"Żyje, ja p********ę" - takie słowa, z dużą ulgą, padły, gdy dziewięciolatka, który był uwięziony w płonącym mieszkaniu wyciągnął jeden ze strażaków. Wcześniej próbował ratować go starszy brat, który wbiegł do płonącego mieszkania, a najpierw zawiadomił sąsiadów i uruchomił syrenę alarmową. W pożarze zginęło dwóch mężczyzn, w tym ojciec dziewięciolatka.
Do pożaru domu wielorodzinnego w Nadziejowie (powiat nyski) doszło w sobotnie popołudnie. W płomieniach zginęło dwóch mieszkańców budynku, a trzy osoby trafiły do szpitala.
15-latek chciał ratować brata
Wśród poszkodowanych jest dziewięcioletni chłopiec, którego ojciec zginął w pożarze. A także jego starszy, 15-letni brat. To właśnie on zaalarmował wszystkich o pożarze.
Jak wynika z relacji "Nowej Trybuny Opolskiej" Dawid najpierw zaczął dzwonić domofonem do sąsiadów. Później powiadomił mieszkających w budynku obok dziadków, a w końcu uruchomił syrenę miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.
- Na zbiórkę przybiegł dowódca drużyny, któremu chłopiec powiedział, że musi wrócić po swojego braciszka, który został w domu. Wbiegł do mieszkania, ale płomienie i dym zamknęły mu drogę ucieczki - relacjonuje Waldemar Sommer, prezes OSP w Nadziejowie. To właśnie strażak ochotnik z tej jednostki wspiął się na drabinę i zaczął nawoływać chłopca. Udało się go wyciągnąć.
"Wiedzieliśmy, że on tam jest"
Jednak w środku wciąż tkwił młodszy z braci, którego początkowo nie udało się odnaleźć. - Wiedzieliśmy, że on tam jest i gdy pojawili się strażacy z Państwowej Straży Pożarnej to ukierunkowaliśmy ich, by szukali w drugim oknie. Traciliśmy nadzieję, bo akcja trwała już ponad 20 minut - opowiada Sommer.
Strażacy ponownie wspięli się na drabinę. Akcję widać na zarejestrowanym przez Sommera nagraniu. "Jest" - słychać w pewnym momencie z góry. Ktoś z obserwujących nie może powstrzymać radości i rozemocjonowany krzyczy "żyje, ja p********ę!".
W tym momencie z okna wyłania się chłopiec i strażak, który go odnalazł w mieszkaniu. Chłopiec ściągany jest przez innego z ratowników po drabinie. - W tej dramatycznej sytuacji w której się znalazł zachował bardzo dużą trzeźwość umysłu, bo ukrył się pod łóżkiem i przykrył kołdrą - podkreśla prezes OSP Nadziejów.
Prokuratura wyjaśnia, co się stało
Sprawę pożaru bada prokuratura. W niedzielę na miejscu odbyły się oględziny z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa. - Biegły nie sformułował jednak żadnych hipotez w zakresie powstania pożaru dlatego musimy poczekać na przygotowaną przez niego opinię - mówi Stanisław Bar z Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Jednak zaznacza, że śledztwo jest w toku. - Postępowanie dotyczy sprowadzenia zdarzenia zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, którego następstwem była śmierć dwóch osób - informuje Bar. Na razie śledztwo prowadzone jest w sprawie, nikt nie usłyszał zarzutów.
Żałoba w gminie
Jak czytamy na stronie Urzędu Miasta i Gminy Otmuchów "pożar spowodował znaczne zniszczenia w budynku i został on na chwilę obecną wyłączony z użytkowania". Burmistrz gminy ogłosił też żałobę, która obowiązuje do południa 27 listopada.
Do pożaru doszło w Nadziejowie:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław, nto.pl
Źródło zdjęcia głównego: OSP Nadziejów