Turystyka w okolicach słynnej tamy w Hartbeespoort w Republice Południowej Afryki zaczęła podupadać. Wszystko z powodu eichorni gruboogonkowej, inaczej nazywanej hiacyntem wodnym, która opanowała ogromną część tamtejszego zbiornika. Przez inwazyjną roślinę cierpią nie tylko ludzie, lecz także przyroda.
Miasteczko Hartbeespoort w Republice Południowej Afryki tętniło życiem dzięki turystom, którzy tłumnie przybywali nad tamtejsze jezioro, by cieszyć oczy widokami i spędzać czas na uprawianiu sportów wodnych. Teraz nie jest to już możliwe. Każdy, kto odwiedza okolicę, zamiast jeziora widzi morze inwazyjnej rośliny - eichorni gruboogonkowej, znanej także jako hiacynt wodny.
Brak pracy i możliwości utrzymania się
Za ekspansję rośliny winić należy przede wszystkim zanieczyszczanie wód jeziora, na przykład chemikaliami przemysłowymi czy śmieciami napływającymi z okolicznych rzek.
- W RPA mamy do czynienia z bardzo zanieczyszczonymi wodami - powiedziała profesor Julie Coetzee, która bada hiacynty wodne od ponad 20 lat i zarządza programem dotyczącym tak zwanych chwastów wodnych w Centrum Kontroli Biologicznej na Rhodes University.
Składniki zanieczyszczeń to doskonały nawóz dla chwastów. Dla mieszkańców, którzy swój byt uzależniają od turystyki, zły stan zbiornika to ogromny problem.
Dion Mostert, który kieruje firmą zajmującą się wypożyczaniem łodzi, jest na skraju redukcji zatrudnienia. Z powodu inwazji hiacyntów wodnych pracę u niego ma stracić aż 25 osób.
- Łodzie nigdzie nie wypływają - powiedział Mostert i pokazał, jak jedna z jego jednostek utknęła w chaszczach. Jak przyznał, rozważał skorzystanie z herbicydów, ale uznał, że tak drastyczna metoda mogłaby jeszcze bardziej pogorszyć stan zbiornika.
Naturalny wróg
Naukowcy znaleźli bardziej naturalny sposób na pozbycie się rośliny. Jest nim owad z rzędu pluskwiaków żywiący się hiacyntem wodnym - Megamelus scutellaris. Mieszkańcy coraz częściej patrzą przychylnie na to rozwiązanie. Te maleńkie owady, które są naturalnymi wrogami inwazyjnej rośliny, pochodzą z dorzecza Amazonki w Ameryce Południowej i wypuszcza się je całymi chmarami naraz. Niszczą one tkankę transportującą składniki odżywcze, które wytwarzane są w liściach podczas fotosyntezy. Na razie armia owadów uwolniła już pięć procent obszaru, który wcześniej zajmowany był przez hiacynty wodne.
Problem jest znacznie szerszy
Zdaniem ekologa Patricka Gandy'ego, który masowo hoduje te owady w rezerwacie Grootvaly Blesbokspruit, taka walka z plagą roślin to dobre rozwiązanie. Niegdyś w jego okolicach mieszkało ponad sto różnych gatunków ptaków, które przyciągały wielu turystów. Obecnie, z powodu ekspansji hiacynta wodnego, pożywienia jest dla nich tak mało, że pozostały tylko dwa lub trzy gatunki.
Badacze ostrzegają, że o ile owad jest skuteczny w opanowywaniu sytuacji, w przyszłości należy zrobić o wiele więcej, by zapobiec podobnemu rozprzestrzenianiu się roślin inwazyjnych. Jak mówią, władza powinna zająć się zaostrzeniem przepisów, dotyczących gospodarki ściekowej.
- To leczenie jedynie symptomu znacznie większego problemu - podsumowała Kelby English, badaczka z Rhodes University.
Źródło: Reuters