Silne trzęsienie ziemi odnotowano w piątek w środkowej części Birmy. Wstrząsy odczuwalne były między innymi w stolicy Tajlandii. Do redakcji Kontaktu24 napisał pan Hubert, który przebywa w Bangkoku. Udało mu się uchwycić na nagraniu moment, na którym widać wodę wylewającą się z basenu na dachu wieżowca. O tym, co działo się w mieście, opowiedzieli także pani Magdalena i pan Artur.
Trzęsienie ziemi nawiedziło w piątek Birmę. Wstrząsy były mocno odczuwalne w sąsiedniej Tajlandii. Z redakcją Kontaktu24 skontaktował się pan Hubert, który przebywa w Bangkoku. Udało mu się uchwycić moment, na którym widać wodę wylewającą się z basenu na dachu wieżowca. - Byliśmy wtedy w centrum handlowym, ogromnym, siedmiopiętrowym budynku. Około 13.20 poczułem zawroty głowy i pomyślałem, że to przez upał. Po sekundzie nagle zaczęła się ewakuacja, ludzie zaczęli uciekać w dół i na zewnątrz budynku. Nie wiem, jak powinienem się zachować w takiej sytuacji, w Polsce tego nie doznajemy. Czy uciekać do podziemi czy na dwór? Poszliśmy tam, gdzie lokalsi - relacjonował.
Wstrząsy odczuwalne w Bangkoku. "Wszystko trwało 30 sekund"
Nie wiedząc, jak się zachować, pan Hubert postanowił podążyć za mieszkańcami. Wybiegli na otwartą przestrzeń między wieżowcami, gdzie również było widać kołyszące się na boki budynki.
- Większość budynków na szczycie ma baseny, więc ruch był bardziej widoczny dzięki wodospadom wody. Wszystko trwało 30 sekund. Od ponad dwóch godzin stoimy w miejscu ewakuacji i ewidentnie nikt nie wie, jak się zachować. Nie wiemy, czy już można wracać do pracy, do normalności. Brak jakiejkolwiek koordynacji zachowań - opowiadał. - Na szczęście dostaliśmy od kogoś wodę. Jest tu jednak ponad 30 stopni i stanie w takim miejscu może doprowadzić do zasłabnięcia. Większość ludzi zachowała się spokojnie, rozmawiają ze sobą, jakby to była normalna sytuacja w ich kraju. Kilka osób było mocniej spanikowanych. W naszej okolicy nikomu nic się nie stało - dodał.
"Ludzie biegli z kotami, komputerami"
Skontaktowała się z nami także pani Magdalena, Polka mieszkająca w Bangkoku. Kobieta opowiedziała o ewakuacji w związku z dzisiejszym trzęsieniem ziemi. - Ja na ogół pracuję zdalnie w domu, więc zaczęło się tak, że siedziałam na 30. piętrze i robiłam zadania do pracy. To centrum Bangkoku. Cały budynek ma 45 pięter, na górze są baseny. Siedziałam przy biurku i pracowałam, gdy usłyszałam dziwne odgłosy. Na początku wydawało mi się, że sąsiedzi się kłócą. Potem słyszałam, że w kuchni mi się coś zawala i pomyślałam, że coś gorszego się dzieje. Wstałam od komputera, mój telefon się rozdzwonił i tylko czułam, jak cały budynek się chwieje. Odebrałam telefon od kolegi i tylko obserwowałam budynek obok, na który wylewała się woda z basenu. Wtedy zdałam sobie sprawę, że trwa trzęsienie ziemi. Szybko założyłam buty i dalej, rozmawiając przez telefon, wybiegłam z mieszkania. Biegłam pomiędzy ludźmi, prawo i lewo, prawo i lewo, a mój rozmówca krzyczał, bym uciekała - skomentowała. Na korytarzach budynku panował chaos, a kobiecie zależało, by jak najszybciej dotrzeć do wyjścia.
- Ludzie biegli z kotami, komputerami. Wiadomo, starsze panie szły wolniej, ludzie biegli bez butów, cement zaczął odpadać ze ścian. Podczas biegu zauważyłam, że ściany zaczynają pękać i już myślałam, że naprawdę zaraz umrę. Na samym dole ludzie wyskakiwali przez okna i sobie nawzajem pomagali, by wyskoczyć z niskich pięter. Na samym dole zastałam chaos, pracownicy stali, nawoływali. Wokół alarm, syreny, wszystko. Od razu zamówiłam sobie taksówkę-motocykl do kolegi, to popularny środek transportu tutaj. Teraz jestem bezpieczna, dalej od centrum. Wiadomo, jak to jest przy trzęsieniach, może być i drugie - kontynuowała. Pani Magdalena zaznaczyła, że jest już bezpieczna, ale na razie nie chce wracać do centrum.
- Rozmawiałam z przyjaciółmi i od nich wiem, że już nie wpuszczają do żadnych wysokich budynków, boją się powtórki. Ja do tej pory się trzęsę. Nie wiem, jak to opisać, to było coś strasznego. Jak zobaczyłam, że ten budynek pęka, to myślałam, że runie jak na filmach. Nigdy w życiu tak szybko nie biegłam - podsumowała.
W Bangkoku "trwa paraliż komunikacyjny"
O sytuacji w Bangkoku opowiadał pan Artur, który przebywa obecnie w tym mieście.
- Stacje metra są zamknięte, galerie również. W mieście został wprowadzony stan wyjątkowy - mówił. Dodał, że mnóstwo budynków ma uszkodzenia konstrukcyjne. - Ludzie koczują przy wejściu do metra, ponieważ nie mają jak wrócić do domu. Trwa paraliż komunikacyjny.
Jak przekazał, wszystkie ulice w Bangkoku są zakorkowane, podróżowanie jest utrudnione. - Jest to straszny dzień nie tylko dla mieszkańców Bangkoku, ale całej Tajlandii i Birmy - podkreślił. - Sytuacja jest nieprzewidywalna, nie wiemy co dalej będzie - dodał.
Źródło: Kontakt24
Źródło zdjęcia głównego: Magdalena/Kontakt 24