Pochłaniacze wilgoci, ściereczki do komputerów - brzmi niewinnie, ale zaopatrzenie wrocławskiego sklepu, który znajduje się pod nosem straży miejskiej, wzbudziło zainteresowanie policji, prokuratury i sanepidu. - Młodzież wie, co z tym zrobić i nie czyści tym komputerów. To niebezpieczne środki - twierdzi sanepid. Sklep jednak działa nadal.
- Dostaniemy u was coś na imprezę? - reporter TVN24 sprawdza, co można kupić w sklepie, znajdującym się na przeciwko siedziby wrocławskiej straży miejskiej. Z szyldu wynika, że sprzedawca handluje "erotycznymi kosmetykami".
- Chcesz czyścić komputer, czy pochłaniać wilgoć? - dopytuje sprzedawca.
- Powiedzmy, że pochłaniać wilgoć - odpowiada reporter.
- To Śruba, Turbo. Trzydzieści pięć złotych - młody mężczyzna podaje mały pakunek.
W sklepie klientów nie brakuje. "Środki do czyszczenia komputera" schodzą na pniu.
- Śruba. Palisz z lufki. To jest zaje… - opowiada jeden z kupujących.
- Faza trzyma dwanaście godzin – dodaje inny.
- To są bardzo mocno uzależniające środki, działające na centralny układ nerwowy - ostrzega tymczasem pracownica Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu, który zajmuje się handlem nielegalnymi środkami we Wrocławiu. Nie chce podawać swojego nazwiska.
Sprawa umorzona
- Pierwszy raz do tego sklepu weszliśmy w lipcu poprzedniego roku. Mieliśmy podejrzenia, że tam sprzedawane są tzw. zamienniki dopalaczy. W przeprowadzonych badaniach nasze obawy się potwierdziły - opowiada.
W świetle znowelizowanej ustawy, zamiennikami nie zajmuje się jednak ani policja, ani prokuratura. Są to substancje, których nie ma na liście zakazanych.
- Policja pobrała próbki z towaru oferowanego w tym sklepie. Ale biegły nie wykrył w nich substancji zakazanych, o których mowa w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Śledztwo zostało umorzone w grudniu - przyznaje Małgorzata Klaus z prokuratury okręgowej we Wrocławiu.
- Cały czas powstają lekko zmodyfikowane związki, których nie ma na liście ustawowo zakazanych - tłumaczy Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. - W ten sposób my nie możemy nic zrobić, bo te substancje teoretycznie są dozwolone. Jeśli nie będzie zmian w ustawie, problem będzie nie do zwalczenia – podsumowuje.
"To walka z wiatrakami"
Oficjalnie pieczę nad tym, żeby nikt nie handlował zamiennikami, ma zajmować się sanepid. Może skorzystać jedynie z możliwości nakładania kar finansowych na właścicieli sklepów.
- I w tym konkretnym przypadku już to zrobiliśmy, nałożyliśmy 25 tys. zł. I co z tego, skoro on cały czas się odwołuje, a może robić tak na okrągło? - denerwuje się pracownica sanepidu. - To walka z wiatrakami, bo właściciele takich sklepów, których we Wrocławiu jest kilka, wiedzą jak sobie z nami poradzić. Zanim przed siedzibą straży miejskiej miał sklep z artykułami erotycznymi, oficjalnie był tam lombard. Kiedy się tym zajęliśmy, mężczyzna wyrejestrował firmę i w tym samym miejscu otworzył obecny sklep. A cały czas można kupić tam środki "do czyszczenia komputerów" - dodaje.
"Ludzie, których będzie trzeba leczyć"
Według sanepidu skutki działalności takich sklepów mogą być poważne.
- Młodzież wie, co z tym zrobić i nie czyści tym komputerów. Papierki po opakowaniach latają po podwórku, co potwierdza, że są zażywane na miejscu - tłumaczy pracownica powiatowej stacji. - Straszne jest to, że ci młodzie ludzie są już do leczenia. Byłam tam w lipcu, klienci jakoś jeszcze wyglądali. Jak ostatnio pojechałam sprawdzić, byli wychudzeni, bladzi i jestem pewna, że w pełni uzależnieni - kończy.
ZOBACZ MATERIAŁ NA TEMAT DOPALACZY REPORTERA PROGRAMU "CZARNO NA BIAŁYM":
Autor: Mateusz Nawrocki/bieru/mz / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław