Wojewódzkie Centrum Psychiatrii Długoterminowej w Stroniu Śląskim opubilikowało w internecie nazwiska części swoich byłych pacjentów. To osoby, które w przeszłości zostawiły w depozycie pieniądze. - Z punktu widzenia ochrony danych osobowych tego typu praktyki są niedopuszczalne - mówi rzecznik Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Centrum twierdzi, że jest zobowiązane do publikacji tej listy nazwisk.
"Ostateczne wezwanie do odbioru depozytu" to alfabetyczna lista 101 nazwisk osób, które dawniej były pacjentami Wojewódzkiego Centrum Psychiatrii Długoterminowej w Stroniu Śląskim - wcześniej Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych. Przy każdym z nazwisku zapisano liczbowy symbol i kwotę jaką byli pacjenci pozostawili w depozycie placówki. Od 5 do ponad 44 tys. złotych. Depozyty można odbierać do 29 lutego 2016 roku. Później sprawą ma zająć się sąd.
- Działamy zgodnie z prawem, jesteśmy zobowiązani do tego, by opublikować taką listę, wywiesić ją i czekać pół roku aż zgłoszą się do nas uprawnieni do odbioru tych pieniędzy. Lista dotyczy osób bardzo długo poszukiwanych, prowadziliśmy w ich sprawie już postępowań jednak nie przynosiły one skutków - mówi w rozmowie z tvn24.pl Małgorzata Węcławiak, główna księgowa szpitala w Stroniu Śląskim. Twierdzi, że sytuacja dotyczy pacjentów z lat 50., 60. i 70.. Powołuje się też na opinię wydaną przez szpitalnego radcę prawnego.
Na tablicy informacyjnej, w gazecie lub w BIP
W opinii tej prawnik wskazuje, że "przechowujący depozyt jest obowiązany dokonać wezwania poprzez jego wywieszenie na tablicy informacyjnej w swojej siedzibie na okres 6 miesięcy". Władze placówki poszły jednak o krok dalej i listę zamieściły w internecie. "Jeżeli szacunkowa wartość depozytu przekracza kwotę 5 tys. złotych przechowujący depozyt zamieszcza również ogłoszenie w dzienniku poczytnym w danej miejscowości lub w Biuletynie Informacji Publicznej" - przytacza przepisy radca prawny Ewa Szczęsna-Szczotka.
I dowodzi, że problem depozytów w Stroniu Śląskim dotyczy w większości zmarłych pacjentów, a ustawa ma zastosowanie do przetwarzania danych osobowych osób żyjących. Według "Gazety Wrocławskiej" mecenas powołuje się na ustawę, która dotyczy depozytów jednostek sektora finansów publicznych, a nie placówek medycznych.
"Takich danych przetwarzać nie wolno"
Zabrania się przetwarzania danych ujawniających pochodzenie rasowe lub etniczne, poglądy polityczne, przekonania religijne lub filozoficzne, przynależność wyznaniową, partyjną lub związkową, jak również danych o stanie zdrowia, kodzie genetycznym, nałogach lub życiu seksualnym oraz danych dotyczących skazań, orzeczeń o ukaraniu i mandatów karnych, a także innych orzeczeń wydanych w postępowaniu sądowym lub administracyjnym art. 27 ust. 1, Ustawa o ochronie danych osobowych
Specjaliści od ochrony danych osobowych są zdumieni. - To dane z kategorii danych wrażliwych, których nie wolno przetwarzać, a podanie ich do publicznej wiadomości jest jedną z form przetwarzania - mówi nam Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. I dodaje: z punktu widzenia ochrony danych osobowych tego typu praktyki są niedopuszczalne.
Dlaczego? Jak podkreśla samo umieszczenie takiej listy przesądza, że osoby na niej wymienione były pacjentami szpitala. Podobnego zdania jest Dorota Głowacka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Sugeruje się, że te osoby były pacjentami placówki, a to może być obciążające dla ich reputacji. Moim zdaniem to pośrednio ujawnianie informacji o stanie ich zdrowia - mówi przedstawicielka HFPC.
Co jeśli dane dotyczą, jak mówią przedstawiciele szpitala, tylko osób zmarłych? Jak czytamy na stronie GIODO ustawa o ochronie danych osobowych ma zastosowanie tylko do przetwarzania danych osobowych osób żyjących. "Osoba zmarła nie może być podmiotem praw i obowiązków w stosunkach prawnych i nie może być uznana za osobę fizyczną" - napisano na stronie GIODO.
Internet niebezpieczny dla danych
Zdaniem Głowackiej opublikowanie takiej listy w internecie wiąże się z dodatkowymi zagrożeniami. - Może dojść do skopiowania takich danych, ich rozpowszechnienia, zapisania na twardym dysku. Administrator strony źródłowej może łatwo stracić kontrolę nad takimi danymi - uważa Głowacka.
Jak informuje rzeczniczka GIODO za nielegalne przetwarzanie danych szczególnie chronionych grozi grzywna, ograniczenia wolności lub do trzech lat więzienia.
"Ostateczne wezwanie do odbioru depozytu" opublikowano na stronie szpitala pod koniec sierpnia. Sprawę jako pierwsza opisała "Gazeta Wrocławska".
Placówka, która szuka uprawnionych do odbioru pieniędzy znajduje się w Stroniu Śląskim:
Autor: tam/sk / Źródło: TVN24 Wrocław, Gazeta Wrocławska
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock, wcpd.pl