Przed Sądem Rejonowym w Bolesławcu ruszył proces Rafała B., ojca 3,5-letniego Kacpra, który pod koniec kwietnia 2020 roku utopił się w Kwisie w Nowogrodźcu na Dolnym Śląsku. Na sali sądowej odczytano zeznania mężczyzny, opisujące dzień zaginięcia chłopca. B. jest oskarżony o niesprawowanie należytej opieki, czego efektem było narażenie syna na utratę życia lub zdrowia. Śledczy ustalili, że Kacper przed utonięciem wziął narkotyki pozostawione przez ojca w dostępnym miejscu.
Na przełomie kwietnia i maja poszukiwania chłopca śledziła cała Polska. Kacper zaginął 27 kwietnia, kiedy pod opieką ojca przebywał na terenie ogródków działkowych w Nowogrodźcu. W pewnym momencie 34-latek zorientował się, że jego syna nie ma w pobliżu. Najpierw na własną rękę szukał go po okolicy. Później o zaginięciu dziecka poinformował policję.
W akcję zaangażowano policjantów, strażaków i żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Łącznie kilkaset osób. Pod uwagę brano kilka scenariuszów, przeczesywano m.in. pobliskie ogródki, ale najbardziej prawdopodobną wersją wydarzeń było wpadnięcie chłopca do rzeki Kwisy.
Psy tropiące z Polski i Niemiec, śmigłowiec, łodzie, drony, kamera termowizyjna, sonar – w poszukiwaniach wykorzystywano praktycznie wszystkie możliwe sposoby. Kilka razy przeczesano wzdłuż i wszerz 25-kilometrowego koryta rzeki, a także ponad 500 hektarów okolicznego terenu. Przez blisko dwa tygodnie nie było po chłopcu nawet śladu.
Ojciec jedynym podejrzanym
Ciało dziecka odnaleziono 9 maja, niemal 1,5 kilometra od miejsca, w którym zaginął. Ze wstępnej opinii biegłych wynikało, że zgon nastąpił na skutek utonięcia. Tomasz Czułowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, zastrzegał wówczas, że końcowa opinia zostanie wydana przez biegłych po przeprowadzeniu dalszych badań.
Po zaginięciu chłopca bolesławiecka prokuratura rejonowa wszczęła postępowanie w sprawie narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia. Zarzut o takiej treści usłyszał Rafał B. Przyjęta przez śledczych najbardziej prawdopodobna wersja zakładała, że chłopiec, który przebywał razem z ojcem i jego znajomym na terenie ogródka działkowego, w wyniku nieuwagi ojca oddalił się i wpadł do rzeki. W chwili zaginięcia syna B. miał 0,7 promila alkoholu w organizmie.
Metamfetamina w organizmie dziecka
Śledztwo zakończyło się w sierpniu 2020 roku. Prokuratura Rejonowa w Bolesławcu skierowała do tamtejszego sądu akt oskarżenia przeciwko Rafałowi B. Wówczas dowiedzieliśmy się, że oprócz alkoholu mężczyzna miał we krwi amfetaminę i metamfetaminę. Śledczy ustalili, że narkotyki leżały w ogólnodostępnym miejscu. Dowody wskazywały, że 3,5-letni Kacper zażył je chwilę przed śmiercią.
- Po badaniach histopatologicznych i toksykologicznych ustalono, że we krwi dziecka i jego żołądku znajdowały się środki psychotropowe w postaci metamfetaminy. Według biegłych środki te zostały zażyte przez dziecko doustnie na stosunkowo krótki czas przed zgonem i mogły występować u niego zaburzenia psychofizyczne, odpowiadające stanowi po użyciu tej substancji. W przypadku wchłonięcia całej substancji z żołądka do krwi - co nie nastąpiło z uwagi na zgon dziecka - doprowadziłoby to do stanu jego odurzenia – informował Tomasz Czułowski, rzecznik jeleniogórskiej prokuratury okręgowej.
Tę samą substancję wykryto we krwi ojca dziecka. Rafałowi B. zarzucono również prowadzenie samochodu pod wpływem narkotyków oraz udzielenie ich innej osobie.
Zeznania ojca
W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Bolesławcu ruszył proces mężczyzny. Odczytano jego zeznania złożone w trakcie śledztwa:
27 kwietnia Rafał B. po śniadaniu pojechał na działkę do swojego kolegi, gdzie razem mieli ciąć drewno. Kacperek pojechał razem z nim. Będąc już na miejscu, mężczyźni zajęli się pracą, w tym czasie chłopiec jeździł na rowerku wokół działki, chodził, bawił się w samochodzie. Cały czas na widoku.
Około godziny 14-15, B. razem z kolegą zażyli "po jednej kresce metamfetaminy". Pili też piwo. Zadzwonili po jeszcze jednego znajomego, który miał załatwić kupca na drewno. Mężczyzna dołączył do kolegów na działce. W prezencie przywiózł Kacperkowi zabawkową koparkę.
Ojciec chłopca przyznał, że razem z synem w pewnym momencie zeszli razem po schodach do rzeki Kwisy, aby nabrać wody do wiadra. Niedługo później mężczyźni ładowali już drewno do busa. Po godzinie 17 wszyscy rozjechali się w inną stronę. Rafał B. wrócił z dzieckiem na obiad do domu.
Po posiłku wrócili na działkę. W trakcie rozmowy z kolegą B. spostrzegł się, że Kacperka nie ma w zasięgu jego wzroku. Zaczął go wołać, biegać po działkach, szukać. Wtedy kobieta spędzająca czas w okolicy powiedziała mu, że słyszała jakiś plusk w rzece.
Mężczyzna biegł zgodnie z nurtem Kwisy. Jak mówił, przebiegł około kilometra. Nic nie widział. Dopiero jak wracał, dostrzegł w wodzie płynącą zabawkę – koparkę, którą chłopiec otrzymał wcześniej tego samego dnia.
Wkrótce dojechała konkubina Rafała B., do poszukiwań dołączyli się znajomi, na miejscu pojawiły się też pierwsze radiowozy i karetki. Ojciec chłopca przyznał, że w trakcie poszukiwań zażył narkotyki po raz drugi tego dnia. Nie potrafił wskazać, jak to się stało, że Kacper również zażył substancje. Mężczyzna zapewniał, że cały czas trzymał je w kieszeni, nie rozpuszczał ich w wodzie, nigdzie nie odkładał.
34-latek dodał, że miał z synem szczególną relację. Bardzo często zabierał go ze sobą w różne miejsca. Nigdy nie doszło do podobnej sytuacji. - Żałuję tego, co się stało – dodał już po odczytaniu jego zeznań.
W kolejnej części rozprawy przed sądem zeznawała Joanna W., konkubina oskarżonego.
- Kacper pojechał wtedy z ojcem też z tego powodu, że nie miał żadnych zajęć do zrobienia. To były początki pandemii, jego rodzeństwo musiało odrobić lekcje, a on miał wolne – mówiła kobieta.
To ona ubierała chłopca do wyjścia. Później opowiadała, jak mijał jej dzień oraz w jakich okolicznościach dowiedziała się o zaginięciu syna.
Ojciec nie przyznaje się do kluczowego zarzutu
- Przyjęliśmy, że oskarżony pozostawił narkotyki w takim miejscu, że to dziecko mogło je zażyć. Jest to istotna okoliczność, biorąc pod uwagę fakt sprawowania opieki nad dzieckiem – powiedziała po rozprawie Katarzyna Wójcik-Kurcio z Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu.
Adwokat Luiza Słychan, broniąca oskarżonego, powiedziała, że jej klient częściowo przyznał się do zarzutów opisanych w akcie oskarżenia, natomiast nie przyznaje się on do tego kluczowego.
- Ani do czasu, na jaki dziecko miało być pozostawione bez opieki, ani do pozostawienia substancji odurzających w dostępnym dla dziecka miejscu – przyznała Słychan.
W trakcie rozprawy, na prośbę obrony, odtworzony został film z wizji lokalnej. - Chodziło o to, aby sąd mógł zapoznać się z tym, jak to otoczenie tam wyglądało. Jak teren był uformowany, jaka była odległość od ścieżki, po której dziecko mogło się poruszać rowerkiem. Będziemy w tym zakresie wnioskować jeszcze o inne dowody – zapowiada adwokat.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24