd Rejonowy w Opolu, w którym także przestały działać telefony stacjonarne. - Oprócz tego nie mogliśmy się zalogować do naszego wewnętrznego systemu. Na szczęście technicy już sobie z tym poradzili - zapewnia TVN24 Michał Podstawa z opolskiego sądu.
Trwa postępowanie
Dlaczego pan Mariusz na swoim terenie miał niezabezpieczoną studzienkę, odpowiadającą za łączność ważnych instytucji? To już sprawdza policja, która w tej sprawie wszczęła postępowanie.
- Skontaktowaliśmy się już z tym mężczyzną i sprawdzamy, jakie były jego intencje. Wiemy tylko tyle, że studzienka znajdowała się na terenie, który kiedyś należał do wojska. Wyjaśniamy, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa - informuje TVN24 kom. Hubert Adamek z opolskiej policji.
Włamali się, żeby naprawić kable
Ponownie skontaktowaliśmy się z panem Mariuszem, aby zapytać czy studzienka rzeczywiście była oznakowana napisem: policja, jak twierdzi major Smoliński. Mężczyzna kategorycznie temu zaprzeczył. A przy okazji opowiedział o jeszcze jednym incydencie.
- W nocy z czwartku na piątek ktoś nielegalnie włamał się na moją działkę i naprawiał kable. Na pewno była to jakaś firma monterska, ale najbardziej oburza mnie to, że ktoś nielegalnie wszedł na mój teren i nawet nie zapytał o zgodę - kwituje Kołodziej. Na dowód wysłał nam to zdjęcie.
Kołodziej podejrzewa, która z firm telekomunikacyjnych wysłała na jego teren monterów. Próbujemy się skontaktować z przedstawicielami wskazanej firmy.
O sprawie jako pierwsza poinformowała "Nowa Trybuna Opolska".
Autor: zuza/i / Źródło: TVN24 Wrocław, Nowa Trybuna Opolska
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław