"Lekarzom nie chodzi o warunki w szpitalu, a o zarobki". Dyrektor ma propozycję ugody

Oddział ginekologiczno-położniczy w szpitalu im. Falkiewicza we Wrocławiu
Oddział ginekologiczno-położniczy w szpitalu im. Falkiewicza we Wrocławiu
Źródło: Szpital im. Falkiewicza we Wrocławiu

Urząd Marszałkowski żąda wyjaśnień, a lekarze z oddziału ginekologiczno-położniczego zastanawiają się nad ugodą z dyrekcją. To efekt dramatycznego listu otwartego, w którym pracownicy placówki opisali fatalne warunki panujące w szpitalu. Lekarze złożyli też wypowiedzenia. Teraz pojawiła się szansa na porozumienie.

Po opublikowaniu listu otwartego w mediach Urząd Marszałkowski wezwał szpital, aby natychmiast wyjaśnił sprawę skargi lekarzy. Skarżyli się oni na zaniedbanie dyrekcji i fatalne warunki panujące na oddziale ginekologiczno-położniczym.

- Właśnie wysyłamy odpowiedź. Zarzuty lekarzy są bezpodstawne. W szpitalu jest nowoczesny sprzęt, a cały oddział został wyremontowany. Mamy siedem aparatów USG, w tym jeden 4D - zapewnia Janusz Wróbel, dyrektor szpitala im. Falkiewicza we Wrocławiu.

Możemy rozmawiać, ale są granice

Dyrektor placówki zapewnia, że już trwają rozmowy ugodowe z lekarzami, bo nikomu nie zależy na odejściu z pracy 12 specjalistów.

- Propozycja dla lekarzy oddziału ginekologicznego-położniczego dotyczy nowych warunków zatrudnienia, a więc oferujemy im podwyżki. Z naszej strony cała sprawa wygląda tak, że lekarze chcieli się zbuntować w związku z niskimi zarobkami. Niestety, wykorzystali do tego dobre imię szpitala - przekonuje Wróbel.

Jest nadzieja, że lekarze zgodzą się na propozycję dyrekcji i nie odejdą. Jeśli do ugody nie dojdzie na swoich stanowiskach pozostaną tylko do kwietnia - do końca okresu wypowiedzenia.

- Jesteśmy otwarci na sugestie, ale pamiętajmy, że istnieją granice. Ich przekroczenie uniemożliwi dalszą współpracę - zaznacza Wróbel.

"Brudne ściany od potu wielu pokoleń lekarzy"

Na początku grudnia tego roku lekarze ze szpitala im. Falkiewicza we Wrocławiu wysłali list otwarty do Urzędu Marszałkowskiego. Domagali się w nim interwencji nadzorujących placówkę urzędników, bo - jak twierdzą - dyrekcja jest obojętna na ich apele. Wyjaśniali, że wielokrotnie zgłaszali zwierzchnikom problemy z licznymi zaniedbaniami w opiece nad pacjentami. Wszyscy byli jednak obojętni na ich prośby. Dlatego zdecydowali się podjąć ostateczne kroki.

"Pracujemy w brudnych, nieodmalowanych, obskurnych pomieszczeniach. Na ścianach widać niepomalowane ślady nigdy niedokończonych pseudoremontów i napraw. Otoczeni jesteśmy śmierdzącym dwudziestoletnim kurzem, rozpadającymi się meblami, brudnymi od potu wielu już pokoleń lekarzy i obdartymi ze skaju fotelami do badań lekarskich. (...) Codziennie odpowiadamy w sensie dosłownym za życie powierzonych nam pacjentów i toczymy walkę o nie" - opisują sytuację medycy.

Lekarze zdecydowali się zwolnić z pracy. Jednocześnie zapewnili, że w okresie wypowiedzenia nadal będą przychodzić do szpitala. Decyzja o zwolnieniu się prawie wszystkich lekarzy ma być dowodem na to, jak wielka jest ich frustracja.

Autor: zpez / Źródło: TVN24 Wroclaw

Czytaj także: