Tylko 3,94 proc. wrocławian w niedzielę poszło do urn, żeby wybrać składy swoich rad osiedlowych. - Średnio jedna osoba na dwie godziny przychodziła wrzucić kartę - mówili zasiadający w komisji na ul. Rydygiera. Rady są nam niepotrzebne?
- Zakończyliśmy podliczanie głosów w wyborach na radnych osiedli - poinformował o 2.00 w nocy Jurek Michalak, miejski radny.
Z szansy na wybranie swojego przedstawiciela skorzystało niewielu mieszkańców. Łącznie frekwencja nie przekroczyła 4 proc. Ważne głosy oddało 3,8 proc. uprawnionych. Dla komisji, które przez cały dzień czuwały nad urnami, oznaczało to bardzo spokojny dzień. - Głosowała średnio jedna osoba na godzinę - przekazała przewodnicząca tej z ul. Rydygiera.
Niechlubny rekord padł na Pilczycach, tam zagłosowało jedynie 0,61 proc. mieszkańców. Najaktywniejszym osiedlem okazał się Strachocin, gdzie do urn poszło 18,1 proc.
Wiedzieli nieliczni
Takie wyniki nie dziwią. Wrocławianie nie tyle nie chcieli głosować, co nie wiedzieli, że mogą. - Żadna z osób, które zapytaliśmy o głosowanie, nie wiedziała, że w niedzielę były w ogóle jakieś wybory - relacjonuje reporterka TVN24, która o rady osiedla pytała przypadkowych przechodniów na wrocławskim rynku.
Niektórzy dowiedzieli się dzięki sąsiadom.
- Przyszliśmy głosować na naszego sąsiada, bo obiecał, że zrobi nam podwórko - z rozbrajającą szczerością przyznali Grażyna i Bogusław, których spotkaliśmy pod komisją wyborczą na Ołbinie.
Co to za wybory, o których nikt nic nie wie?
- Rady osiedli są traktowane trochę po macoszemu przez magistrat - uważa Robert Alberski, politolog z Uniwersytetu Wrocławskiego. Według niego kuleje system przepływu informacji - wrocławianie po prostu nie wiedzą o działalności rad na własnych osiedlach, o wyborach. - A one działają. Raz lepiej, raz gorzej, ale są istotne - mówi Alberski.
I nie chodzi tu o czystą władzę. Raczej o działalność społeczną, wzajemną pomoc. Bez rad osiedla nikt nie zwracałby uwagi na problemy poszczególnych ulic, bo z wysokiego stołka władzy nie byłoby ich w ogóle widać. - Problem w tym, że my nie mamy swojego budżetu, niestety nie mamy też możliwości decydowania - tłumaczy Beata Andrzejewicz, przewodnicząca rady osiedla Grabiszyn-Grabiszynek.
Zwykli mieszkańcy, tyle że radni
Zgodnie z ustawą, rady osiedli mają doradzać urzędnikom i pomagać w podejmowaniu decyzji o inwestycjach czy koncesjach alkoholowych dla sklepów. Mają też integrować mieszkańców. - Mamy więc we Wrocławiu osiedlowy chór, mamy organizowane spotkania dla biednych dzieci - wymienia Alberski.
Radni są też po to, żeby interweniować. - Jeśli na przykład kierowcy za szybko jeżdżą daną ulicą, to starają się o progi zwalniające, fotoradary - mówi Alberski.
Mimo, że rada może tyle samo, co zwykły mieszkaniec, to staje się przekaźnikiem skarg i zażaleń całej lokalnej społeczności.
Nowością są budżety obywatelskie. - Każdy może stworzyć projekt inwestycji i zawalczyć o pieniądze na jego wykonanie w mieście, ale nie każdy ma na to czas, ochotę. A aktywni radni mają i często to właśnie oni najbardziej starają się o takie środki - mówi Alberski.
Lepiej rady zlikwidować?
Po co nam więc radni, którzy mogą tyle, co zwykli mieszkańcy? Bo to społeczeństwo obywatelskie w pigułce. - Dają namiastkę aktywności, której w Polsce jest tak mało. Nie można jej likwidować, trzeba promować - mówi Alberski.
- My tu żyjemy i dobrze wiemy, czego naszym mieszkańcom potrzeba. Opiniujemy więc wnioski, żeby spotkały się z lepszym przyjęciem w urzędzie - wymienia Andrzejewicz. Jej zdaniem też nie chodzi o władzę, a o aktywizację. - Kiedy na Grabiszynku jest coroczny festyn, każdy włącza się w organizację - mówi przewodnicząca.
Nie chodzi też o pieniądze. Osiedlowi radni we Wrocławiu nie dostają diet. - Ja jako przewodnicząca dostaję tylko zwrot kosztów za benzynę, telefon, bo przecież muszę kontaktować się z urzędem, dojechać czasem na spotkanie. Ale to jest kilkadziesiąt złotych miesięcznie - mówi Andrzejewicz.
We Wrocławiu działa 48 rad osiedli. W ostatnich wyborach na zasiadających w nich społeczników również zagłosowało mniej niż 4 proc. wrocławian. W tym roku wybory nie odbyły się na jedenastu osiedlach, m. in. na Przedmieściu Oławskim, Starym Mieście lub Wojszycach. Wszystko dlatego, że chętnych na zostanie radnym było tam tyle samo, ile miejsc.
Autor: bieru/mz/zp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | Katarzyna Dobkiewicz