Prokuratorzy ze Świdnicy (Dolnośląskie), którzy badali okoliczności śmierci 16-latka z Jaworzyny Śląskiej, zdecydowali o umorzeniu postępowania. Ich zdaniem nie można w tym przypadku mówić o nieumyślnym spowodowaniu śmierci ani o nieprawidłowościach w zabezpieczeniu kładki nad torami lub zaniedbaniach ze strony kolei. Decyzja o umorzeniu nie jest prawomocna. Rodzina chłopaka się od niej odwołała.
Na początku marca grupa nastolatków postanowiła spędzić czas w okolicach stacji kolejowej w Jaworzynie Śląskiej. To tam doszło do wypadku. - 16-letni chłopiec, który przebywał na zamkniętej dla pieszych kładce, z niewyjaśnionych przyczyn dotknął trakcji elektrycznej i najprawdopodobniej został porażony prądem. Następnie wpadł do jednego z wagonów - informowała wówczas st. asp. Monika Kaleta z biura prasowego dolnośląskiej policji.
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci nastolatka. Sprawdzono między innymi to, czy kolejowa kładka, która nie służyła pasażerom, była właściwie zabezpieczona. - Trzy wejścia na nią były zabezpieczone, w sposób, który jednoznacznie zakazuje wstępu. Obiekt nie łączył peronów oraz terenów miejskich - podkreślał Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy PKP Polskich Linii Kolejowych S.A.
Poraził go prąd, wpadł do wagonu
Jak ustalili śledczy, kładka została wyłączona z użytkowania w 2015 roku. Feralnego dnia trzech chłopców i trzy dziewczęta sforsowali zabezpieczenia. Na kładce chłopcy - jak relacjonuje prokuratura - spożywali "niewielkie ilości alkoholu".
W pewnym momencie 16-latek zaproponował kolegom skoki do wagonów. Jego koledzy wyzwania nie podjęli. - Pokrzywdzony zaczął opuszczać się z kładki. Rękoma chwytał się metalowych elementów, a gdy chciał złapać za niższy z nich lewą nogą zahaczył o trakcję. Został porażony prądem i spadł do wagonu - Marek Rusin, szef Prokuratury Rejonowej w Świdnicy, przytacza przebieg tego, co się stało.
Z pomocą 16-latkowi ruszyła jego koleżanka. W tym czasie inna z dziewcząt wezwała pogotowie. Zaalarmowano też pracowników kolei. - Żaden z nich nie wskoczył do wagonu, by udzielić chłopcu pomocy. W pierwszej kolejności zajęli się odcięciem prądu sieci trakcyjnej, bo bez tego życie osób udzielających pomocy byłoby zagrożone - podkreśla Rusin.
"Nie mieliśmy do czynienia z przestępstwem"
Po zbadaniu sprawy prokuratorzy zdecydowali się sprawę umorzyć. - Badaliśmy kilka wątków. Konkluzja jest taka, że w tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z przestępstwem. To, co się stało, nie wyczerpało znamion czynu zabronionego - mówi Rusin.
Śledczy sprawdzili, czy nie doszło do nieumyślnego spowodowania śmierci 16-latka, czy kładka była prawidłowo zabezpieczona i czy pracownicy kolei nie dopuścili się zaniedbania w zakresie udzielenia pierwszej pomocy.
Prokurator: nikt go nie popchnął, nikt go nie zmusił
Co ustalono? - Chłopiec samodzielnie pokonał zabezpieczenia. Sam tam wszedł, sam podjął decyzję, że chce wskoczyć do wagonu. Nikt go nie popchnął, nikt go nie zmusił, ani nie nakłaniał do tego czynu - zaznacza prokurator. Podkreśla, że kładka zabezpieczona była prawidłowo. - Były siatki zabezpieczające, sukcesywne kontrole i przeglądy. Stwierdziliśmy brak nieprawidłowości ze strony kolei - mówi Rusin.
Zdaniem śledczych przestępstwa nie dopuścili się też pracownicy kolei. - Przepisy zobowiązują do udzielenia pomocy, ale wyjątek dotyczy sytuacji, gdy jej udzielenie wiąże się z narażeniem siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - wyjaśnia prokurator. I dodaje, że bez odcięcia prądu w sieci trakcyjnej - czym najpierw zajęli się pracownicy kolei - ich życie byłoby zagrożone.
Decyzja o umorzeniu sprawy jest nieprawomocna. Odwołała się od niej rodzina zmarłego 16-latka. O tym, co dalej z postępowaniem zdecyduje sąd.
Do wypadku doszło w Jaworzynie Śląskiej:
Autor: tam/ ks / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24