- Szacujemy, że w tym roku zabraknie nam nawet 19 milionów złotych – przyznaje przedstawiciel spółki zarządzającej wrocławskim stadionem. Z wyliczeń, jakie przedstawił, wynika, że stadion powinien zacząć na siebie zarabiać po 2016 roku. Ekspert jest sceptyczny.
- W 2016 stadion zacznie się bilansować. Od 2017 roku zacznie zarabiać i będzie zarabiał przez następne 50 lat – mówi Adam Burak, rzecznik prasowy spółki Wrocław 2012, która zarządza obiektem przy al. Śląskiej. I pokazuje przed kamerą wyliczenia.
Na razie stadion generuje straty, a dopłacać musi miasto.
- W zeszłym roku zabrakło nam około 20 milionów złotych - przyznaje Burak.
Ile zabraknie w tym?
- Koszty będą wynosiły około 27 milionów, a przychody około 9 milionów złotych. Zatem, odejmując jedną kwotę od drugiej, wyjdzie to, czego nam zabraknie w tym roku – wylicza rzecznik.
W przybliżeniu będzie to 18, a może nawet 19 milionów złotych. Burak zaznacza, że ta kwota może się zmienić, a dokładną będzie można podać dopiero pod koniec roku.
– Ostatnio wynajęliśmy półtora tysiąca metrów kwadratowych powierzchni. W najbliższym czasie podpiszemy nawet dwie kolejne umowy na powierzchnie biurowe. Przy sprzyjających warunkach będziemy wynajmowali wszystkie biura. To nam wygeneruje naprawdę duże zyski rzędu kilku milionów złotych rocznie – uspokaja Burak.
Ekspert daje 15 lat
Tego optymistycznego tonu nie podziela jednak ekspert.
- Ktoś, kto mówi, że stadion zacznie wychodzić na zero po 5-6 latach, chyba nie do końca jest świadomy swoich słów – mówi ekonomista, dr Beniamin Noga.
Podkreśla, że na Maślicach odbywają się jedynie rozgrywki piłkarskie, nie będzie grała polska reprezentacja ani nie będą rozgrywane mecze pucharu Polski. A to właśnie na takie wydarzenia kibice przychodzą tłumnie. Dlatego – jak tłumaczy - zbilansowanie wpływów i wydatków może się nie udać nawet w ciągu 15 lat.
- I to przy założeniu, że miasto wymyśli dodatkowe funkcje dla stadionu – mówi Noga.
Hurraoptymizm przed Euro
Zaznacza również, że stadion obarczony jest grzechem pierworodnym, który zwiększył koszt budowy obiektu, co dziś, przy spłacaniu kredytów, powoduje dodatkowe obciążenie.
- Przy budowie polskich stadionów na Euro, górę wziął hurraoptymizm. Chyba nie wszystkie parametry wzięto pod uwagę. Wystarczyło uniknąć presji czasu, zacząć budowę wcześniej, i już udałoby się zaoszczędzić 200-250 milionów złotych - wylicza.
Ekspert zauważa, że póki nie będzie na stadionie dużych imprez, to budżet i tak nie będzie się domykał.
- Wpływy ze studniówek i balów, choć ważne, to krople przy miliardzie złotych do spłacenia – mówi.
Jak komentuje, stadionowej kasy nie podbudują również kibice piłkarskiego Śląska, których jest za mało, by wypełnić trybuny na Maślicach.
- Na mecze przychodzi około 10 tysięcy wiernych kibiców, 5 tysięcy takich, co bywają na nich raz na jakiś czas i kolejne 5-10 tysięcy tych, którzy przyjeżdżają na pojedyncze mecze Śląska rozgrywane na stadionie. Więc potencjał kibiców waha się w granicach 20-25 tysięcy kibiców - zauważa Noga.
Jeszcze przed Euro władze Wrocławia zapewniały:
- Oprócz meczów ligowych potrzebujemy 7-8 imprez rocznie, aby stadion utrzymać i żeby zostawał niewielki zysk na rozwój – mówił w rozmowie z reporterem TVN24 czerwcu 2012 roku Paweł Czuma, rzecznik prezydenta miasta. - Wydaje nam się, że jest to absolutnie do osiągnięcia – przekonywał.
Autor: dr/mz / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław | A. Łukaszewicz