W oddali widziałem już zbliżającą się wodę. W ostatnim momencie przejechałem samochodem przez most. Widziałem ludzi i samochody niesione przez nurt - opowiadał w rozmowie z redakcją Kontaku24 pan Lech, który mieszka w hiszpańskiej Walencji. Trwa sprzątanie po katastrofalnych powodziach, które niecały tydzień temu nawiedziły południowo-wschodnią część kraju. Liczba ofiar śmiertelnych przekracza 200, zaginionych jest ponad tysiąc.
Hiszpańska obrona cywilna w niedzielę wieczorem podała, że w wyniku gwałtownych powodzi zginęło co najmniej 217 osób, z czego 214 w samej prowincji Walencja. Ostateczna liczba ofiar wciąż jednak nie jest znana. Za zaginione uznaje się ponad tysiąc osób.
W dalszym ciągu ratownikom nie udało się dotrzeć do wszystkich podziemnych garaży w Walencji, między innymi w centrach handlowych oraz do kilku tuneli.
"Widziałem ludzi i samochody niesione przez nurt"
Najbardziej ucierpiały miejscowości położone na obrzeżach miasta Walencja. W rozmowie z redakcją Kontaktu24 pan Lech, który od kilkunastu lat mieszka w Calicanto oddalonym o 30 kilometrów na wschód od stolicy prowincji, opowiedział o swoich doświadczeniach związanych z przejściem powodzi przez tamten rejon. - Byłem we wtorek w sklepie budowlanym. W czasie zakupów klienci usłyszeli oficjalny komunikat od służb z prośbą o nieopuszczanie domów i nieporuszanie się po mieście ze względu na niebezpieczne warunki. Przestraszyłem się, nie ukrywam. Zacząłem iść w kierunku wyjścia, gdy usłyszałem kolejny komunikat, tym razem od pracowników sklepu. Została zarządzona ewakuacja - opowiadał.
Czytaj też: Samochody stały się śmiertelną pułapką
Mężczyzna niezwłocznie udał się w kierunku swojego auta, który było zaparkowane przy samym sklepie. - Szybko ruszyłem w kierunku samochodu. W oddali widziałem już zbliżającą się wodę. Udało mi się uciec z centrum handlowego Bonaire (gmina Aldaia) przed powodzią. W ostatnim momencie przejechałem samochodem przez most, który zawalił się dwie minuty później. Widziałem ludzi i samochody niesione przez nurt - relacjonował.
- Gdy zdałem sobie sprawę, że jestem w sytuacji bez wyjścia i wszystkie autostrady są zamknięte, skręciłem i podjechałem pod supermarket, który jest na wzniesieniu. Zaparkowałem tam samochód i czekałem na poprawę sytuacji. Niestety, ale byłem zmuszony spędzić tam noc i sporą cześć poranka. Wyruszyłem o godzinie ósmej rano do domu. Podróż, która zajmowała mi maksymalnie 15 minut, trwała sześć godzin - mówił Reporter24.
Ministerstwo spraw wewnętrznych Hiszpanii poinformowało w poniedziałek przed południem, że na dużym podziemnym parkingu centrum handlowego Bonaire, który w całości został zalany, nie znaleziono dotąd żadnych ciał. Znajduje się tam 5700 miejsc parkingowych.
Pierwsza zagraniczna ekipa ratunkowa opuściła Hiszpanię
W poniedziałek Hiszpanię opuściła pierwsza zagraniczna ekipa ratownicza. 10-osobowy zespół portugalskich ratowników dotarł do prowincji Walencja w piątek wraz ze specjalistycznym sprzętem ratowniczym oraz trzema psami tropiącymi.
Kierujący zespołem Pedro Baptista przekazał, że ekipa z miasta Porto odnalazła dwa ciała zaginionych osób. Sprecyzował, że kluczowe w znalezieniu zwłok było wsparcie psów. Dodał, że sytuacja w prowincji pozostaje bardzo trudna, podobnie jak warunki pracy ratowników.
Pomoc Hiszpanii zaoferowały również między innymi Francja i Niemcy, w dzień po powodziach zapowiedzieli ją również przedstawiciele UE.
Do tego doświadczonego przez powodzie regionu stale napływają wolontariusze z różnych części Hiszpanii. Ich pomoc polega głównie na wspieraniu lokalnej ludności w oczyszczaniu ulic, sprzątaniu na prywatnych posesjach oraz wypompowywaniu wody z garaży oraz piwnic. W akcję zanagażowało się ponad 100 tysięcy wolontariuszy.
Źródło: Kontakt24, Reuters, PAP, tvnmeteo.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/MIGUEL ANGEL POLO