Iście niecodzienny widok zastał turystów wchodzących na Śnieżkę. Trzy konie uciekły z lokalnej hodowli i dotarły aż w rejon Domu Śląskiego. - To młode klacze. Śmieję się, że przeszły próbę dzielności. Nie każdy koń jest w stanie pokonać taką trasę bez żadnych obrażeń i większego zmęczenia - przyznaje właściciel.
Cały ambaras rozpoczął się od wybryku. Ktoś otworzył bramę i wypuścił całe stado koni z 30-hektarowego pastwiska w Kowarach. 40 sztuk pasło się w pobliskim lesie. Prawie wszystkie udało się zagonić z powrotem. Trzy gdzieś zniknęły. Był wieczór, właściciele szukali ich po okolicy. Bez skutku.
- Nad ranem dostałem telefon od straży Karkonoskiego Parku Narodowego. Turyści zauważyli trzy konie na Śnieżce. Pierwszy telefon od razu był do nas z pytaniem czy to nasze - mówi Rafał Parkitny, współwłaściciel hodowli "Konie Parkitny".
"Próba dzielności"
Strażnicy zapędzili klacze w rejon ogrodzenia koło Domu Śląskiego, gdzie bezpiecznie czekały na właściciela. Pan Rafał - bazując na swoim doświadczeniu - zapakował konia przewodnika na przyczepę i pojechał po swoje zguby.
- To trzy młode klaczki. Musiały być asekurowane, dlatego przewodnik był niezbędny. I one za tym koniem szły szlakiem turystycznym, grzbietami gór, w dół na Przełęcz Kowarską - relacjonuje Parkitny.
Górska wycieczka zakończyła się bez szwanku dla uczestników. Konie były całe i zdrowe. Właściciel szacuje, że mogły przejść kilkanaście kilometrów.
- Prowadzimy hodowlę koni sportowych, z najlepszych linii. Startują w mistrzostwach Polski i świata. Śmieję się, że była to dla nich próba dzielności. Nie lada wyczyn taką trasę pokonać. Nie każdy koń byłby w stanie - przyznaje Rafał Parkitny.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Karkonoski Park Narodowy