Naczynia z peklowanym mięsem, obdarte ze skóry kości, szelki, sznurowadła i paski z ludzkiej skóry - niemal 91 lat temu w dolnośląskich Ziębicach policjanci dokonali mrożącego krew w żyłach odkrycia. Uważany za, może trochę zdziwaczały, wzór cnót Karl Denke przez co najmniej kilka lat w domowym zaciszu mordował włóczęgów i bezdomnych. Pozyskane w ten sposób mięso sprzedawał na miejskich targowiskach jako "peklowaną wieprzowinę bez skóry". Do tej pory nie wiadomo, ile osób zabił mężczyzna, czy swoje ofiary zjadał i jakie tajemnice skrywa ogród obok jego domu.
21 grudnia 1924 roku bezrobotny stolarz Vincenz Olivier ruszył na żebry po okolicznych domach. Chodząc od domu do domu trafił w końcu pod numer 13 na dzisiejszej ulicy Stawowej.
Z wdzięcznością zgodził się na 20 niemieckich fenigów w zamian za napisanie listu. Zleceniodawcą był niepozorny Karl Denke. "Olivier usłyszał dyktowane słowa listu +Adolf, ty tłusty bebechu+, roześmiał się i odwrócił głowę. Poruszenie uratowało mu życie" - pisze dr Lucyna Biały w pracy "Z ciemnych kart historii Ziębic - masowy morderca i kanibal Karl Denke".
Ubogi stolarz odwrócił się w ostatniej chwili. Gospodarz zamachnął się na niego motyką. Z późniejszych zeznań wynikało, że akcja potoczyła się błyskawicznie: po szarpaninie wyrwał narzędzie z rąk napastnika i rzucił się do ucieczki. Świadkowie zeznali, że Denke wykrzykiwał, że to on jest ofiarą, a bezdomny chciał go obrabować.
On mordercą? "To śmieszne"
Początkowo policjanci nie uwierzyli w historię opowiedzianą przez włóczęgę. Nikt nie podejrzewał, że uważany za porządnego obywatela Denke mógł kogokolwiek zaatakować. "Karl Denke i mord to jest naprawdę śmieszne" - przytaczały wypowiedź miejscowego komisarza policji ówczesne gazety. Stolarz trafił za kraty, a w celi obok umieszczono mieszkańca Ziębic.
Kilka godzin później policjanci odkryli jego ciało wiszące na okiennej kracie. - Dziś może się to wydawać nieprawdopodobne, ale powiesił się na chustce do nosa. To nie była taka chustka jakie mamy dziś, ale porządna wykonana z lnu. Miała pół na pół metra więc było się na czym wieszać - wyjaśnia dr Biały.
Peklowane ludzkie mięso i skórzane szelki
Policjanci do mieszkania samobójcy weszli dopiero w wigilię. To, co zobaczyli gazety określały mianem "makabry". W zawalonej przedmiotami kuchni oczom mundurowych ukazał się szereg równo ustawionych naczyń z peklowanym mięsem, kości i aparat do produkcji mydła. Policjanci skrzętnie odnotowali liczbę znalezionych kości. Wśród nich było m.in. dwie łopatki, para obojczyków, piętnaście średniej wielkości kawałków kości długich i para piszczeli.
Na ścianach wisiały wyroby galanteryjne: szelki, sznurowadła i paski. Z policyjnego raportu wynikało, że odkryto też 420 ludzkich zębów. Okazało się, że kości, ubraniowe dodatki i mięso zabezpieczone przed zepsuciem to pozostałości po ofiarach uważanego za wzór cnót mieszkańca Ziębic.
Zabezpieczono prawdopodobne narzędzia zbrodni: siekierę, piłę i niewielkie nożyki do cięcia. W mieszkaniu znaleziono też zakrwawione resztki ubrań i dokumenty na różne nazwiska. - Skrupulatnie wpisywał na listy nazwiska zamordowanych osób, wynotowywał z dokumentów kim były ofiary - wyjaśnia dr hab. Maciej Trzciński z Katedry Kryminalistyki na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Wśród zidentyfikowanych było dwudziestu mężczyzn, m.in: piekarze, robotnicy, ślusarze i tkacze. Denke miał też mordować kobiety, ale akurat tego nigdy nie udowodniono. Nie wiadomo też dokładnie ile osób zginęło z ręki Denkego. - Tak naprawdę trudno powiedzieć jak długo parał się tym zajęciem. Zidentyfikowano 20 osób, ale przed 1924 rokiem w okolicy poszukiwano 40 osób. Czasem te tajemnicze zaginięcia przypisuje się więc i jemu - przyznaje Jarosław Żurawski, dyrektor Muzeum Sprzętu Gospodarstwa Domowego w Ziębicach.
Fala "nerwowych chorób żołądkowych" i problemy rzeźników
Policja głowiła się nad wyjaśnieniem tajemnicy Denkego, a gazety wyciągały na jaw coraz mroczniejsze fakty. Okazało się, że mieszkaniec Ziębic jeździł do Wrocławia i na tamtejszych targowiskach sprzedawał swój towar. Reklamował go jako "peklowaną wieprzowinę bez skóry". Prasa donosiła o epidemii "nerwowych chorób żołądkowych". Klienci fabryki konserw w Ziębicach wpadli w popłoch.
- Gdy wiadomość się rozeszła to lokalnym przedsiębiorstwom zaczęło grozić bankructwo, rzeźnicy mieli mniej pracy, bo ludzie zaczęli unikać mięsa. Z tych powodów władzom miejskim i przedsiębiorcom zależało na wyciszeniu sprawy - opowiada muzealnik.
"Spokojny, zrównoważony, pobożny"
Miejscowi jednak zachodzili w głowę jak człowiek o nieposzlakowanej opinii mógł dopuścić się zabijania, skórowania ludzi i handlu ich mięsem. 54-letni Denke był zaangażowany w życie religijne swojej miejscowości i żył skromnie.
"Uchodził za człowieka spokojnego, zrównoważonego, pedantycznego i pobożnego" - pisze dr Biały w swojej pracy. Był typem samotnika. Nie widywano go z kobietami. Raczej nie pił i nie palił. W swojej społeczności postrzegany był jako człowiek o dobrym sercu, bo pomagał potrzebującym. Dzięki swojemu "miłosierdziu" zyskał nawet miano "ojczulka Denke". Nikt nie spodziewał się, że w swoich czterech ścianach morduje właśnie tych potrzebujących pomocy.
Wydawał się niegroźny. W końcu sprzedawał tylko skórzane szelki i paski, mięso i kości. Sąsiedzi mężczyzny nie podejrzewali, że mieszkają pod jednym dachem z zabójcą. "Rodzina Gabrielów, mieszkająca nam nim, słyszała nocami co prawda odgłosy piłowania i rąbania, widziała też jak Denke wylewał zakrwawioną wodę" - opisuje dr Biały. Ale i to nie wzbudziło ich niepokoju, bo ... myśleli, że zabija psy i handluje ich mięsem. - Przecież w tamtym czasie zabicie psa czy kota nie było rzeczą bulwersującą. Pokutowało przeświadczenie, że np. na reumatyzm najlepsze są kocie skórki - przypomina kobieta.
Po co? "Najpewniej dla przyjemności"
Dlaczego więc porządny obywatel Karl Denke, w którego mroczną stronę nie wierzyli miejscowi policjanci, ćwiartował ludzi? Wszystkie jego ofiary to osoby biedne, większość to włóczędzy i bezdomni. - Możliwe, że wychodził z założenia, że eliminuje osoby niepożądane w społeczeństwie. Jego działanie nie było zauważane, bo zabijał osoby o które z reguły nikt się nie martwił - przypuszcza dr Biały.
Badacze historii Denkego nie są zgodni co do motywów jego działania. - Handlował, żeby handlować. Wydaje mi się, że działał przede wszystkim dla zysku. Może dla wewnętrznej uciechy - twierdzi Trzciński. I dodaje, że jego zdaniem Denke cierpiał na zaburzenia psychiczne.
Z kolei dr Biały twierdzi, że nie - mieszkaniec Ziębic miał z czego żyć i nie cierpiał głodu. Jednak zgadza się, że mordował "najpewniej dla przyjemności".
Kanibal nie był kanibalem?
Zagadka mordercy z Ziębic do tej pory nie została wyjaśniona. Naukowcy i historycy wciąż nie wiedzą dwóch rzeczy. - Czy tylko sprzedawał mięso swoich ofiar, czy może też sam się nim żywił. Tego się chyba już nigdy nie dowiemy - przyznaje prof. Tadeusz Dobosz z Zakładu Technik Molekularnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Badacze do tej pory spierają się o to, czy Denke był kanibalem. Pogłoski o tym, że częstował się mięsem swoich ofiar były często powtarzane zaraz po upublicznieniu historii mordercy. Z ludzkiego mięsa miał sobie przyrządzać kotlety. Z raportu medyków sądowych, który został opublikowany w 1926 roku, wynika, że w jednym ze znalezionych w mieszkaniu garnków było tylko pół porcji mięsa. "Denke musiał zjeść pozostałą część na krótko przed aresztowaniem" - brzmi uwaga śledczych.
Jednak wszystko wskazuje na to, że mieszkaniec Ziębic sam ludzkiego mięsiwa nie tykał. - Nazywanie go kanibalem to nadużycie. Nie mamy żadnych dowodów na to, że jadł to co zostało z jego ofiar - twierdzi dr hab. Trzciński. A dr Biały dodaje, że "nikt nie badał treści żołądkowych" samobójcy. Natomiast dyrektor miejscowego muzeum podkreśla, że służby nie zdążyły nawet przesłuchać mężczyzny.
Chcieli przekopać ogródek, właściciele się nie zgodzili
Kolejną niewiadomą jest to, ile dokładnie osób Denke zamordował. - To można wyjaśnić tylko w jeden sposób. Konieczne jest porządne badanie jego ogrodu - twierdzi prof. Dobosz. Na to jednak nie ma zgody obecnych właścicieli posesji. Jak mówią naukowcy szkoda, bo jeszcze po wojnie wokół budynku znajdowano zakopane fragmenty kości.
- W ubiegłym roku mieliśmy pomysł, by przeszukać ogród. Sugerowaliśmy, że zrobimy to szybko i dyskretnie. Po odmowie nie drążymy tematu, ale szanse na odnalezienie śladów zbrodni były spore. Tym bardziej, że żadna z zachowanych fotografii nie pokazuje czaszki - przypomina pracownik katedry kryminalistyki. I dodaje, że ilość odzieży i dokumentów skonfiskowanych 91 lat temu przez policjantów nie pasuje do ilości znalezionego materiału kostnego. - Zabił więcej niż wskazują dokumenty. To było na pewno kilkanaście osób więcej - uważa naukowiec.
Niechciana historia
Po tym jak w 1924 roku historia "potwora z Ziębic" ujrzała światło dzienne starano się ją jak najszybciej wyciszyć. Dziś wydaje się, że miejscowość nie chce chwalić się ta czarną kartą w swojej historii. To jednak nie zraża turystów, którzy zaglądają tu i rzucają ciekawskie spojrzenia w stronę domu przy ul. Stawowej. Miejscowi woleliby pochwalić się tym, że z ich Ziębic pochodzi dwukrotny laureat Oscara operator Janusz Kamiński i piosenkarka Edyta Górniak. - Raczej uważamy, że nie ma co się chwalić tym, że był u nas ktoś taki jak Denke - wyjaśnia dyrektor tutejszego muzeum. To właśnie do jego placówki przychodzą chętni zobaczyć okno i byłą celę w której morderca się powiesił.
*****
Przy opracowywaniu tekstu korzystałam z pracy "Z ciemnych kart historii Ziębic - masowy morderca i kanibal Karl Denke" autorstwa dr Lucyny Biały.
91 lat temu świat usłyszał o makabrycznych zbrodniach w dolnośląskich Ziębicach:
Autor: Tamara Barriga / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: domena publiczna Wikipedia, Katedra Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu