Australia zmaga się z pożarami i powodziami. W środę nad wschodnią część kraju nadciągnęły ulewy i burze z piorunami. Miejscami deszcz okazał się wybawieniem od trawiących region pożarów buszu, w szczególności w miejscowości Loch Sport, która od wtorku była odcięta od świata przez płomienie.
W południowo-wschodniej Australii trwa walka ze skutkami gwałtownych zjawisk pogodowych. Po męczącej fali upałów w środę przez część stanów Wiktoria i Nowa Południowa Walia przetoczyły się burze z piorunami, którym towarzyszyły ulewy. W niektórych miejscach w ciągu 24 godzin spadło nawet 130 litrów wody na metr kwadratowy.
Deszcz i płomienie
Według Australijskiego Biura Meteorologicznego, do środowego popołudnia w północno-wschodniej Wiktorii spodziewane były gwałtowne powodzie. Bliska wystąpienia z brzegów była rzeka Macalister, co zmusiło władze do wydania nakazów ewakuacji dla położonych nad nią miejscowości.
Na wybrzeżu, w miejscowości Loch Sport deszcz okazał się jednak wybawieniem. Od wtorku jej mieszkańcy byli uwięzieni w mieście przez szalejący dookoła pożar buszu - ogień odciął jedyną drogę wyjazdową. Opady pomogły strażakom w walce z żywiołem, a płomienie rozprzestrzeniały się coraz wolniej.
- Teraz pada deszcz, co jest błogosławieństwem - powiedział jeden z mieszkańców w rozmowie z australijskim nadawcą ABC News. - To było jak Armagedon, ogień był tak gwałtowny. Po prostu przerażające. (...) Drzewa były jak zapałki.
"Lato jak z koszmarów"
W Nowej Południowej Walii w tym samym czasie trwała walka z pożarem w regionie Bega Valley. Ogień rozszalał się we wtorek, w błyskawicznym tempie pochłaniając ponad 5000 hektarów. Płomienie strawiły także trzy domy w okolicach miasta Bermagui.
- Bądźcie gotowi na lato jak z koszmarów - powiedział Chris Minns, premier Nowej Południowej Walii, podczas wizyty na dotkniętym przez pożary terenie. - Nawet podczas wyjazdów naprawdę ważne jest, aby wiedzieć, gdzie znajdują się centra ewakuacyjne - dodał.
Źródło: Reuters, ABC News