Kobieta osadzona we wrocławskim więzieniu przy ul. Kleczkowskiej zarzuciła jednemu ze strażników gwałt. Sprawą zajęła się już prokuratura. Śledczy co prawda nie dopatrzyli się aż tak poważnego czynu, ale postawili Januszowi M. dwa inne zarzuty - przekroczenia uprawnień oraz nadużycia władzy w celu odbycia stosunku seksualnego.
Strażnik został zatrzymany w sobotę wieczorem po tym, jak jedna z osadzonych (odsiaduje karę za kradzieże z włamaniami) wyznała wychowawczyni na oddziale kobiecym, że padła ofiarą gwałtu.
Pracownicy Służby Więziennej potraktowali sprawę poważnie i szybko powzięli pierwsze kroki. - Do zakładu wezwana została psycholog. Poinformowano kierownictwo. Dokonaliśmy kontroli szafki tego funkcjonariusza, a także jego komputera służbowego. Zebrany materiał dowodowy przekazaliśmy policji - mówi Tomasz Wołkowski, rzecznik prasowy Zakładu Karnego nr 1 we Wrocławiu.
Doświadczony strażnik (9 lat w służbie) w momencie zatrzymania przebywał na urlopie wypoczynkowym. Został przewieziony do aresztu już jako podejrzewany. Dalej sprawą zajęła się prokuratura.
Strażnik wykorzystał pozycję?
W poniedziałek, najpierw osadzona, a później Janusz M. zostali przesłuchani. Temu drugiemu postawiono dwa zarzuty.
- Głównym zarzutem ze strony kobiety był gwałt, ale ocena prokuratury jest inna. Zebrane dowody wskazują, że doszło ze strony strażnika do przekroczenia uprawnień oraz nadużycia stosunku zależności w celu doprowadzenia innej osoby do stosunku płciowego - informuje Beata Łęcka, prokurator rejonowy dla Wrocławia Psie Pole.
Więcej szczegółów zdradza rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus.
- Podejrzany umożliwiał kontakty telefoniczne osadzonej z innymi osobami, a także kontakty osobiste z innymi osadzonymi. Wysyłał listy. Wykorzystując stosunek zależności wielokrotnie doprowadził ją do innej czynności seksualnej, a także interweniował w sprawach skazanej u innych funkcjonariuszy Służby Więziennej - wylicza prokurator.
Do czynów tych, według prokuratury, dochodziło w sierpniu i wrześniu 2017 roku na terenie zakładu. Oboje mieli wymieniać ze sobą listy. Ustalenia śledczych wskazują, że był między nimi rodzaj pewnej regularnej relacji.
Sąd nie widzi obawy matactwa
Prokuratura miała spore obawy, że strażnik może mataczyć. Dlatego jeszcze w poniedziałek złożyła do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie podejrzanego. We wtorek rano odbyło się posiedzenia aresztowe. Sąd był jednak innego zdania. Nie dopatrzył się obawy matactwa. Janusz M. pozostaje na wolności.
Pracownik więzienia nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Złożył wyjaśnienia, które w ocenie śledczych są sprzeczne z zebranym materiałem dowodowym. Równolegle do prokuratorskiego śledztwa toczy się wewnętrzne postępowanie dyscyplinarne w Okręgowym Inspektoracie Służby Więziennej.
Strażnik został zawieszony w obowiązkach. Jeśli zarzuty się potwierdzą, będzie musiał liczyć się z wydaleniem ze służby. Grozi mu także do 10 lat więzienia.
Dlaczego osadzona kobieta dopiero teraz poinformowała o sprawie sprzed dwóch miesięcy? Śledczy znają odpowiedź na to pytanie, ale na tak wczesnym etapie śledztwa nie chcą się nią dzielić.
W lutym o Zakładzie Karnym nr 1 we Wrocławiu ukazał się reportaż dziennikarzy śledczych "Superwizjera". Dotarli oni do byłych osadzonych, a także strażników, którzy relacjonowali, że w zakładzie karnym kobiety były wykorzystywane m.in. jako prostytutki dla innych więźniów, którzy mieli dobre układy ze strażnikami i pieniądze.
Autor: Igor Białousz/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław