Pasażerowie, którzy w poniedziałek nawet przez kilkanaście godzin podróżowali pociągami, są oburzeni słowami wicepremier Bieńkowskiej, która stwierdziła, że opóźnienia wynikają z naszego klimatu. Niektórym brakowało parlamentarnych słów, by wyrazić swoją złość. Inni byli bardziej stonowani. - Brak wyobraźni - komentują.
Brak wyobraźni?
- Od wczoraj k... siedzę w tym p..., zimnym pociągu - mówił zdenerwowany pasażer. Jego pociąg miał pojawić się o 7.00, a przyjechał kilka godzin później.
- Nie wierzę, że taka mądra i inteligenta osoba jest w stanie coś takiego głupiego powiedzieć, zamknąć wyobraźnię na potrzeby ludzi – mówił Maciej Florek, pasażer pociągu, który utknął wczoraj w szczerym polu, a do celu, do Wrocławia, dotarł po kilkunastu godzinach... autobusem. CZYTAJ WIĘCEJ
- Niech sama się przejedzie w taką pogodę - denerwował się kolejny pasażer. A jeszcze inny mówił: - Są pociągi w krajach europejskich, które mają różnorodny klimat, ale nie mają problemów, problemy są zawsze w Polsce.
"Totalny chaos"
Pasażerowie jadący do Wrocławia z Gdańska w podróży spędzić mogli nawet dobę. Nad ranem, we Wrocławiu wspominali swoją wielogodzinną podróż. Na granicy województw wielkopolskiego i dolnośląskiego ich skład utknął za stacją Pawłów. - To był totalny chaos, brak wyobraźni i odpowiedzialności – mówi Florek.
Z relacji pasażerów wynikało, że musieli radzić sobie sami, a kierownik pociągu nie wiedział co ma robić. W pociągu nie było ani ogrzewania, ani prądu.
- Stanęliśmy w polach. Wyłączyło się wszystko. Nie było ogrzewania, ani picia, ani jedzenia. Nikt się nami nie interesował. Zostaliśmy odcięci od świata - relacjonuje jeden z pasażerów feralnego pociągu.
Podobne odczucia ma jeden z podróżujących do Białegostoku. Według niego pasażerami nikt się nie przejmował. - W Ostrowie powiedzieli, że jest coś na stacji, jakaś herbata. Poza tym jednym gestem nie spotkało pasażerów nic dobrego - opowiada mężczyzna.
Podróż na siłę?
Według podróżujących pociągiem, który utknął w Pawłowie, dopiero kiedy zerwała się trakcja kolejowa zdecydowano się na podstawienie komunikacji zastępczej. Do tego czasu kolejarze mieli w ogóle nie reagować i bagatelizować problem. - Próbowano na siłę kontynuować podróż - mówiła jedna z pasażerek.
Dotarcie do Wrocławia dla wielu nie oznaczało końca podróży. - Mamy dostać się do Szklarskiej Poręby. Zostaliśmy pozostawieni sami sobie, a PKP umywa ręce - twierdzi kobieta, która podróżowała z małym dzieckiem.
"To jest jakiś horror"
Z kolei pociąg do Przemyśla, który na wrocławskim dworcu miał pojawić się we wtorek o 5.00 rano przyjechał dopiero po godzinie 9.00. Podróżujący tym składem byli rozgoryczeni. - Przecież oblodzenie trakcji to nie jest jakiś poważny problem. Można coś z tym zrobić, przygotować lokomotywę, a my staliśmy - mówił jeden z mężczyzn.
- To jest jakiś horror - dodawał inny z pasażerów.
Po wielogodzinnej podróży pasażerowie dotarli do Wrocławia:
Autor: tam/i / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | M. Florek