Do niewielkiego Lubomierza dotarli aż z Hamburga. Chcieli pożyczyć szpadel. Po polsku nie mówili, za to mieli ze sobą kartkę: "Jesteśmy dobrymi ludźmi, nie będziemy przeszkadzać. Przyjechaliśmy po swoje rodowe pamiątki". Wzbudzili sporą sensację, więc wkrótce na miejscu pojawili się policjanci. Młodzi Niemcy pokazali im narysowaną przez jednego z przodków mapę. Okazała się prawdziwa.
Niecałe dwa tysiące mieszkańców, cztery przystanki autobusowe i A-klasowy klub piłkarski Stella. Stację kolejową kilka lat temu zlikwidowano. Lubomierz ma co prawda piękne zabytki, ale leży nieco na uboczu. Kręcili tu "Samych Swoich", więc samorządowcy próbują przyciągnąć turystów do Muzeum Kargula i Pawlaka. Najważniejszym wydarzeniem jest co roku Festiwal Filmów Komediowych.
Na co dzień w tym dolnośląskim miasteczku dzieje się jednak niewiele.
Dlatego pojawienie się osobliwych cudzoziemców musiało wzbudzić ciekawość. Mieszkaniec, do którego zapukali z prośbą o szpadel uznał, że na wszelki wypadek lepiej zawiadomić o tym policję. Rodzinne pamiątki, Niemcy, szpadel - nie trzeba wielkiego detektywa, by zgadnąć o co może chodzić.
- Ze zgłoszenia wynikało, że mężczyźni próbują rozkopać ziemię. Gdy patrol dotarł na miejsce osoby te nie miały przy sobie jeszcze żadnych przedmiotów wydobytych z ziemi. Dopiero rozpoczynali eksplorację - opowiada asp. sztab. Mateusz Królak z policji w Lwówku Śląskim.
Potomkowie ogrodnika przyjechali z mapą
Obcokrajowców, dwóch Niemców z Hamburga, pouczono że wszelkie prace wydobywcze mogą odbywać się dopiero po otrzymaniu zgody od konserwatora zabytków. Mężczyźni takiej zgody nie mieli.
Mieli za to napisany po niemiecku list i szkic mapy. - Mieli też informację napisaną po polsku. Było tam napisane, że są dobrymi ludźmi, nie będą przeszkadzać i przyjechali po swoje rodowe pamiątki - relacjonuje Wiesław Ziółkowski, burmistrz Lubomierza. "Jak się okazało obcokrajowcy to potomkowie mieszkającego tu niegdyś ogrodnika, który opuszczając te ziemie, rodzinne dobra zakopał, a na słoikach, w których je ukrył zasadził drzewo, dla potomnych wykonał także szczegółową mapę" - czytamy na portalu lwowecki.info.
Patrole pilnowały miejsca przez całą dobę
Zdecydowano, że miejsca trzeba pilnować. - Nasze patrole, wspomagane przez ochotniczą straż pożarną, były tam przez 24 godziny na dobę. Aż do poniedziałku i przybycia urzędników i przedstawiciela konserwatora zabytków - mówi Artur Okuniewicz, komendant straży miejskiej w Lubomierzu.
Ewentualne skarby, które zdaniem Niemców mogły znajdować się pod ziemią, trzeba było wyciągnąć komisyjnie. - W międzyczasie wyjaśniłem tym osobom jak wyglądają nasze przepisy, że muszą mieć niezbędne zgody, a wszystko co zostaje znalezione w ziemi należy do Skarbu Państwa. Obywatele Niemiec musieli wrócić do domu, nie doczekali się eksploracji - przyznaje burmistrz.
Słoik z precjozami
3 października przy drzewie pod którym miały kryć się skarby pojawił się cały zastęp ludzi. Pod ziemią, między korzeniami, znaleziono uszkodzony słoik. Zawartość była oblepiona błotem i ziemią. Mokra i podniszczona. - Znaleźliśmy tam zegarki, łańcuszki, pierścionki, jakieś monety i portfele. Co to dokładnie jest i jakiej może być wartości będzie wiadomo dopiero po inwentaryzacji - wyjaśnia Wojciech Kapałczyński, kierownik jeleniogórskiej delegatury wojewódzkiego konserwatora zabytków.
Znalezisko zostało zabezpieczone i umieszczone w urzędowym sejfie. Nie wiadomo na razie, czy potomkowie mieszkającego tu dawniej Niemca będą mogli odzyskać rodzinne pamiątki. Wiele będzie zależało od tego, czy są to zabytkowe, czy zwykłe przedmioty.
Prof. dr hab. Paweł Valde-Nowak tłumaczy, dlaczego dzikie eksploracje mogą być kłopotliwe dla archeologów (nagranie archiwalne):
Odkrycia dokonano na terenie Lubomierza:
Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Radio Wrocław | Piotr Słowiński