W huku bomb tygrys przytulał się do uciekinierów z oblężonego miasta. Niedźwiedzica wypuściła się na swobodny spacer, ku przerażeniu telewizyjnej ekipy. A gdy przyszło do ratowania zwierząt przed powodzią tysiąclecia, na wałach stawiły się tłumy wrocławian. Bo to po prostu ich zoo.
Zaczęło się od niedźwiedzi. - Pojawiły się 10 lipca 1865 roku i zainaugurowały zoologiczną historię miasta - przypomina Ryszard Topola, rzecznik wrocławskiego ogrodu. I dodaje: - Zoo początkowo było niewielkie i borykało się z problemami finansowymi, ale w 1880 roku przeżyło rozkwit. W tym czasie stało się jednym z największych ogrodów zoologicznych na świecie.
Od wojny do telewizji
Prosperowało znakomicie aż do wybuchu pierwszej wojny światowej. Prawdziwe nieszczęście przyszło jednak wraz z jej zakończeniem. W czasie odwrotu Niemcy rozstrzelali część zwierząt, a sam ogród został zniszczony. Trzeba było go zamknąć. - Zwierzęta, które przetrwały, trafiły do Warszawy i Łodzi. Wróciły do nas dopiero w 1927 roku.
W czasie kolejnej wojny zoo znów stało się scenerią dramatycznych wydarzeń. W 1945 roku, w czasie oblężenia miasta wojska radzieckie doszczętnie zniszczyły ogród. Na gruzach zdarzały się wzruszające sceny. - Ze zniszczonych wybuchami klatek w panice uciekały zwierzęta. Jedna z kobiet opowiadała później, jak do jej nóg padł tygrys. Był tak zdezorientowany i przerażony, że szukał bliskości ludzi - opowiada Topola.
Po raz trzeci, zoo otworzyło bramy w 1948 roku, po trzech latach odbudowy. Stopniowo się rozwijało i w latach 70. znów było jednym z największych w Europie. To wtedy trafiło do telewizji. Od 1971 roku kręcono tu słynny program "Z kamerą wśród zwierząt". Jego autorzy - ówczesny dyrektor zoo Antoni Gucwiński z żoną Hanną - przez bez mała trzy dekady prezentowali telewidzom tajniki ogrodu i jego mieszkańców.
Obronione przed powodzią tysiąlecia
Dramatów i przygód nie brakowało także w najnowszej historii. W historię ogrodu i miasta wpisała się tatrzańska niedźwiedzica Magda, słynna z wykradania jedzenia z plecaków turystów. Za swoje psoty, w latach 90. trafiła do Wrocławia i tu zasłynęła znowu... chęcią do spacerów poza klatką. - Jej debiut na wybiegu zapamiętają wszyscy - śmieje się Topola. - Zwinnie przeskoczyła ogrodzenie, budząc popłoch wśród ekipy "Z kamerą wśród zwierząt”. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale służby musiały się ścigać z niedźwiedziem! - dodaje.
Jak ważne dla wrocławian jest ich zoo można było zrozumieć w 1997 roku, gdy przez miasto przetoczyła się powódź tysiąclecia. Setki ludzi zostawiły wtedy własne domy i przybyły na nadodrzańskie wały, by ratować zwierzęta. - Ustawiali worki z piaskiem, żeby zabezpieczyć nasze rysie, muflony i jeleniowate, bo to one miały swoje wybiegi najbliżej wału - wspomina Topola. - To pokazuje przywiązanie ludzi do naszych małych mieszkańców - dodaje.
5 tysięcy jubilatów
- Wrocławskie zoo to skarb - przekonuje Antoni Gucwiński, były dyrektor ogrodu. - Dawne budowle powodują, że to miejsce jest jak skansen. Amerykańscy zoolodzy, którzy odwiedzali nasze zwierzęta, byli pod wrażeniem połączenia historii z zoologią - dodaje.
A rzecznik Topola zapewnia: - Dbamy o historyczny wydźwięk miejsca, ale też o estetykę. Zmodernizowaliśmy stawy i alejki, przez co ogród stał się schludniejszy. Teraz przeżywa piękny rozkwit, zwierzęta mieszkają na 33 hektarach powierzchni. W ostatnich latach zbudowaliśmy motylarium, przebudowaliśmy zagrodę dla gibonów i basen dla kotików. Teraz chcemy postawić afrykarium.
- Nie spoczęliśmy na laurach, dalej się rozwijamy. Budujemy nowe obiekty, sprowadzamy kolejne gatunki zwierząt. Dziś urodziny świętujemy w ogromnym gronie, bo jest nas już pięć tysięcy! - dodaje.
Autor: bieru/roody / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Zoo Wrocław