Kot płonął, ludzie go ugasili, ale zwierzaka nie udało się uratować

Wszystko wydarzyło się 15 kwietnia w podwórku ulicy Kwiatowej 1 w Legnicy. Jak dotąd nieznany jest dokładny przebieg zdarzenia. Próbują to ustalić członkowie legnickiego TOZ.

- Kot był w pojemniku na śmieci. Ale nie wiemy, czy zwierzę zostało wcześniej podpalone i wrzucone, czy ktoś podpalił śmietnik, nieświadomy, że jest tam kot. Z jego obrażeń wynika, że nie wyszedł szybko ze środka - mówi Edward Jabłkowski, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Legnicy.

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO >>>

Po pewnym czasie zwierzę zdołało się wydostać. Ludzie, którzy to dostrzegli, polewali je zimną wodą. Kiedy jego sierść przestała się palić, kot skrył się w zamkniętej piwnicy, do której trudno było się dostać. Przerażone zwierzę zostało wydobyte i zawiezione do lecznicy weterynaryjnej.

- Jeszcze do niedawna piękny, rudy kot na naszych oczach niewiarygodnie cierpiał i trząsł się jak galareta. Postanowiliśmy walczyć o jego życie i nie usypiać go od razu. Pani doktor robiła, co mogła. Myśleliśmy, że może przetrzyma na środkach przeciwbólowych - relacjonuje prezes legnickiego TOZ.

Drugiego i trzeciego dnia kot nic nie jadł. Leżał w jednym miejscu. I cierpiał. Z uwagi na drastyczność wynikającą z zewnętrznych obrażeń zwierzęcia zdecydowaliśmy się nie publikować jego zdjęcia. Jednak to obrażenia wewnętrzne okazały się kluczowe. Lekarka uznała, że nie powinno się narażać kota na dalsze cierpienia. Walka była nierówna. Zwierzak został uśpiony.

- Postawiliśmy sobie za punkt honoru odnalezienie sprawcy lub sprawców tego bestialskiego czynu. Nie odpuścimy. Prosimy o kontakt wszystkich, którzy mogą pomóc w naszych działaniach. TOZ gwarantuje całkowitą anonimowość, nikomu nie zdradzamy nazwisk naszych informatorów. Numer podany jest na naszej stronie - apeluje Edward Jabłkowski.