W czwartek wrocławianin zgłosił straży pożarnej, że stuletni kasztan zagraża bezpieczeństwu. Strażacy obejrzeli drzewo i wystawili dokument "Brak zagrożenia". W poniedziałek drzewo spadło na dwa samochody. - Mogło dojść do tragedii - piekli się mężczyzna, który sprawę zgłaszał. Komendant straży problemu nie widzi: - Wtedy nie było realnego zagrożenia - twierdzi.
- Cudem uniknęliśmy tragedii - mówi Rafał Stelmach, przed którego sklepem w poniedziałek wieczorem runął stuletni kasztan.
O tym, że wiekowe drzewo przy ul. Borowskiej we Wrocławiu może stwarzać zagrożenie, informował straż pożarną już w czwartek. - Niebezpiecznie się przechylił. Zadzwoniłem do strażaków, bo wiedziałem, że niedługo dojdzie do tragedii - wyjaśnia.
Obejrzeli i stwierdzili: zagrożenia brak
Z jednostki ratowniczo-gaśniczej nr 4 we Wrocławiu przyjechały dwa zastępy. Strażacy obejrzeli drzewo i wystawili dokument. Przeczytać w nim można, że "drzewo nie ma oznak uszkodzenia. Brak zagrożenia" - stwierdził dowódca akcji. Zalecił również, aby sprawę zgłosić do magistratu, ponieważ to miasto jest właścicielem drzewa.
- A według mnie było realne zagrożenie dla zdrowia i życia. Ono stało tuż przed wejściem do sklepu, na minutę przechodzi tędy kilkanaście osób - wyjaśnia.
"Mogło dojść do tragedii"
W piątek Stelmach poprosił wydział zieleni miasta o pozwolenie na wycięcie go. W poniedziałek wieczorem drzewo przewróciło się na dwa mercedesy.
Moment ten zarejestrował monitoring zamontowany przed sklepem Stelmacha. - Kilka sekund przed tym stała tam moja mama, byli moi pracownicy, klienci... Naprawdę mogło dojść do tragedii - mówi zdenerwowany.
Według niego sprawa jest jasna: - Strażacy zawinili, nie wykonali swojego zadania - twierdzi.
Straż: nie ma zastrzeżeń do akcji
Innego zdania jest zastępca komendanta jednostki, która była w czwartek na miejscu. Potwierdza, że zgłoszenie otrzymali, ale w jego mniemaniu strażacy nie popełnili żadnego błędu. - Nie mam zastrzeżeń do czwartkowej akcji - mówi mł. bryg. Krzysztof Stępień.
I tłumaczy, jak wyglądała akcja: - Dowódca sprawdził, w jakim stanie jest drzewo. Było wiekowe, ale nie miało widocznych pęknięć, nie wisiały żadne konary... Na tamtą chwilę nie było to nagłe zdarzenie, więc nie podjęli interwencji - wyjaśnia. Zaznacza również, że dowódca akcji wydał zalecenia co do drzewa.
Drzewo runęło na chodnik przy ul. Borowskiej we Wrocławiu:
Jeśli chcielibyście zainteresować nas równie bulwersującym tematem, który związany jest z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały.Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: mir / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: mat. prywatne