- To wspaniali młodzi ludzie. Nikt nie chciał takiej tragedii. Opiekujemy się ocalałym Krzysztofem. Choć fizycznie czuje się dobrze, to psychicznie jest bardzo ciężko. Staramy się teraz sprowadzić ciało Maksa do kraju - mówi dla tvn24.pl Tomasz Morawski, konsul honorowy RP w Ekwadorze, gdzie trzy dni temu doszło do tragicznego wypadku.
W piątek na ekwadorskiej drodze, między Quito a granicą Kolumbii, doszło do czołowego zderzenia. Samochód wjechał w dwóch motocyklistów, studentów z Wrocławia, którzy rok temu wyruszyli w podróż dookoła świata. Jeszcze przed przyjazdem ratowników jeden z nich zmarł.
"Nikt nie chciał tragedii"
- Drogi w Andach są bardzo kręte i niebezpieczne. To wypadku doszło w biały dzień, w godzinach popołudniowych. Nikt nie chciał spowodować tego wypadku, nikt nie chciał takiej tragedii - zapewnia Tomasz Morawski, konsul honorowy RP w Ekwadorze.
Relacjonuje, że samochód jechał z naprzeciwka i przeciął drogę na zakręcie.
- Krzysztof musiał ostro hamować. Auto obróciło się o 180 stopni i uderzyło w motocyklistów. Krzysztof wypadł z motoru. Maks niestety zginął na miejscu - dodaje Morawski.
Formalności i wsparcie
Decyzją ekwadorskiego sądu nikt z biorących udział w wypadku nie ponosi winy. Wszyscy uczestnicy zderzenia byli trzeźwi.
- Ocalały Krzysztof jest już w tej chwili pod naszą opieką. Wspieramy go jak możemy. Choć fizycznie czuje się dobrze, to psychicznie jest tragicznie. Jest w szoku - podkreśla Morawski. Zaznacza, że poszkodowany mężczyzna nie jest w stanie rozmawiać z dziennikarzami.
- Wszystkie formalności z naszej strony zostały już dopięte. Czekamy tylko na ruch firmy ubezpieczeniowej z Polski, żebyśmy mogli sprowadzić ciało Maksa do kraju - dodaje konsul.
"Zmarł robiąc to, co kochał"
W niedzielę na oficjalnej stronie wyprawy pojawiła się informacja o wypadku. Krzysztof, który został przetransportowany do szpitala, napisał:
- Pomimo mojej resuscytacji Maks zmarł, zanim karetka dotarła na miejsce. Proszę was bardzo, pamiętajcie Maksa, człowieka, którego kochałem, który był moim najlepszym przyjacielem i jednym z najlepszych ludzi jakich kiedykolwiek znałem. Kogoś bez kogo ta cała wyprawa nie miałaby sensu, a na pewno by sie nie udała. Maks był szczęśliwy i zmarł robiąc to, co kochał. Bądźmy myślami z jego rodziną - apelował.
Przejechali dziesiątki tysięcy kilometrów
Maks i Krzysztof to studenci z Wrocławia. Na swoją wyprawę dookoła świata ruszyli we wrześniu, mając w planach przejechanie 37 krajów i dziesiątki tysięcy kilometrów na swoich motocyklach. Byli na Bałkanach, zjechali południową część Azji, zwiedzili Australię i stamtąd dostali się do Ameryki Południowej.
Do Wrocławia mieli dotrzeć za miesiąc.
Autor: balu/mz / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24