"Od kilku tygodni już jest czynny we Wrocławiu pierwszy telewizor odbierający program kolorowy. (…) Co czwartek od godz. 18, a czasem i po godz. 20 nadawane są programy kolorowe" - czytamy w archiwalnym numerze "Słowa Polskiego" z listopada 1971 roku. Szczęśliwcem był pan Kazimierz, mieszkający przy ul. Zielińskiego. Jego nowoczesny odbiornik powstał w ZSRR i nazywał się Raduga. W sklepach kolorowe telwizory pojawiły się dopiero kilka dni później. To było wtedy wielkie wydarzenie. O dostawach informowała prasa.
Otwarcie Polski na zachód – charakterystyczne dla epoki Gierka – pozwoliło na dostęp polskiej telewizji do nowoczesnych technologii z wolnego świata. Pierwszym efektem współpracy było nadanie 16 marca 1971 pierwszego programu w kolorze przy użyciu francuskiego systemu SECAM. Z czasem był to standard przyjęty we wszystkich krajach demokracji ludowej. Początkowo transmisje kolorowe nadawane były raz w tygodniu, od 6 grudnia 1971 codziennie w kolorze pojawiała się transmisja z obrad zjazdu PZPR. dziennikarstwo.uni.wroc.pl
Życie maniaka telewizyjnego pod koniec lat 60. nie było łatwe. Odbiorniki były drogie i reglamentowane. W dodatku tylko czarno-białe. Zmieniło się to w 1971 roku. To właśnie jesienią tego roku we Wrocławiu zaczął działać pierwszy telewizor, który odbierał program kolorowy. Była to radziecka Raduga. Po polsku "tęcza".
Barwny teleodbiornik wrocławianina pana Kazimierza stał się sensacją nie tylko wśród mieszkańców ul. Zielińskiego. "Jaki jest odbiór?" – pytali dziennikarze. Na nurtujące ich zagadnienie odpowiadał inżynier Józef Chara. Specjalista, który na co dzień zajmował się naprawą telewizorów i radioodbiorników. "W zasadzie program jest dobry technicznie, chociaż trzeba stwierdzić, że wymogi dla dobrego odbioru programu kolorowego są znacznie wyższe niż dla czarno-białego" – wyjaśniał "Słowu Polskiemu". I zapowiadał: telewizja kolorowa będzie się rozwijać. Ta pewność spowodowała, że pan Józef zaczął się przygotowywać do obsługi klientów. "Bo, rzecz oczywista, im bardziej skomplikowany jest mechanizm, tym łatwiej o jakieś uszkodzenia".
Samowolne naprawy śmiertelnie niebezpieczne
Kolorowych odbiorników przybywało, podobnie jak problemów związanych z ich użytkowaniem. Wszelkie naprawy telewizorów Rubin, dokonywane przez samozwańczych mechaników, groziły nawet śmiercią. Wszystko przez wysokie napięcie.
Przewieźć telewizor do specjalisty od naprawy też nie było łatwo, bo sprzęt ważył kilkadziesiąt kilogramów.
- Dlatego do domów przyjeżdżali mechanicy, którzy na miejscu dokonywali prac - wspomina pani Ewa, która swój kolorowy telewizor dostała sposobem. - Wszystko dzięki koleżance, która wyszła za mąż. Przywilejem młodych małżeństw był łatwy dostęp do odbiornika. Oni potrzebowali pieniędzy, my chcieliśmy mieć telewizor i tak dobiliśmy targu. Takie były czasy, a dziś telewizor można dostać w kiosku na rogu - śmieje się kobieta, której Rubin służył jeszcze na początku lat 90.
Kto miał już telewizor, ale marzył o nowym sięgał po "wyszukane techniki" kombinatorskie. – Żeby cały czas mieć nowego Rubina wystarczyło przykryć go kocem i włączyć. W ten sposób odbiornik się przegrzewał, a w środku zaczynało się palić. Plomby pozostawały nienaruszone i można było oddać go na gwarancję – wspomina Sylwester z Wrocławia. Gwarancja obowiązywała przez 12 miesięcy. Ci, którzy sposobem postanowili zdobyć nowy telewizor zaczynali działać krótko przed jej końcem.
Niektórzy twierdzą, że radzieckie Rubiny miały tendencję do wybuchania. Częściej jednak zaczynały się palić. Do ich produkcji wykorzystywano m.in. papierowe laminaty, które nie wytrzymywały wzrostu temperatury.
"Co czwartek od godz. 18, czasem po godz. 20"
Różnica między czarno-białą, a kolorową telewizją? Oczywiście, upragnione przez Polaków barwy na ekranie. Jednak z nimi było różnie. Natężenie barwy żółtej, zielonej i niebieskiej regulowało się samodzielnie poprzez ustawianie trzech gałek. - Kto miał dobre oko ten miał ładny kolor - wspominają dziś posiadacze tamtych teleodbiorników. Nie tylko barwny obraz, ale jak podkreślał dziennik także waga. Ta sięgała 75 kilogramów. W domu trzeba było mieć sporo miejsca na wielkogabarytowy odbiornik.
- Olbrzymie były jak szafa, no i szersze niż dłuższe - opowiada pani Ewa. Nie tylko wielkość i waga kolorowych teleodbiorników przyprawiała mieszkańców polskich miast o ból głowy. Niektórzy wspominają, że w mieszkaniach o słabszej instalacji elektrycznej przy włączaniu Rubina przygasało światło. A posiadanie kolorowego odbiornika wcale nie oznaczało pożegnania z czarno-białą wizją. "Od kilku tygodni już jest czynny we Wrocławiu pierwszy telewizor odbierający program kolorowy. (…) Co czwartek od godz. 18, a czasem i po godz. 20 nadawane są programy kolorowe" - emocjonowali się dziennikarze "Słowa Polskiego" w listopadzie 1971 roku. Telewizor działał we francuskim systemie SECAM - pierwszym europejskim systemie telewizji kolorowej.
O możliwości zakupu informowały gazety
Mimo tych mankamentów kolorowe telewizory były w cenie. O ich pojawieniu się w sprzedaży systematycznie donosiły lokalne dzienniki. "W przyszłym tygodniu mieszkańcy Wrocławia będą mogli kupić telewizory produkcji radzieckiej marki Rubin 401-1 odbierające program barwny" – informowało "Słowo Polskie" 25 listopada 1971 roku. Początkowo kolorowe telewizory można było kupić tylko w jednym sklepie Zakładu Usług Radiowych i Telewizyjnych na terenie miasta, a oglądać można było je w trzech innych placówkach. Wybór nie był duży. Jedna z wersji sprzedawana była za 25 tys. złotych, druga była droższa o tysiąc złotych. To był olbrzymi wydatek, tyle mniej więcej wynosiła wtedy średnia roczna pensja.
Lokalne media zapraszały też na pokazy możliwości telewizji kolorowej. "O perspektywach rozwoju ich produkcji, sprzedaży i w ogóle odbioru kolorowej telewizji mówić będziemy na spotkaniu w najbliższy czwartek 2 grudnia" - zachęcała "Gazeta Robotnicza".
Wagon papieru toaletowego za wagon telewizorów
Telewizory czasem były równie wartościowe, co deficytowy wtedy papier toaletowy. – Mój dziadek był prezesem Gminnej Spółdzielni, która dostała wagon papieru toaletowego. Natomiast prezes sąsiedniego GS dostał wagon telewizorów. Panowie postanowili dobić targu i wymienili papier za telewizory – mówi Grzegorz, którego dziadek szefował jednej ze spółdzielni na terenie dawnego województwa wałbrzyskiego.
Niektórzy tak bardzo pragnęli kolorowego telewizora, że jechali do niego aż do ZSRR. - Wsiadało się do pociągu i jechało po telewizor. To były tzw. pociągi telewizyjne, nie można było usiąść na siedzeniu, bo wszędzie stały odbiorniki - wspomina Sylwester, który takim pociągiem sam wyruszył po upragniony telewizor.
Dziś zabytkowe już Rubiny można kupić na internetowych aukcjach. Ceny wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Były też polskie telewizory kolorowe, takie jak Neptun, Jowisz czy OTVC.
Pierwszy kolorowy telewizor w stolicy Dolnego Śląska miał mieszkaniec ul. Zielińskiego:
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Narodowe Archiwum Cyfrowe