Sędziowie protestują przeciw "wprost kłamliwemu przekazowi", wiceprezes fundacji podaje inne kwoty pieniędzy niż podawał w piątek i myli się w rachunkach, a PiS nieoczekiwanie obciąża rząd odpowiedzialnością za kampanię. Robi to dzień po tym, jak Państwowa Komisja Wyborcza oficjalnie zapowiedziała bliższe przyjrzenie się akcji "Sprawiedliwe sądy".
Kiedy w piątek 8 września finansowana przez spółki skarbu państwa Polska Fundacja Narodowa inaugurowała - jak sama to określa - "kampanię informacyjną" pod nazwą "Sprawiedliwe sądy", wiceprezes fundacji Maciej Świrski tak określał planowane koszty.
- Na odszkodowania za przewlekłość (spraw sądowych - przyp. red.) wydano 19 milionów złotych. Nasza kampania nie będzie droższa od tych odszkodowań.
Kwotę 19 milionów wymienił kilkadziesiąt minut później na tej samej konferencji prasowej również prezes fundacji Cezary Jurkiewicz.
Dziś (w czwartek) w wywiadzie dla radia RMF wiceprezes Świrski podaje kwotę prawie dwa razy niższą - 10 mln zł. - Ja mówię, że dziesięć. W Polsce ta kampania będzie kosztować dziesięć milionów niecałe.
Szefernaker uważa za fake news kwotę podaną przez fundację
Sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Paweł Szefernaker zarzucił w czwartek, że podając informację o 19 milionach złotych, media rozpowszechniają nieprawdę.
- Państwo powielali fake news o 19 milionach - oburzał się Szefernaker na dziennikarzy, którzy tę kwotę podali za prezesami Polskiej Fundacji Narodowej, rozporządzającej budżetem kampanii.
Poza niejasnymi i nierzadko sprzecznymi informacjami na temat kampanii promującej zbieżne z wizją rządu i PiS poglądy na wymiar sprawiedliwości, nie ma żadnych weryfikowalnych faktów na temat finansów tej akcji.
Zarząd Polskiej Fundacji Narodowej, powołując się na ustawę o finansach publicznych twierdzi, że fundacja nie obraca środkami publicznymi. Na fundusz założycielski tej fundacji w wysokości 97,5 mln zł złożyło się siedemnaście spółek skarbu państwa, a te nie są jednostkami sektora finansów publicznych.
Należność dla Solvere: 240 czy 288 tysięcy zł?
W cytowanej już, czwartkowej, porannej rozmowie radiowej wiceprezes Świrski ujawnił też, ile fundacja zapłaciła i zapłaci spółce z ograniczoną odpowiedzialnością Solvere. Nie wszystko jednak w słowach wiceprezesa zgadza się z prawidłami arytmetyki.
Spółkę tę założyło w maju bieżącego roku dwoje udziałowców: Anna Plakwicz i Piotr Matczuk, byli współpracownicy premier Beaty Szydło z czasów kampanii wyborczej i byli pracownicy Kancelarii Premiera. Spółka Solvere w dzień po wetach prezydenta Dudy, czyli 25 lipca, zarejestrowała domenę internetową sprawiedliwesady.pl, a niespełna trzy tygodnie później, 16 sierpnia, domenę takjakbylo.pl.
18 sierpnia spółka Solvere i Polska Fundacja Narodowa podpisały umowę. Na mocy tej umowy Solvere ma otrzymać za swoje usługi na rzecz kampanii ponad 200 tys. zł - taką kwotę w wielkim przybliżeniu można podać bezspornie. Wiceprezes Świrski tak rozjaśniał słuchaczom rozliczenie z Solvere:
- Przychód tej firmy z tego, co się dzieje w tej chwili, to jest 240 tysięcy w dwóch ratach. W tej chwili zapłaciliśmy 44 tysiące. 240 tys. jeszcze jest do zapłaty.
Trudno na podstawie tej wypowiedzi wnioskować, ile naprawdę otrzyma spółka Solvere, ponieważ jeżeli fundacja zapłaciła jej już 44 tysiące i zamierza jeszcze zapłacić 240, to przychód tej firmy nie wyniesie 240, a 288 tysięcy złotych. Czy wiceprezes PNF pomylił się w rachunkach, czy miał co innego na myśli - nie sposób zweryfikować. Odmówił rozmowy z TVN24.
Na pytania o finanse kampanii skierowane przez portal tvn24.pl w czwartek 7 września, fundacja do tej pory nie odpowiedziała.
Czyja kampania? Zmiana stanowiska PiS po zapowiedzi PKW
Zmienia się również stanowisko zainteresowanych stron w kwestii tego, czyja jest to kampania.
Na konferencji prasowej zarządu Polskiej Fundacji Narodowej premier Beata Szydło używała formuły "my", choć nie precyzowała, kogo zalicza do tego zbioru.
- Debata, która rozpoczyna się przez akcję, ma przypomnieć, jakiej chcemy sprawiedliwości, a jaka ona jest w tej chwili - mówiła wtedy szefowa rządu.
Przedstawiciele zarządu fundacji zapewniali zaś, że nie jest to kampania rządu, ani kampania Prawa i Sprawiedliwości. Ponownie od tego, że jest to zlecenie rządu albo Prawa i Sprawiedliwości wiceprezes Świrski odżegnał się w czwartek w RMF FM.
- Nic nie wiem na ten temat, żebym się przeciwstawiał (kampanii dezinformacyjnej wobec Polski – przyp. red.) w imieniu PiS-u czy w imieniu rządu - zapewniał Świrski.
- To jest kampania, którą prowadzi fundacja narodowa. Oczywiście na zlecenie rządu – powiedział kilka godzin później na konferencji prasowej w Sejmie wicemarszałek Ryszard Terlecki. Wicemarszałek nie jest członkiem rządu, ale stał obok niego minister w Kancelarii Premiera Paweł Szefernaker i nie protestował.
Dzień wcześniej wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik zapewniał w "Jeden na Jeden" TVN24, że jednak nie jest to kampania rządu, ani też nie jest to kampania Prawa i Sprawiedliwości.
Dlaczego ważne jest ustalenie zleceniodawcy kampanii
Zdezorientowana w kwestii: czyja to kampania, jest nie tylko opinia publiczna, ale również instytucje państwa, takie jak Państwowa Komisja Wyborcza.
Jeszcze kilka dni temu PKW odpowiadała "Dziennikowi Gazecie Prawnej", że "kampania podejmowana na zlecenie Rządu RP i prezentująca program Rządu RP nie podlega kompetencjom Państwowej Komisji Wyborczej".
W środę 13 września, gdy wiceminister Wójcik zaprzeczył, jakoby była to kampania rządu, PKW ogłosiła nieoczekiwanie, że jednak zajmie się tą kampanią.
Dzień po zapowiedzi Państwowej Komisji Wyborczej, że sprawa zostanie zbadana, członek Komitetu Politycznego PiS (Terlecki) nieoczekiwanie i jednoznacznie zapewnił, o czym innym niż wiceminister rządu - mianowicie, że jednak jest to kampania realizowana na zlecenie rządu.
To na czyje zlecenie realizowana jest kampania ma kluczowe znaczenie dla tego, czy PKW może badać mechanizm jej finansowania. Zgodnie z prawem, Państwowej Komisji Wyborczej nic do tego, na co rząd wydaje pieniądze. PKW jest jednak uprawniona do kontroli tego, za czyje pieniądze partie polityczne przekonują obywateli do swoich racji.
Jak jest? Niesprawdzone treści w kampanii
Lawina sprzecznych i niespójnych informacji, jakimi fundacja i politycy zasypali w czwartek opinię publiczną, przyćmiła nieco inne kontrowersje wokół kampanii "Sprawiedliwe sądy".
Przypomnijmy, że idea tej kampanii opiera się na porównaniu obecnego stanu wymiaru sprawiedliwości z tym, co ma być w przyszłości - według postulatów głoszonych przez fundację, a tożsamych lub co najmniej zbieżnych z poglądami głoszonymi przez PiS i rząd.
W opisie stanu obecnego - głoszonym w kampanii - znalazły się informacje, których wiarygodność budzi poważne wątpliwości.
Kampania głosi, że "pobłażanie dla sędziów (...), którzy złamali prawo albo dopuścili się zaniedbań, pogłębia społeczną nieufność wobec wymiaru sprawiedliwości". Podaje też, że "sędzia ukradł kiełbasę wartą 6,90 zł, dzień później został złapany na jeździe pod wpływem alkoholu". Obie te treści są nie do pogodzenia na gruncie faktów. Tamten sędzia zrezygnował z zawodu i dostał wyrok - rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Od dwóch lat nie żyje.
Wiarygodność treści podawanych w kampanii "Sprawiedliwe sądy" podważa również oficjalne oświadczenie Sądu Okręgowego w Świdnicy.
"W związku z treścią billboardów, jakie pojawiły się w dniu dzisiejszym w ramach kampanii Polskiej Fundacji Narodowej dotyczącej reformy polskiego wymiaru sprawiedliwości o treści: 'Sąd w Świdnicy wypuścił na wolność pedofila. Po wyjściu na wolność mężczyzna skrzywdził kolejne dziecko', Prezes Sądu Okręgowego w Świdnicy informuje, że żaden z sądów świdnickich nie wydał tego rodzaju decyzji".
Na gruncie logiki co najmniej nadużyciem jest kolejne twierdzenie ze strony "Sprawiedliwych sądów": "Asystentka sądowa bez koneksji zwolniona bezpodstawnie". Tak brzmi jeden z tytułów na stronie. Z treści zamieszczonej poniżej notatki czytelnicy dowiadują się, że "kobieta uważa", że została zwolniona "przez nieodpowiednie pochodzenie i brak znajomości”.
W innym miejscu na stronie kampanii napisano, jakoby "Dziennikarska prowokacja ujawniła powiązania Sądu Okręgowego w Gdańsku z Kancelarią Premiera Donalda Tuska".
Treść notatki pod tym tytułem nie dowodzi tego jednak. Wynika z niej, owszem, że prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku okazał się podatny na naciski, za co zresztą został karnie przeniesiony do Białegostoku. Podatność na naciski jest jednak zupełnie czymś innym, niż "powiązania".
Prof. Leszek Balcerowicz, szef fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju, notabene od lat zajmującej się m.in. nieprawidłowościami w działaniach sądów (np. błędami w orzecznictwie, niesłusznymi skazaniami itp.), kiedy startowała kampania PFN mówił: - Spodziewam się, że będzie to haniebna kampania oczerniania sądów i sędziów.
Przeciw treściom rozpowszechnianym przez Polską Fundację Narodową stanowczo zaprotestowała Krajowa Rada Sądownictwa - konstytucyjny organ państwa stojący na straży niezależności sądów.
"Zestawienie nieprawdziwych lub tendencyjnie przedstawionych informacji nie służy budowaniu autorytetu państwa. Rada apeluje, aby w najlepiej pojmowanym interesie Rzeczypospolitej w ramach polityki informacyjnej, debata o reformie wymiaru sprawiedliwości opierała się na rzetelnym przedstawieniu problemów, które dotyczą sądownictwa, nie zaś na zmanipulowanym bądź wprost kłamliwym przekazie."
Kto sprawdzi "Sprawiedliwe sądy"?
O domniemanych nieprawidłowościach w kampanii Polskiej Fundacji Narodowej oficjalnie zostały zawiadomione już praktycznie wszystkie instytucje, które mogą skontrolować zarówno przepływy finansowe, jak i zgodność kampanii ze statutem i celami fundacji, powołanej w założeniu, by kształtować pozytywny wizerunek Polski za granicą.
Nie wiadomo, co w tej sprawie uczyni prokuratura.
Najwyższa Izba Kontroli analizuje wniosek o kontrolę fundacji.
Platforma Obywatelska zwołuje w tej sprawie sejmową Komisję Skarbu (opozycja, pod pewnymi warunkami, ma takie prawo nawet wbrew woli prezydium komisji).
Państwowa Komisja Wyborcza zbierze się na posiedzeniu w poniedziałek.
Prezydent Warszawy - jako jeden z dwóch organów nadzorujących fundację - żąda wyjaśnień na piśmie i zapowiada skierowanie sprawy do sądu.
Drugi organ nadzorujący - minister kultury i dziedzictwa narodowego - oświadczył w Sejmie, że nie widzi żadnych naruszeń prawa w kampanii "Sprawiedliwe sądy".
Autor: jp/adso / Źródło: tvn24.pl