Wysokie wartości temperatury w wielu częściach świata, "niekończące się" fale upałów i pożary - chyba tak najlepiej opisać obecne lato. Eksperci zajmujący się klimatem wskazali, że wszystkie niepokojące zjawiska biorą się z połączenia kilku różnych czynników.
Ubiegły miesiąc został okrzyknięty najcieplejszym czerwcem w historii prowadzenia pomiarów. Według ekspertów programu Copernicus Climate Change Service (C3S), realizowanego przez Komisję Europejską, czerwiec 2023 był o 0,5 stopnia Celsjusza cieplejszy, niż wskazywałaby średnia wieloletnia z okresu 1991-2020.
>>> Czytaj dalej: Najcieplejszy czerwiec w historii. "Rekord nie jest zaskoczeniem"
Choć lipiec jeszcze się nie zakończył, badacze już sugerują, że może go czekać podobny scenariusz.
- Pierwsze 15 dni lipca były najgorętszymi 15 dniami w historii. Tegoroczny lipiec jest na dobrej drodze, by stać się najcieplejszym w historii pomiarów - powiedział Carlo Buontempo, dyrektor C3S.
Prognozy, mówiące o tym, że nie tylko trwające lato może być najcieplejsze w historii, ale także i cały rok 2023 może być rekordowy, poparł także polski Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Eksperci zajmujący się klimatem wskazują, że za ponadprzeciętnie wysoką temperaturę odpowiada połączenie kilku różnych czynników.
Rozwój El Nino
Przez trzy ostatnie lata pogodą na świecie rządziło zjawisko La Nina. Dochodzi do niego, gdy temperatura powierzchni Oceanu Spokojnego w okolicach równika staje się niższa od przeciętnej. Wpływa na to większa aktywność pasatów, które wydobywają chłodne wody głębinowe na powierzchnię oceanu. La Nina potęguje napływ zimnego powietrza znad Kanady do Stanów Zjednoczonych, przez co zimy stają się tam chłodniejsze. Oprócz tego wzmaga monsunowe opady deszczu w Indiach.
Odwrotnością tego zjawiska jest El Nino. Podczas niego powierzchnia wód Pacyfiku staje się cieplejsza. I to właśnie z nim mamy do czynienia teraz i prawdopodobnie przez kilka kolejnych miesięcy.
- To mogło stać się dodatkowym źródłem ciepła na północnym Atlantyku. Ale ponieważ El Nino dopiero się zaczyna, to prawdopodobnie zobaczyliśmy tylko część jego oddziaływania - przekazał Robert Rohde z amerykańskiej grupy monitorującej temperaturę Berkeley Earth.
Mniejsza ochrona przed promieniowaniem
Rohde podał, że na ocieplenie Atlantyku mógł wpłynąć spadek stężenia dwóch elementów, które zazwyczaj odbijają światło słoneczne z dala od oceanu i chronią powierzchnię przed ogrzaniem. Mowa o pyle nawiewającym z Sahary oraz aerozolach siarki, pochodzących z paliwa żeglugowego.
Badacz dodał, że jego analiza wykazała, że w regionie północnego Atlantyku znajduje się "wyjątkowo niski poziom pyłu unoszącego się znad Sahary". Zdaniem Karstena Hausteina z niemieckiego federalnego Centrum Usług Klimatycznych, odpowiada za to osłabienie pasatów. Drugie zjawisko to natomiast konsekwencja wprowadzonych w 2020 roku ograniczeń dotyczących żeglugi. - Nie wyjaśnia to całej sytuacji na północnym Atlantyku, ale mogło zwiększyć jego dotkliwość - stwierdził Rohde.
Wpływ antycyklonów
Za niezwykle ciepło w 2023 roku odpowiadać mogą nie tylko zjawiska na wodzie. Jak przekazał Richard Allan, profesor nauk klimatycznych na brytyjskim Uniwersytecie w Reading, ocieplające się oceany wpływają bezpośrednio na wzorce pogodowe na lądzie, przyczyniając się do intensywniejszych fal upałów, susz czy burz. Tymczasem cieplejsza atmosfera może zasysać wilgoć i oddawać ją w niespodziewanych miejscach.
Naukowcy zwrócili uwagę na długość i intensywność utrzymujących się antycyklonów, które wywołują fale upałów.
- Tam, gdzie obszary wysokiego ciśnienia utrzymują się przez długi czas, powietrze opada i ogrzewa się, topi chmury, powodując intensywne promieniowanie słoneczne, które ogrzewa ziemię i powietrze powyżej. A [w tym roku - przyp. red.] fale upałów "utknęły w miejscu" na wiele tygodni - powiedział Allan.
Konsekwencje zjawiska doskonale widać obecnie w Europie. We Włoszech termometry pokazały w tym tygodniu aż 47 stopni, a w Grecji i Szwajcarii trwają pożary.
- W Europie gorące powietrze, które napłynęło z Afryki, pozostaje teraz na miejscu, a obecność wysokiego ciśnienia oznacza, że ciepło w już rozgrzanym morzu, lądzie i powietrzu cały czas rośnie - stwierdziła Hannah Cloke, klimatolog z University of Reading.
Tymczasem Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) ostrzegła, że jeszcze w tym tygodniu może paść kolejny rekord średniej temperatury dla świata. Poprzednią najwyższą wartość odnotowano zaledwie kilkanaście dni temu - 6 lipca.
>>> Sprawdź też: Ziemia się gotuje. Czwartek najcieplejszym dniem w historii pomiarów
Fala za falą
Kolejnym istotnym czynnikiem są postępujące zmiany klimatu. Według ubiegłorocznego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), procesy te sprawiły, że fale upałów stają się "częstsze i bardziej intensywne w większości regionów lądowych od lat pięćdziesiątych XX wieku".
- Fale upałów nie są pojedynczym zjawiskiem, kilkoma działającymi w jednym czasie. Ale wszystkie są wzmacniane przez jeden czynnik, jakim są zmiany klimatu - mówił Robert Vautard, dyrektor francuskiego instytutu klimatycznego Pierre-Simon Laplace.
Zmiany klimatu wydłużają i wzmacniają fale upałów. Na szczęście ludzkość jest w stanie jeszcze je opanować poprzez natychmiastowe zerwanie z emisjami gazów cieplarnianych. Zdaniem ekspertów zajmujących się klimatem, wprowadzone w tym celu działania są cały czas niewystarczające.
- Wychodzimy ze zwykłych i dobrze znanych naturalnych oscylacji klimatu na niezbadane i bardziej ekstremalne terytorium - przekazała Melissa Lazenby, starsza wykładowczyni ds. zmian klimatu na University of Sussex.
IPCC stwierdził, że fale upałów staną się jeszcze częstsze i silniejsze, jeśli wysiłki zmniejszające emisję gazów cieplarnianych nie będą wystarczające.
- To dopiero początek - mówił Simon Lewis, kierownik katedry nauki o zmianach globalnych na University College London. - Głębokie, szybkie i trwałe cięcia emisji dwutlenku węgla do zera netto mogą powstrzymać ocieplenie, ale ludzkość będzie musiała dostosować się do jeszcze bardziej dotkliwych fal upałów w przyszłości - podsumował.
Źródło: sciencealert.com, AFP