Wracałem z imprezy i zauważyłem, że coś się dzieje na rynku. Wyjąłem wtedy telefon i nagrywałem - opowiadał reporterowi "Superwizjera" TVN jeden ze świadków zatrzymania Igora Stachowiaka na wrocławskim Rynku. Policyjną interwencję nagrał. Później został zakuty w kajdanki, wsadzony do radiowozu i przewieziony do komisariatu. Na końcu dostał mandat. Drugiego z nagrywających interwencję świadków także zatrzymano. - Policjanci nie mieli podstaw do podjęcia jakichkolwiek czynności wobec tych osób - mówi prawnik.
15 maja 2016 roku, na wrocławskim Rynku, policjanci zatrzymali Igora Stachowiaka. Funkcjonariuszy najpierw było dwóch, później dojechało kolejnych dwóch. Interwencję filmowali przypadkowi przechodnie. Na ich nagraniach widać, że policjanci mają problem z zatrzymaniem 25-latka. Łapią go szyję, ręce i nogi. Używają paralizatora. Wszystko to nagrywają świadkowie. A ich nagrywa monitoring miejski, który kilkanaście minut później posłużył do zatrzymania mężczyzn.
W kajdankach do radiowozu i na komisariat
- W białej koszuli i szarej bluzie ten drugi. Nadają się do zatrzymania. Proszę ich zatrzymać - dyżurny wydał polecenie. Z zatrzymaniem, jak widać na nagraniach z miejskich kamer, nie było problemu. - Po 20-30 sekundach auto zajechało mi drogę. Skuli mnie, wyrwali mi telefon z ręki i zabrali na komendę - opowiada jeden z nagrywających interwencję wobec Igora. A drugi dodaje: nie zapytali jak się nazywam, nie wylegitymowali mnie, od razu skuli i zabrali do radiowozu.
Dlaczego? To pomaga wyjaśnić wymiana zdań między policjantami. Jeden z nich powiedział: "nagrywali telefonem, tę nagrywali interwencję, wiesz".
Chcesz nagrywać? Możesz
Na takim działaniu policji suchej nikt nie zostawiają eksperci. - To jest bardzo niezrozumiałe. Nie tylko to, że te osoby zostały zatrzymane, ale też to, że tak się z nimi obchodzono. Te osoby nie utrudniały akcji, ale stały obok i filmowały. Świadkowie są objęci ochroną, nie powinno być prób ich zastraszania - powiedziała Draginja Nadażdin, szefowa polskiego oddziału Amnesty International.
Wątpliwości nie ma też prawnik. - W tym wypadku mamy do czynienia z funkcjonariuszami publicznymi, którzy podejmują czynności służbowe w miejscu publicznym i oczywiście muszą liczyć się z tym, że osoby postronne mogą być świadkami ich działań i mogą to nagrywać - mówi mecenas Krzysztof Budnik. I podkreśla: nie ma prawnego zakazu, aby osoby postronne utrwalały czynności służbowe funkcjonariuszy.
"Policja mogła zwrócić się do świadków z uprzejmą prośbą"
Mecenas podkreśla, że jeśli policja chciała wejść w posiadanie nagrań z zatrzymania Stachowiaka to powinna "zwrócić się z uprzejmą prośbą" o ich przekazanie. W przypadku, gdy posiadacz nagrania nie chce dobrowolnie go udostępnić, a może ono być dowodem w sprawie, to policja powinna zwrócić się do prokuratury i sądu o postanowienie o wydaniu. - To co stało się na wrocławskim Rynku nie było zgodne z prawem. Nie było żadnych podstaw prawnych, by zatrzymywać te osoby. W ich zachowaniu nie było podstaw, które usprawiedliwiałyby pozbawienia ich wolności - uważa Budnik.
- Niedopuszczalnym jest zatrzymywanie osób, które dokumentowały czynności zatrzymania. To są rzeczy nie do przyjęcia - mówił generał Adam Rapacki, który w poniedziałek był gościem "Faktów po Faktach". A towarzyszący mu Ryszard Kalisz dodawał: na miejscu zatrzymanych, za to, że nagrywali natychmiast złożyłbym zawiadomienie o przestępstwie.
Prawnik: nie zakłócali interwencji
"Wielkim błędem" zachowanie policjantów nazywa, w rozmowie z "Radiem Wrocław" generał Andrzej Matejuk, były komendant główny policji. "Można się zastanawiać dlaczego policjanci tak postąpili. W tym przypadku wszcząłbym postępowanie wyjaśniające" - powiedział Matejuk. I przyznał, że zachowanie funkcjonariuszy wyłapujących świadków wyglądało jak próba tuszowania nieudolności przy zatrzymaniu 25-latka.
Mecenas Budnik wyjaśnia, że jeśli zachowanie świadków utrudniałoby policyjną interwencję to funkcjonariusze mogą "wezwać te osoby, aby zaprzestały takiego zachowania". - Jednak w realiach tej sprawy mamy do czynienia ze świadkami, którzy w żaden sposób nie zakłócają interwencji - twierdzi prawnik.
500 złotych mandatu "za brzydkie słowa"
Finał zatrzymania dwóch nagrywających interwencję na Rynku to 500 złotych mandatu dla jednego z nich. - Za używanie brzydkich słów - mówi "Superwizjerowi" mężczyzna. Wobec drugiego prowadzono postępowanie za utrudnianie policyjnej interwencji i stawianie oporu podczas zatrzymania. Jednak w grudniu 2016 roku śledztwo zostało umorzone.
Wrocławska prokuratura na razie nie otrzymała żadnego nowego zawiadomienia dotyczącego działań policji podczas zatrzymania Igora Stachowiaka. Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, odsyła do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
- Przedmiotem postępowania przekazanego do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu jest nieumyślne spowodowanie śmierci Igora S. mającej miejsce we Wrocławiu, w trakcie wykonywania z jego udziałem czynności służbowych przez funkcjonariuszy policji. Tylko i wyłącznie w tym zakresie przekazane nam zostały materiały decyzją Prokuratora Krajowego. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu nie jest właściwa do wszczęcia postępowania spoza naszej właściwości miejscowej - informuje Magdalena Mazur-Prus, rzecznik poznańskiej prokuratury.
To oznacza, że budzącej kontrowersje sprawy zatrzymania świadków śledczy nie badają.
Jednak jak podkreśla Budnik jeśli policjanci, zatrzymujący nagrywających, nie pouczyli ich o prawie do zaskarżenia czynności to świadkowie nawet dziś, po upływie kilkunastu miesięcy, mogą złożyć skargi do sądu. A ten oceni, czy zatrzymanie było podstawne.
Policjanci muszą liczyć się z tym, że są funkcjonariuszami publicznymi, że działają w miejscach publicznych, często na oczach innych ludzi. Taka jest specyfika tych interwencji publicznych, że są na widoku. Policjanci są poddani surowszej krytyce i muszą liczyć się z tym, że ich intymność i dobra osobiste korzystają w mniejszym zakresie z ochrony niż osób prywatnych w codziennym życiu mecenas Krzysztof Budnik
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN